zbieram życie w kiblu po lorazepamie.
detale
raporty gryby
zbieram życie w kiblu po lorazepamie.
podobne
Wstaję, już od rana bez sił. Z rezygnacją i przymykającymi się oczyma wciągam skarpetki i gacie. Siadam na skraju kanapy i w tej pozycji czuję jak odpływam
I co, to już? Przegrałem? Finito? Gameover?
Sam jestem sobie winny nie oszukuję się, chociaż pod powiekami przelatują mi obrazy, wspomnienia mówiące, że nie jestem jedynym, który miał na mnie wpływ. Właściwie mam go od niedawna. Jednak przy ostatecznym rozliczeniu jestem odpowiedzialny za całe szambo, w którym teraz brodzę.
Pojawia się ucisk na głowie, skurcze mięśni, otępienie, bóle w klatce piersiowej. Jakże miło byłoby zapomnieć wszystkie chwile te, które są na nie i chociaż sam sobą się brzydzę to drżącą ręką wyłuskuję "chemiczny kaftan bezpieczeństwa, sztuk: jeden" i wrzucam pod język. Teraz czas na prysznic, przycięcie wąsa, bo już całkiem spory i wciągnięcie reszty ciuchów.
No to spoko, lecę do sklepu. W uszach trzeci wymiar, w żyłach lorazepam, a w głowie ugładzone fale mentalnego sztormu. Lejek, woda dejonizowana, sól. No i zakupy zrobione.
Wracając nie mam specjalnie ochoty na siedzenie w domu. Skręcam więc w prawo i zapuszczam się na jakieś osiedle. Lorazepam nadal się rozkręca, a "Trzeci Wymiar" bombarduje moje uszy cudownymi sekwencjami chrząknięć i pomrukiwań.
Jak ja dawno tego nie słyszałem! Ostatnio to tylko jakieś Rozzi, Majinahanasji, hot16 i takietam. A gdzie ten treściwy rap, nie jebany nonsens? Nie obchodzę mnie te pierdolone wyjce, ich emocjonalne bagno. Brnę we własnym ciągle, chociaż nie wciągam w nie innych i nie krzyczę jakie jest głębokie.
Co jest... łzy? Przez tego lekarza co biegał nocą? Czy może przez to, że zamiast iść stoję w miejscu. Ale daleki jestem od tego żeby obwiniać kogkolowiek innego niż samego siebie.
Lorazepam na najwyższych obrotach. Zrobiło mi się cieplej, lżejszy oddech i większa chętka na zwiedzanie. Więc skręcam w kolejną nieznaną mi uliczkę. I jeszcze raz.
Dlaczego on, a nie ja? Dlaczego ja, a nie on? Przecież wiem.
Myśli już nie skaczą, nie są wzburzone.
Sam sobie piszę scenariusz i mam kontrolę jaką rolę gram, czołgam się przez życie, słabą wolę mam jak potrafię to tylko ja sam. Kolejny skręt.
Jak często coś odkładam, mimo tego że chcę? Z powodu lenistwa, które wynikiem jest niepowodzeń, strachu i braku wsparcia. Nawet od samego siebie. Jestem zaprogramowany, a program wgrany to: Przegrany.
Niedług ochyba zmienię imię i nazwisko na Przegryw Zrezygnowany.
Gdzieś coś napiszę, tam coś upichcę ale ciągle chcę więcej. I ciągle mi mało. Dobrze, że mam te benzo i źle, że te benzo mam. Teraz już przy zmniejszaniu dawki lęki, objawy somatyczne. Niby zszedłem, a jednak nie. Jutro zmiana na diazepam, zejście i adios. Nie mam nawet sił na trening, ochoty na gotowanie. No chyba, że porobiony benzo to inna sprawa ale staram się jeść jak najmniej. A tak krótko to łykam. A jest gorzej niż było.
Lorazepam otula mnie delikatnie swoimi chemicznymi ramionami, głaszcze po głowie i szepce do ucha uspokajające słowa. Jest mi ciepło i luźno, problemy nie odchodzą w zapomnienie ale polowanie na myśli ucicha i las jest spokojny.
Zmusiłem się przecież do napisania tego tekstu, a to już coś biorąc pod uwagę mój stan ostatnimy czasy.
- 8314 odsłon
Odpowiedzi
Nie jesteś sam, kolego
Nie jesteś sam, kolego