pierwsza psychodela.
detale
raporty fraktalb
pierwsza psychodela.
podobne
Siema!
Na wstępie zaznaczę, że nie wiem dokladnie co jadłem, ale było gorzkie i na kartoniku.
No to lecim:
Jest cieply wiosenny dzień. Zrywam się z lekcji i jadę do ziomka, który na potrzebę tego raportu będzie nazywany z1. Spotkaliśmy się a następnie poszliśmy posiedzieć nad stawem, który znajdowal sie niedaleko. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu po jakieś piwka. Sącząc browarki rozmowa zeszła na temat narkotyków w tym głównie kwasu. Z1 miał już doświadczenia z kartonikami, ja natomiast byłem całkowicie zielonym, zainteresowanym odmiennymi stanami świadomości dzieciakiem. Pchany przez ciekawość po dłuższej rozmowie zdecydowałem sie na tripa. Wieczorem organizowałem domowkę z powodu nieobecności rodziców na chacie przez pare dni wiec z1 zaproponował, że spróbuję coś ogarnąć do tego czasu. Jak powiedział tak zrobił i około 19 był już u mnie z 7 kartonikami. Namówiliśmy dwie dodatkowe osoby na wspólnego tripa, również zółtodziobów jak ja, które nazwę z2 i z3. Jako że nie znaliśmy mocy tego specyfiku zarzuciliśmy po 1/2 kartonika każdy. Byłem dogadany ze swoim przyjacielem, że jak bym nie był w stanie ogarniać to on przejmuje dowodzenie na chacie. Dzięki czemu mogłem nie zaprzątać sobie glowy przebiegiem imprezy jako gospodarz. Po jakiejś godzinie zaczęły się pierwsze efekty. Obraz wiszący na ścianie w pokoju, który dokladnie obserwowaliśmy z z1 wyczekujac pierwszych oznak działania substancji zaczoł się lekko wyginać w niektórych miejscach. Zadowolony tym faktem poszedlem przejść się po mieszkaniu pozwiedzać inne jego pomieszczenia. Z2 i z3 siedzieli przy stole ze wszystkimi, jedli jakies nagetsy i sałatki przygotowane przez dziewczyny i pili alkochol. Pytalem ich czy coś czują, ale mówili, że nie, co wiecej nie sprawiali wrażenia wyczekujacych efektów wiec oddaliłem się na balkon. Było tam kilka osób palacych fajki ktoś palił jointa i toczyła się jakaś rozmowa. Normalna impreza, patrzyłem na linię horyzontu, która zaczynała już tańczyć i zastanawiałem sie w którym kierunku rozwinie się faza. Ktoś częstował mnie packiem ale nie chciałem narazie palić. Mieszanie czegoś czego nie znałem z thc jakoś nie wydawało mi się dobrym pomysłem. Wróciłem do środka i zdałem sobie sprawę, że widzę wszystko jak by przez filtr, który zmienia kolory. Białe było zielonkawe, albo fioletowe(zależnie od chwilii), a powietrze przenikała jak by różowa mgła. Zdolność myslenia była narazie całkiem normalna. Poszedłem do pokoju gdzie ciagle leżał z1 gapiąc się w obraz. Powiedziałem, że zjadł bym jeszcze bo w sumie to jest słabo. Mówił, że powinienem jeszcze poczekać, i że nie rozumiem polityki kwasu, ale nigdy nie byłem skłonny do słuchania osób trzecich w kwestii podejmowania decyzji. Chwilę później jakies 3/4 kartonika wylądował na moim jezyku. Z1 również mimo stopowania mnie zarzucił drugą połówkę. Z2 i z3 również zostali zawołani i zjedli, ale oni nie czuli nadal żadnych efektów. Kiedy zamknąłem buzię i poczułem ten gorzki smak w srednio już trzeźwym stanie, zdałem sobie sprawę, że to chyba nie była najleprza decyzja w moim życiu. Udałem się do kuchni gdzie jak to na imprezie toczył się niezależny melanż i wdałem sie z kimś w gadkę. Niedługo później usłyszałem domofon. Ucieszony faktem, że mam powód aby opuścić kuchnię (zaczynało już mi sie ciężko rozmawiać) poszedłem wpuścić nowo przybyłych gosci. Nacisnołem guzik na domofonie i poszedłem otworzyć drzwi od mieszkania. Kiedy spojrzałem na posadzkę klatki schodowej zobaczyłem postacie poukładane z kamyczków w symeyryczny sposób, przez całą długość każdego stopnia. Przywitałem gości i poszedłem do dużego pokoju po jakieś alko. Pijac chyba jakieś wino gadałem z koleżanką. Spoko sie w sumie rozmawiało, do czasu aż faza nie przybrała na sile i nie zaczoł rozpraszać mnie brak czucia ręki, w której trzymłem kieliszek. Nie wiedziałem już nie patrząc na niego czy jest w prawej czy w lewej dłoni. Baa! Mało tego, nie czułem juz nawet czy rece trzymam na mojej nodze czy pod nią. Z obawy o rozlanie zawartosci na siebie wypiłem ją, odstawilem szkło na stół i poszedłem do z1 sprawdzić jak się trzyma. Wzorki były już wszędzie. Wszystko się ruszało. Zaczynały pojawiać się już tak skomplikowane myśli, że kiedy próbowałem z kimś się jakaś podzielić zacinałem się speszony po 3 słowach nie pamietajac co chciałem przekazać. Wszedłem do pokoju gdzie z1 ciagle kontemplował obraz. Zapytałem dla formalności "jak tam?", ale nie musial mi odpowiadać. Jego spojrzenie było tysiackroć bardziej wymowne od najbardziej wyrafinowanych słów jakich mógł by użyć aby okreslic swój stan. Wiedziałem już, że ma na bani taką samą psychodele jak ja. Żuciłem coś w stylu "dawaj idziemy się przejść". Najpierw trochę się zawachał, ale koniec końców podniósł się i poszliśmy. Nie na długo jednak. Wyszliśmy bowiem na korytarz gdzie docierało dość mało światła i zaczęliśmy się trochę straszyć/nakręcać jak małe dzieci, idac w kierunku pokoju gdzie było coraz ciemniej. Kiedy stanęliśmy w drzwiach od sypialni zobaczyliśmy postać na łóżku. Okazało się, ze to z3 wiązał buty. Zapytalem klasycznie "jak tam", lecz ten tylko sie zasmial i odpowiedział, ze dobrze ale widzi, że u nas grubo. Następnie wstał z łóżka. No i tu się kończy nasze zwiedzanie z z1, ponieważ z3 w ciemnym pokoju urusł nam pod sufit. Przerarzeni spojżelismy po sobie jęknelismy i ucieklismy stamtąd w popłochu. Wróciliśmy do pokoju z obrazem. Jest to dokładnie fotografia Golden Gate. Liny, które trzymają most grały teraz jak harfa w rytm muzyki lecącej w innym pokoju. Symetrycznie poukładane twarze były już wszędzie, a kolory nieustannie się zmieniały nie dając możliwości ich określenia. Myśli zdawały się tak skomplikowane, że nawet nie próbowałem się odzywać. Położyłem się na łóżku w takim stanie i stwierdziłem, że trzeba to przeczekać bo jest za mocno. Do pokoju wszedł z3 mówiąc, że idzie do sklepu i czy czegoś nie potrzebuję. Nie mogłem w to uwierzyć!!! Leżałem absolutnie rozbity. Misja przejścia z jednego końca pokoju na drugi była calkowicie a-wykonalna, a wariacik który powinien znajdować się w takim samym stanie jak ja, pytał się mnie zupełnie trzeźwo czy nie chcę czegoś ze sklepu bo właśnie się wybiera. WTF??!! Wyraziłem swoje niedowierzanie, ale tylko sie śmiał. W końcu powiedziałem, że nic nie chcę i poszedł. Po jakimś czasie przyszła do mnie koleżanka i zaczęła prosić żebym jej wytłumaczył jak sie czuję. Spojzalem na z1 i buchneliśmy śmiechem. Ja tu walczę żeby się nie rozpaść a laska prosi mnie żebym jest to opisal. I to jeszcze jedna z tych osób, które nigdy nawet trawy nie paliły. Myślę, że łatwiej już było by przejść na drugą stronę pokoju, ale nie ważne. Mimo pewności nie powodzenia podjołem próbe wyjaśnienia świata, w którym się znajdowałem. Ku mojemu zdziwieniu rozmowa przyniosła mi ukojenie. Dowiedziałem się że Ona chce zostać psychoterapełtką i muszę przyznać, że miała do tego predyspozycje, ponieważ nawet w takim stanie dobrze się z nią rozmawiało. Po paru godzinach faza zaczela slabnąć. Wyszedłem na balkon, świtało juz. Zapaliłem papierosa z przyjacielem, który miał ogarniać melanż. To jeden z tych ludzi, którzy piją cała impreze a jak juz wszyscy odpadną to sam konczy flaszke. Tłumaczyłem mu że to jest naprawdę chora jazda i że był taki moment gdzie mogłem zostać jak by w tamtym świecie. Usłyszałem że bił by mnie po ryju aż bym wrócił gdybym tylko spróbował. Zasmiałem się choc miło było słyszeć, że komuś na tobie naprawdę zależy. Po długiej nocy poszedłem w końcu spać. Zasypiając patrzyłem jeszcze jak falują wszystkie wzorki na szafie i koldrze. Do tej pory nie rozumiem dlaczego z2 i z3 nie poczuli wcale działania kartoników.
- 7100 odsłon