bezkres bezczasu w nieeuklidesowej przestrzeni
detale
bezkres bezczasu w nieeuklidesowej przestrzeni
podobne
Paliłam changę na dwa razy. Doświadczenie zlało mi się w jedno, nie jestem w stanie określić, która część była częścią którego palenia.
Próba opisu tego doświadczenia jest jak próba określenia czterowymiarowej czasoprzestrzeni linią. Kształty i odległości straciły sens. Rzeczywistość wykrzyywiła się i rozlała w koliste piksele kolorów. Istoty ze światła i tęczy uśmiechały się przyjaźnie z góry.
Zapadłam się w bezczas pustki pełnej nieeuklidesowych form, gdzie wszystko było wszystkim i niczym i przenikało się nawzajem. W przerażeniu szukałam kotwic, żeby znaleźć tylko pozbawione sensu słowa, które płynnie przekształcały się w faktury, kształty, przestrzenie, części ciała.
Byłam w wieczności i bezkresie oczekiwania i jednoczesnej próby oderwania się od doczesnej rzeczywistości i kurczowego trzymania się jej. To trwało WIECZNOŚĆ.
Nagłe wydarcie z tego dziwnego nigdziebądź: Smok mówi, że nakarmi kota, nie wiem, co to znaczy, ale nagle ostre światło, chrupki w misce, kocie chrupanie, cała jestem kotem, i chrupkami, i nasypywaniem chrupek, i miską, i karmą, i procesem jedzenia, i trawieniem i wszystko to wykrzywia się w jedenastu wymiarach i jest wszystkim tym jednocześnie w dziwacznej geometrii i trwa wieczność, nie ma końca, próbuję się z tego wyrwać, ale już przeżyłam to wszystko i to wszystko nadal trwa, cała jestem karmieniem kota, absurd, kuriozum i trywializm.
– To było bardzo złe – mamroczę z trudem, wymaga to naprawdę wielkiego wysiłku, jak kontakt z inną planetą.
– Ale co takiego? – dziwi się Smok, a ja nie rozumiem, dlaczego nie rozumie, czuję się, jakbym wróciła z najgorszej wojny, a on siedzi z beztroskim uśmiechem, jakby nic się nie stało.
Światło gaśnie i w pokoju znowu zapada wcześniej przyjemny półmrok, który teraz jednak przez kontrast jest gęstą smołą ciemności, w której wszystko jest obskurne i straszne, umiera, świat jest pokryty zgnilizną i umiera, dookoła latają muchy i pełzają larwy rozkładu, Smok ma się zaraz rozpaść w proch, pokój ma tysiące lat i cały się rozpada.
Jakoś udaje mi się wyrwać z tego poczucia rozkładu i zapadam się w siebie. Nie ma ekstazy stworzenia i jedności z Absolutem , może ja nie jestem żadną świetlistą jaźnią, tylko pasożytem ego na wiecznej jaźni, może to ja jestem błędem systemu. Ale skoro jestem w stanie w ogóle to rozpatrywać w ten sposób, to może jednak jestem czymś więcej. Czuję, że wznoszę się wyżej i zbliżam do odpowiedzi, ale z tyłu głowy ciągle czai się OCZEKIWANIE i PRAGNIENIE i staje się to nieznośną przyczyną wewnętrznego konfliktu i ciągłej walki, już wiem, że pragnienie jest cierpieniem i cała jestem tym cierpieniem, rozumiem to i cała jestem tym zrozumieniem. To pragnienie i oczekiwanie zakotwicza mnie w samsarze i wywołuje przerażenie. Czuję się mała i arogancka, jak mogłam pomyśleć, że osiągnę Jedność na zawołanie, bez żadnej pracy. Cała jestem tą wewnętrzną walką i jest to walka o skali kosmicznej, czasem tylko udaje mi się przypomnieć o pokoju, w którym leżę i miłości dookoła i jest mi lepiej, ale po co uciekać od tych problemów, skoro najwyraźniej muszą być rozwiązane. Za każdym razem, kiedy czuję, że zbliżam się do jakiejś odpowiedzi, natrafiam na ścianę absurdów i pętli tak skomplikowanych, że wydających się nie do rozplątania, ale jednak zdających się obiecywać jakąś odpowiedź na końcu.
– Pomóż mi być w jakimś lepszym miejscu – mówię do Smoka. Chwyta mnie za rękę i przytula, powoli się uspokajam, ale czuję wzburzenie jeszcze przez jakąś godzinę. Jeszcze przez jakiś czas rozmawiamy o naszych doświadczeniach i idziemy spać.
Od tego czasu minął tydzień, codziennie kiedy zasypiam czuję ekstazę porównywalną do peaku po LSD i natychmiast się wyłączam. Na pewno powtórzę to doświadczenie jeszcze niejednokrotnie, kiedy uda mi się zintegrować to, czego nauczyłam się teraz.
- 11805 odsłon
Odpowiedzi
Dobry trip i nauka. Bardzo mi
Dobry trip i nauka. Bardzo mi się podobało, idealnie oddaje postać rzeczy.