czerwony karawan, czyli po zielsku nie ma halucynacji
detale
raporty hgx126
czerwony karawan, czyli po zielsku nie ma halucynacji
Cała historia miała miejsce ponad rok temu, mimo to bardzo mocno zapadła mi w pamięć. Był to okres, kiedy na rynku pojawiły się alternatywne kannabinoidy. Miałem za sobą jedynie 2 całkiem udane próby z THC, więc kiedy na allegro pojawiły się oferty z dziwnymi substancjami, dodatkowo w absurdalnie niskiej cenie, od razu się zdecydowałem.
Paczka dotarła do mnie w piątek, miałem wtedy jeszcze korki, więc dopiero o 20 spotkałem się ze znajomym i udaliśmy się na opuszczone bloki na skraju miasta. Kupiony produkt był dużym skrętem wypełnionym gramem czystego suszu, według opisu nasączonego HHC-O. Byłem bardzo sceptycznie nastawiony do działania tego specyfiku, ale (dzięki Bogu) uznaliśmy, że lepiej zobaczyć najpierw jak to działa.
Usiedliśmy na balkonie 2 piętra bloku i odpaliliśmy, dym był bardzo gryzący, po każdym zaciągnięciu dusiłem się. Już po kilku buchach zacząłem odczuwać działanie. W połowie było już solidnie, na zmianę dusiłem się i śmiałem. W 3/4 skręta było już na tyle mocno, że nie mogliśmy dalej palić, więc chcieliśmy schować skręta do woreczka, i tu pojawił się problem, nasze ręce nie chciały współpracować i nie mogliśmy trafić. Kiedy w końcu schowaliśmy skręta, postanowiliśmy iść po wodę, bo suchość w ustach była nie do zniesienia, i nagle przypomniałem sobie, że jestem na 2 piętrze i trzeba jakoś zejść. Na trzęsących się nogach pokonałem schody, wyszliśmy z budynku i w tym momencie się zaczęło.
Idąc ulicą, poczułem okropne spowolnienie czasu, miałem wrażenie, że cały czas idę w tym samym miejscu, do tego zacząłem słyszeć dziwne dźwięki. Kawałek dalej zacząłem mieć pierwsze wizuale, obraz klatkował jakbym miał 2 fpsy w grze. Przechodząc mostem nad autostradą, pojawił się u mnie strach spowodowany przez okropny hałas samochodów. Minęliśmy grupę dziewczyn, widziałem jak się z nas śmieją i robią nam zdjęcia, ale kiedy spytałem o to ziomka, powiedział, że nic takiego nie widział.
Kawałek dalej bomba osiągnęła swój szczyt. Mój widok zaczął się dzielić na mniejsze i mniejsze kwadraty, towarzyszył temu okropny hałas, który słyszałem jakby w środku głowy. Pogrążając się w tym, zobaczyłem źródło tego hałasu. Była to figura przypominająca klepsydrę znajdująca się w mojej głowie. Trochę otrzeźwiałem, kiedy musieliśmy przejść obok komisariatu straży miejskiej.
Kiedy dotarliśmy do sklepu, miało miejsce najdziwniejsze wydarzenie tego dnia. Uznałem, że jestem zbyt zjarany, żeby wejść do sklepu, więc poczekam przed nim na ziomka, którego dużo mniej siekło. Kiedy tak stałem oparty o szybę sklepu, usłyszałem za sobą rozmowę, wyłapałem z tego jedynie słowa "widzi?, słyszy?". Od razu pomyślałem, że chodzi o mnie, odwróciłem się i zobaczyłem dwóch ochroniarzy sklepu. Do dzisiaj nie wiem czy, rzeczywiście byli tam jacyś ochroniarze, ale musiałem wyglądać okropnie. Spanikowany zacząłem uciekać w stronę, z której przyszedłem. Kiedy biegłem wzdłuż drogi, zobaczyłem jak mija mnie czerwony karawan (!?), dotarłem na plac zabaw, gdzie napisałem do ziomka. Przez to wszystko wkręciłem sobie, że ochroniarze zadzwonili na policję i teraz szukają mnie w całym mieście. Byłem przekonany, że złapią mnie, a jak zobaczą w jakim jestem stanie, to odeślą prosto do psychiatryka.
Po długich kilku minutach dotarł ziomek z wodą i lodami. Uznał, że kompletnie mi odjebało, co z resztą było zgodne z prawdą. W międzyczasie halucynacje zrobiły się bardziej kolorowe i widziałem autentyczne fraktale. Wszędzie gdzie popatrzyłem, widziałem kolorowe figury geometryczne, które poruszały się jakby w głąb siebie.
Kiedy trochę ochłonąłem, udaliśmy się w bardziej odludne miejsce. Poszliśmy na łąkę na skraju osiedla, gdzie położyliśmy się, aby przeczekać fazę. Leżałem tak i oglądałem fraktalny pokaz, który odbywał się na wieczornym niebie. Mógłbym tak leżeć godzinami, ale gdzieś po 30 minutach ziomek powiedział, że trzeba już iść, bo jest późno. Lekko przerażała mnie wizja powrotu do domu, ale zauwayżłem, że fazą trochę osłabła. Bez problemu dotarłem do domu, przetrwałem rozmowę z mamą i położyłem się spać.
Rano obudziłem się w świetnym nastroju, dalej lekko poroniony. Ziomek uznał, że nigdy więcej tego nie zapali, natomiast ja jeszcze tego wieczoru spaliłem resztkę skręta. Niestety tym razem nie było jakichś fajerwerków, po prostu trochę się zjarałem.
Podsumowując, nie jestem pewien czy to rzeczywiście było HHC-O, była to jak dotąd najmocniejsza faza w moim życiu. Jak na pierwszy raz, to spaliliśmy zdecydowanie zbyt dużą ilość. Mimo to spodobała mi się ta substancja ze względu na dużą moc i niską cenę. Taki stan udało mi się uzyskać jeszcze tylko raz, później tolerancja zrobiła swoje. Niestety HHC-O bardzo szybko zostało zdelegalizowane i zastąpione przez HHC-P o zupełnie innym profilu działania. Mimo bad tripa chciałbym jeszcze raz doświadczyć takiego stanu, mam nadzieję, że ta substancja będzie jeszcze kiedyś dostępna.
- 4114 odsłon