piątkowy wieczór we dwoje
detale
Clyde - 100+220mg sniff
Pokój w domu jednorodzinnym
Alkohol - standardowo
25x-NBOMe - 2x
LSD - parę razy
MDMA - 2x
1pLSD - 1x
4AcO-MIpT - 1x
Difenidyna - 1x
3MeO-PCP - 1x
MDMB-CHMICA - kilka razy
AB-PINACA - kilka razy
Marihuana i haszysz - dużo razy
DXM - parę razy
DMT - 1x
Amfetamina - 1x
Clyde:
Alkohol - standardowo
LSD - kilka razy
25x-NBOMe - 3x
benzo - pojedyncze razy
Marihuana i haszysz - dużo razy
DXM - sporo
PST - sporo
4AcO-MIPt - 1x
3-MeO-PCP - parę razy
DMT - parę razy
LSA - kilka razy
MDMB-CHMICA - kilka razy
AB-PINACA - kilka razy
+ parę razy inne kanna
Difenidyna - kilka razy
DOC - 1x
Amfetamina - 1x
3MMC - 1x
MDMA - 2x
raporty bonnie and clyde
piątkowy wieczór we dwoje
podobne
O nas
Bonnie – studentka kierunku humanistycznego, zainteresowana niektórymi aspektami kultury, antropologii i psychologii; Clyde – student kierunku związanego z biologią, interesuje się muzyką. Jesteśmy parą od kilku lat, od dwóch wspólnie zgłębiamy temat substancji psychoaktywnych. Można powiedzieć, że jest to nasze wspólne hobby, które pozwala nam przy okazji dowiedzieć się dużo o sobie. Łączymy w tym podejście biologiczno-chemiczne z kulturowo-psychologicznym. Jesteśmy otwarci i ciekawi nowych doświadczeń, ale w tym poznawaniu zawsze staramy się zachować odpowiednią ostrożność i odpowiedzialność.
Piątek wieczór
4-CMC + THC
Bonnie
Jest to nasz pierwszy kontakt z tą substancją. Clyde spontanicznie zaproponował, żeby wypróbować ją wieczorem. Nie wiedziałam, czego oczekiwać, ale stwierdziłam, że czemu nie, choć nie spodziewałam się fajerwerków po keto.Tak jak Clyde, zdecydowanie preferuję najbardziej psychodeliki.
Wcześniej tego dnia spaliliśmy ze znajomym niewielką dawkę lekkiej sativy w joincie. Nie zadziałała na mnie zbyt bardzo. Clyde spalił więcej niż ja, więc czuł mocniej. Byliśmy dość zmęczeni, ale w dobrych nastrojach, wróciliśmy wieczorem do domu.
Clyde
Tytułem wstępu: zawsze miałem dość sceptyczne podejście do ketonów i stymulantów w ogólności, zdecydowanie za swój drug of choice uważam psychodeliki i dodatkowo zdaję sobie sprawę z tego, jak nieprzyjemne i nawet niebezpieczne mogą być efekty nadużywania BK. Obecną porcję dostałem jako próbkę do zamówienia z etizolamem w roli koła ratunkowego do psychodelików i wiedziony ciekawością zdecydowałem się wypróbować ją z Bonnie. Wybór padł na dzień dość ważnego dla mnie egzaminu, który udało mi się dobrze zdać, w dodatku niedługo po wyjściu z uczelni spotkaliśmy się w trójkę u mojego kumpla z czasów podstawówki, z którym przegadaliśmy 3 godziny jarając jointy, więc humor dopisywał na 100%. Samo doświadczenie miało miejsce w moim domu w środku nocy.
23:00
Clyde
Siedzimy z Bonnie u mnie w pokoju i rozmawiamy, czekamy aż reszta domowników uda się spać, ustalamy dawki, podział posiadanej przez nas porcji na osoby i dogadujemy szczegóły. Co prawda klefedron jest uznawany powszechnie za dość "zwyczajną" używkę i zarzucany jest w ilościach hurtowych, ale oboje czujemy sporą ekscytację, którą Bonnie określa mianem tremy. Pokazuję jej wpis o substancji na Wolnej Molekule i mówię mniej więcej, jakich efektów można się spodziewać bazując na przeczytanych opisach działania 4cmc. Drobnokrystaliczny proszek jest już pokruszony dość dobrze w torebce, ale dla łatwiejszej aplikacji rozdrabniam go dodatkowo. Ostrzegam Bonnie, że może być dość nieprzyjemny dla nosa. Odmierzam dawki, dzielę niecałe (przyszło wilgotne, więc wolałem osuszyć przed zastosowaniem) pół grama na cztery porcje. Po 60 i 90mg dla Bonnie i po 100 i 200mg dla siebie. Bonnie jest strasznie wrażliwa na wszelkie substancje vide dużo mocniejsze efekty po 100ug LSD niż ja po 150. To, ile weźmiemy z drugiej porcji miało też zależeć od tego, jak zadziała pierwsza.
23:20
Clyde
Wszyscy poza nami śpią, droga wolna. Najpierw ja wciągam swoje 100mg przez papierową zwijkę, potem robi to Bonnie. Piecze potwornie w nos i łzawią nam oczy, ale po jakichś 30 sekundach jest już ok. Zaczyna wchodzić. Odczuwam to jako przypływ energii i ciepła w ciele, zaczynam czuć się wyraźnie pobudzony i lekko odrealniony, co kojarzy mi się odrobinę z MDMA. Jest też minimalna nutka kojarząca mi się z dysocjantową dziwnością, ktoś chyba na Hypku pisał, że klef jest dysocjacyjny. Po paru chwilach substancja wchodzi całkowicie, czuję przyjemną, ale dość lekką euforię. Bonnie ma w tym momencie jeszcze trochę słabiej, mówi, że coś czuje, ale jednocześnie ma wrażenie bycia dość trzeźwą. Ja jestem mimo wszystko dość ogarnięty. Rozmawiamy, zauważamy, że jest nam zdecydowanie cieplej. Bonnie prosi, żebym przełączył muzykę na coś żywszego (leciało Codex VI), przełączam na coś Talamasca. Psytrance pasuje teraz idealnie. Czujemy się pobudzeni, Bonnie nie może usiedzieć w miejscu, rusza się w rytm muzyki, śmieje, patrzy na mnie pięknymi, czarnymi oczami, mam wrażenie, że czuje działanie 4cmc o wiele mocniej niż ja. W końcu oboje wstajemy, ogarniam trochę pokój, Bonnie tańczy do muzyki, zaczynamy przytulać się, stojąc. Jest dobrze.
Bonnie
Pierwszą dawkę 4-CMC wzięliśmy donosowo koło 23:30. Wzięłam 60 mg – może i to jest ogólnie mało, ale, po pierwsze, to był pierwszy raz, więc wolałam ostrożnie, a po drugie, wolałam ostrożnie też z racji, że jestem ogólnie wrażliwa na różne substancje i nie trzeba mi dużo, żeby mieć mocno. Kryształ, mimo że drobno zmielony, walnął po śluzówce nosa, bardzo piekło, do tego stopnia, że oboje łzawiliśmy, ja czułam ból w okolicy ucha. Na szczęście mieliśmy pod ręką przeciwzapalne krople do nosa, więc szybko po wchłonięciu się kryształu mogliśmy ich użyć. Pieczenie stosunkowo szybko przeszło, niestety trochę podrażnia też gardło. Czas ładowania wyniósł ~5 minut, w tym czasie, mimo względnego poczucia trzeźwości, szybko poczułam narastającą stymulację i niewielką euforię, coś w rodzaju tremy przed wejściem na scenę. Po kilku minutach nagle gwałtownie wczytała się pełnia mocy: duża euforia, ogólne poczucie radości, stymulacja w łagodny sposób, po prostu chęć ruchu, tańczenia, motywacja do działania. Fizyczne poczucie ciepła, potliwość rąk i stóp, do tego lekki szczękościsk, nieporównywalny jednak na przykład z tym, który mam zawsze na psychodelikach. Źrenice mocno rozszerzone. Percepcyjnie miałam spowolnione widzenie, które skojarzyło mi się z niewielką dawką alkoholu, jednak w ogóle bez psychicznego poczucia nieogaru i zmulenia, które jest na alko. Wizualnie też efekt rybiego oka, lekko dysocjacyjny klimat porównywalny do niskich dawek DXM. Silne wczucie się w muzykę (psytrance wjechał jak złoto) i non stop niekontrolowane lekkie podrygiwanie do rytmu – bardzo tanecznie. Po kilku chwilach zmieniło się w poskakiwanie do rytmu przez kilka minut. Krótko po rozpoczęciu peakupoczułam chęć pozbycia się z siebie ubrań – co też zostało uczynione (ale bez seksualnego wydźwięku – po prostu przez chęć swobody i to, że było gorąco). Przez cały ten czas Clyde sprawiał wrażenie dużo bardziej trzeźwego niż ja, bardziej „przyziemnego”, nie miał takiej stymulacji i euforii, ale okazywał, że jest mu przyjemnie, przytulał się i ogólnie wykazywał chęć kontaktu ze mną. Dość mocno pilnował, żebyśmy nie byli zbyt głośni, bo nie byliśmy wtedy sami w domu. Zachowywał się nawet lekko paranoicznie, ale jeszcze w dość normalnym stopniu (ogólnie ma takie skłonności na różnych substancjach). Największa siła działania utrzymała się mniej więcej 25 minut (choć wydawało się subiektywnie, że minęło dużo więcej czasu), potem już nieco lżej, nie tak stymulująco.
23:45
Clyde
Bonnie przebrała się w czerwoną, koronkową halkę, jest nam ciepło, ale peak już przeszedł, zdecydowanie zaczynam czuć wadę tej substancji, jaką jest jej czas działania. Dalej jednak jest bardzo ciepło i przyjemnie, ale mniej stymulująco. Rozmawiamy, przytulamy się i raz na jakiś czas wstajemy mimo to. Trochę łażę też po pokoju. Cały czas jest dość pluszowo i widzę wyraźną zmianę w percepcji wzrokowej, wszystko wydaje się być bardzo pastelowe i jednocześnie, trochę jak na dysocjantach, odległe.
00:00
Clyde
Pierwsza dawka osłabła już na tyle, że zdecydowaliśmy się na dorzutkę, jako że miałem bardzo lekko, aplikuję razem trochę ponad 200mg. Odbieram Bonnie trochę z jej dawki, bo prosi o lżejszą. Aplikujemy. Znowu ból w nosie, tym razem jednak wchodzi mi dużo szybciej. Czuję też zdecydowanie większy nieogar i plusz niż na początku, a mniejszą stymulację. Wstaję, kręcę się chwilę po pokoju czując, jak powoli zmiany w odczuwaniu i euforia przestają narastać. Jest bardzo przyjemnie, mój dotyk staje się niesamowicie wyostrzony, a obraz lekko rozmazany i odleglejszy, muzyka brzmi głęboko, choć daleko temu do odczuć po psychodelikach. O dziwo cały czas kontrolowane przeze mnie tętno nie skacze do jakichś ogromnych wartości, utrzymuje się raczej na dość normalnym poziomie, serce nie bije mi szybciej niż na LSD.
00:00 – 00:40
Bonnie
Druga dawka weszła krótko po północy. Zmieniliśmy trochę proporcje: ja wzięłam mniej niż planowaliśmy (70 mg), Clyde więcej, bo za pierwszym razem mnie wręcz wystrzeliło, a on czuł nie tak dużo. Wczytała się w mniej niż 5 minut. W moim przypadku widoczna była zmiana charakteru działania: było spokojniej, mniejsza stymulacja, mniej euforii, więcej ogólnego poczucia spokoju, łóżko zrobiło się bardzo wygodne, zmysł dotyku wyczulony. Nie było już takiego rozgrzewania jak przy pierwszej dawce, więc po rozebraniu się nagle zaczęłam nieco marznąć. Pojawiła się większa gadatliwość niż za pierwszym razem, dużo większe skupienie na sobie wzajemnie. Przytuleni z Clyde’em leżeliśmy pod kołdrą w bieliźnie (dalej bez seksualnego podtekstu) i rozmawialiśmy. Mieliśmy większe poczucie odhamowania w rozmowie, osobiste i czasem drażliwe tematy poruszaliśmy bez żadnego problemu, dużo bardziej byliśmy się w stanie wczuć w temat rozmów, niemalże miejscami czułam sama emocje Clyde’a tak jak własne i dużo mocniej przeżywałam własne pozytywne emocje. Mieliśmy większą empatię i zrozumienie dla drugiej osoby (terapeutyczny potencjał). Jednak nie w takim stopniu jak np. MDMA. Występowało coś, co można nazwać „powidokami” dotyku – przez kilka minut po tym, jak Clyde mnie głaskał, nadal czułam na skórze lekko dotyk. On mówił, że miał wizuale (i cevy i oevy), ja niestety tylko lekkie cevy i kiedy się naprawdę skupiłam, oevy w formie takiej jakby wzorzystej „wytłoczki” na wszystkim, co widziałam. Czysty, abstrakcyjny wzór nałożony na rzeczywistość, nie zaburzający jednak normalnego widzenia. Rozmowa dalej była bardzo składna, ale nieco nieogarnięta czasami musieliśmy nieco wolniej pomyśleć, co powiedzieć. Była też dysocjacja objawiająca się tym, że próby czytania Facebooka na telefonie przyprawiały o poczucie bliżej nieokreślonej dziwności, zawieszałam się na pojedynczych słowach i zastanawiałam się, dlaczego brzmią tak, jak akurat brzmią i czemu mają akurat takie znaczenie, jakie mają.
Clyde
Leżymy na łóżku, Bonnie mówi że też czuje, jak po dorzutce zmienił się charakter "fazy" na bardziej pluszowy i nadający się do rozpływania w łóżku. Kładziemy się razem i przytulamy. Rozmawiamy szczerze na wiele tematów, z których sporo było bardzo osobiste, ale nie sprawia nam to żadnego problemu. Jesteśmy ze sobą szczerzy, ale zdecydowanie brakuje temu stanowi głębi, jaką pamiętam z doświadczenia z MDMA. Gdy druga porcja kończy swoje najintensywniejsze działanie decydujemy się dopalić trochę zioła dla relaksu. Z racji że nie mam go zbyt dużo, i że jest to dość lekka (ale zdecydowanie nie słaba) sativa, decyduję się na wiadro.
00:45
Bonnie
Po peaku drugiej dawki zapaliliśmy zioło (sativę), on z wiadra, ja z lufki. Ja dość małą ilość, wpłynęła na samopoczucie bardzo relaksująco, nieco przykuło do łóżka, nie chciało się ruszać, w głowie panował rodzaj chillującego wyciszenia. Zasychało w gardle, duże pragnienie. Rozmowa stała się bardziej urywana, nieogarnięta.Stan wtedy skojarzył mi się znowu z niską dawką DXM przez sposób odrealnienia i odcięcia od bodźców zewnętrznych. Clyde mówił w tym czasie o tym, jak mocno na niego zadziałało to palenie, mówił o wizualach i synestezjach, podczas gdy ja w ogóle nie byłam na tym poziomie upalenia. Trochę mu zazdrościłam, ale byłam też dość zmęczona, więc nie czułam potrzeby palić dużo.
Zauważyłam przy tym z tyłu głowy niepokojącą myśl, że „wrzuciłabym jeszcze tej klefy, bo już słabnie, a było fajnie”, jednak wiem, że to przy większych ilościach dość mocno rozwala, więc odrzuciłam myślenie o tym. Jednak rozumiem teraz, dlaczego są ludzie, którzy podczas całonocnych imprez wciągają to na kilogramy.
Clyde
Ładuję lufkę tak, żeby nie była przesadnie wypchana, podpalam, naciągam dym i biorę wszystko do płuc. Prostuję się z nad butli i czuję, jak marihuana zaczyna swoje działanie. Jest mi bardzo przyjemnie, czuję się lekko, a wzrok mi się wyostrza, wszystko staje się bardzo pastelowe, a muzyka brzmi jeszcze lepiej, zwłaszcza, że lekko dubowyOtt idealnie wpisuje się w mój stan. Czuję się, jakby stan w którym jestem skręcał lekko w stronę psychodelików, albo pierwszych, bardzo lekkich razów z syntetycznymi kannabinoidami w małych, jak na forumowe standardy, dawkach. Jestem jednak zdecydowanie bardziej ogarnięty niż na kanna i nie czuję nieprzyjemnych efektów fizycznych. Znowu sprawdzam puls i ze zdziwieniem zauważam, że nie jest przesadnie podwyższony. Czuję się zaskakująco ogarnięty jak na to, czego się spodziewałem i bardzo cieszy mnie, że mix nie poszedł w bardziej zmulającym kierunku.
Bonnie pali swoją lufkę, woli normalnie, nie z wiadra. Jesteśmy oboje śmiesznie nieogarnięci od porobienia, jest nam bardzo przyjemnie, dość luźno. Zauważam lekkie myśli o dorzutce, ale zdaję sobie sprawę, że nie miałbym już po co i byłaby to dla mnie przesada. Nawet jakbym miał jeszcze 4-CMC, nie zażyłbym go w tym momencie.
Zażywam jednak więcej MJ, bo Bonnie oddaje mi do dokończenia swoją lufkę. Od tego momentu sprawy przybrały dość nieoczekiwany obrót. Okazało się bowiem, że mix ten był zdecydowanie bardziej "psychodeliczny" i "dysocjacyjny" niż się spodziewałem. Oczywiście nie mam tu na myśli efektów poszczególnych grup per se, a raczej skojarzenia z nimi, które mój umysł odnajdywał pod wpływem bodźców dostarczanych przez zmienioną klefedronem i sativą percepcję.
00:55 – 1:40
Clyde
Leżymy na łóżku. Jest bardzo mocno, ale w pozytywnym dla mnie znaczeniu tego słowa. Nie zauważam znaczących efektów niepożądanych ze strony serca, oboje mamy w miarę normalne tętno, wiem, że może Wam się to wydawać nadmiernie ostrożne, ale wolę być maksymalnie świadom wpływu danej substancji na mój organizm. Mam zauważalny nieogar, trochę plączą mi się wypowiedzi, ale główną rzeczą, która absorbuje moją uwagę jest percepcja. Za nic w świecie nie spodziewałem się, że ten mix pokaże tak niesamowity potencjał synestezyjny! Nie miałem pojęcia też, że te dwie substancje zmieszane ze sobą będą tak wizualne. Moje pole widzenia pokrywają kalejdoskopowe, półprzezroczyste geometryczne kształty podobne trochę do kannabinoidowych wzorów, widzę kręcące się serpentyny, kolorowe półprzezroczyste okręgi i desenie nałożone jak filtr na moje pole widzenia, czasem obraz minimalnie mi przeskakuje, przypuszczam, że to lekki oczopląs, o którym piszą ludzie opisujący początki z 4-CMC. Dodatkowo bardzo mocno czuję każdy jej dotyk, mam wrażenie, jakbym widział wrażenia dotykowe. Dotyk jej dłoni niesamowicie absorbuje moją uwagę zajmując znaczną część mojej percepcji, mam wrażenie, jakby wręcz wdzierał się w to, co widzę, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi. Próbuję opisać Bonnie, jak się czuję. Opowiadam jej o wizualach, tym jak mocno mam zmienioną percepcję, czuję się mocno w stronę psychodelików i branego kiedyś razem 3-MeO-PCP. Jestem jednak dużo mocniej nieogarnięty. W tym momencie niestety zacząłem odczuwać lekkie paranoje, że pobudzimy innych domowników. Ściszam muzykę, przygaszamy światło i przytulamy się. Mam lekkie uczucie, że Bonnie jest na mnie poirytowana przez mój stan, ale na szczęście, wbrew temu, co podsuwa mi lekka paranoja, nie jest na mnie zła. Leżymy przytulając się, zaczynam mówić trochę składniej i trzeźwieć, w końcu idziemy do łazienki umyć zęby i kładziemy się obok siebie zmęczeni, ale dalej czujący efekty przyjętych substancji.
Bonnie
Clyde co chwilę mówi, żebyśmy byli cicho. Zaraz potem pyta, czy nie jestem zła lub zirytowana przez to, że on nie ogarnia zbyt dobrze i plącze się podczas rozmowy. Jedyne jednak, co mnie wtedy irytowało, to jego upierdliwe pytania co chwilę. Poza tym czułam się bardzo dobrze. Pojawiła się lekka senność, powieki stały się ciężkie. Poszliśmy umyć zęby i położyliśmy się spać. Jak o tym myślę, to w sumie przed zapaleniem było przyjemniej, zioło wprowadziło zbyt dużą senność i niemożność skupienia się.
2:00 - ?
Bonnie
Po kilku minutach przytulania podnieciliśmy się przez dalej mocno podbity dotyk. Zaobserwowaliśmy znaczące zmniejszenie odruchu wymiotnego. Przez dłuższą chwilę zajmowaliśmy się sobą bardzo intensywnie. Dalej nieco doskwierała suchość śluzówek. Inne szczegóły są tu zbędne.
Clyde
Leżąc obok siebie, zaczynamy się przytulać, całować i dotykać. Podbite libido wzięło górę, a to, co działo się od tego momentu do pójścia spać jest dla mnie zbyt intymne, by pisać o tym na Neurogroove. Niech Wam wystarczy zapewnienie, że było cudownie.
Następnego dnia
Clyde
Wstajemy, czujemy się jak na lekkim kacu, ale obecny jest jeszcze lekki serotoninowy afterglow, zwały nie odnotowano. Mamy lekko zatkane nosy, ja niestety w jednym momencie troszkę z niego krwawię. Pijemy kawę, czujemy wyraźnie, że coś jest inaczej, ale jest to raczej przyjemne wrażenie, no może poza zatkanym i piekącym raz na jakiś czas nosem. Kochamy się ponownie, jest cudownie, nie mam wrażenia, jakby seks na trzeźwo był dla mnie mniej satysfakcjonujący niż pod mocnym wpływem. Po skończeniu ubieramy się, ogarniamy lekko pokój i jedziemy do miasta.
W mieście koło 15.30 palimy jakieś 0.4g sativy z jointa. Wchodzi lekko, minimalnie podbija mi kolory, daje ciekawe i przyjemne rozkminy i rozluźnia. Daje też o sobie znać mocniej zmęczenie. Idziemy długim spacerem przez park i nabrzeże rzeki do domu Bonnie. Rośliny są piękne, a wszystko niesamowicie spokojne. Pod koniec czuję lekkie zmulenie od MJ.
Bonnie
Rano nieco kacowe poczucie nieogarnięcia i zmęczenia. Jednak jednocześnie przyjemny afterglow, lekka derealizacja, w dalszym ciągu „uprzyjemniony” dotyk.
Po południu udaliśmy się na spacer do parku i nad rzekę. Koło godziny 15:30 zapaliliśmy sativę z jointa (koło 0,4 grama na dwoje). Bardzo przyjemny chill, percepcja nabrała psychodelicznego charakteru, zintensyfikowane kolory, wyostrzenie planów. Jednocześnie dało się odczuć dysocjacyjne poczucie oglądania otoczenia zza ekranu w starym kinie. Stosunkowo mała suchość śluzówek, aczkolwiek czułam niewielkie podrażnienie oskrzeli od dymu. Za to świetnie podbity zmysł smaku – wypity wtedy koktajl owocowy był niesamowicie pyszny i orzeźwiający. Było pobudzone poczucie udziwnienia świata, zieleń była bardzo przyjemna, duże drzewa nabierały wyglądu jak z utworów science-fiction. Cisza i spokój były niesamowicie przyjemne. Mieliśmy dużo ciekawych rozkmin i rozmów. Po około godzinie działanie osłabło, pozostał mocny chill, wzmogło się poczucie zmulenia. Nieco rozpraszał ból ramion od plecaka. Zaczęło się już robić ciemno, więc senność bardziej dawała się we znaki. Jednak dało się ją zwalczyć i około pół godziny później byliśmy już bardziej rozbudzeni. Byliśmy już na tyle trzeźwi, że kupiliśmy sobie piwo i zamówiliśmy pizzę. Więcej grzechów nie pamiętam.
Podsumowanie
Bonnie
Nie oczekiwałam od 4-CMC zbyt wiele, jedynie stymulacji i może jakiejś lekko zwiększonej empatii, a otrzymałam przyjemny rozluźniacz na poprawę nastroju po długim, męczącym tygodniu. Zwłaszcza przy braniu z partnerem daje to okazję do wielu osobistych, szczerych rozmów w atmosferze czułości i wyrozumiałości. Energię ze stymulacji łatwo się ukierunkowuje, chcesz tańczyć – tańczysz, chcesz żywo z kimś dyskutować na siedząco – dyskutujesz. Da się więc używać tego w sytuacjach innych niż impreza do rana ;) Nie jest to dla mnie co prawda w żadnym stopniu tak ciekawa substancja jak np. LSD, ale widzę w niej zalety i myślę, że z odpowiednio rozsądnym podejściem i nie za często można czasem sobie nią wieczór umilić.
Clyde
Podsumowując, 4-CMC mocno przerosło moje oczekiwania, możliwe, że to przez to, jak wiele osób piszących jego opisy w internecie ma już spore doświadczenie z innymi ketonami i wyrobioną tolerancję. Wydaje mi się trochę, że ta substancja jest stosowana też nie do końca odpowiednio. Przy oszczędnym dawkowaniu i ograniczeniu dorzutek okazała się być bardzo przyjemną, bezzwałową i pozbawioną większych uchwytnych efektów ubocznych w kwestii działania na organizm, co mocno nie pasuje mi do relacji ludzi, którzy z nią popłynęli. Mnie jednak świadomość, jak ketony wyczerpują organizm przy przewlekłym i częstym stosowaniu, mocno odwodzi od chęci powtórzenia tego przeżycia jak najszybciej. Szkoda mi swojego umysłu, ale szkoda mi też substancji, która brana rzadziej i traktowana "z szacunkiem" może dać IMO więcej, niż pół godziny euforii, ogromne parcie na dorzutkę i zrujnowany nochal. Zdaję sobie też sprawę, że z tego eksperymentu nie wyniosłem nic w porównaniu do doświadczeń na psychodelikach, a wartościowe tripy cenię bez porównania wyżej, niż tylko przyjemne. Klefedron jest dla mnie całkiem przyjemną, ale jednak stricte hedonistyczną i potwornie nadużywaną substancją, do której nie wykluczam powrotu, ale zdecydowanie w małych ilościach i dużych odstępach czasu.
- 12525 odsłon