jebać dxm- historia miłości, która staje się nienawiścią.
detale
jebać dxm- historia miłości, która staje się nienawiścią.
podobne
"faza taka, jaka powinna być"
Jest środa, czwarty stycznia. Życie pięknie mi się układa. Doprawdy rozsadza mnie entuzjazm i radość życia. Myśląc, że to co dobre, może być jeszcze lepsze, postanawiam umilić sobie wieczór łatwym do zdobycia dekstrometorfanem. Dość długo mentalnie przygotowuję się do tripa. Medytacja i jasna intencja- chcę, żeby to działało bardziej jak DMT (przebicie) aniżeli szałwia (pojebanie mózgowe). DXM tworzył mi zazwyczaj trudne do zidentyfikowania gówno. Mocno wierzyłem w głębi serca, że może jednak uda mi się mieć typowego tripa dysocjacyjnego.
Konsumpcja 450 miligramów następuje mniej więcej o godzinie 20:30. Zaczynam uczyć się z matematyki, a tematu kompletnie nie rozumiem, bo opuściłem sporo godzin. Nagle wchodzi dex i czuję, że mój mózg się cieszy, że wszystko jest takie proste. Zamiast czytać i analizować, po swojemu rozkminiam ideę zagadnienia i jakoś tam dochodzę do wniosku- jaki to jest kurwa banał! Nie wiem, jak mogłem tego wcześniej nie ogarnąć. Piszę z ludźmi na gg, idę wziąć prysznic.
Potem kładę się w ciemności i zaczyna się pierwsza prawdziwa dysocjacja w moim życiu! Myślałem, że ten obrót spraw wynika z tego, że normalnieję- fazy więc powinny stać się typowe i milutkie. Byłem jednak w błędzie- też mi nowość! W tym reporcie przedstawię swoje przemyślenia na temat diabolicznej natury dekstrometorfanu. Jeśli ktoś lubi mózgowe popierdolenie- bierzcie i ćpiejcie z tego wszyscy! Apteki stoją otworem! Doskonale wiem, jakie to przyjemne raz na jakiś czas poschizować. Jednakowoż... to wszystko w pewnym momencie staje się... inne? A może już od początku było inne? Może zawsze było złem, ale potrzebowałem aż 16 spotkań z chemicznym szajsem, by otworzyć oczy zaślepione blaskiem... tego czegoś? Jeśli chcecie- udajcie się w chory świat nienaturalnej krzywizny pojęć. Jeśli lubicie majndfak- zjedzcie nawet i milion paczek. Jeśli wolicie zdrowie psychiczne- zachowajcie rozwagę.
Jestem typowym ciekawskim gościem, który najbardziej ufa temu, co dotknął. Poznawanie czegoś na własnej skórze to dla mnie jedyny pewnik. I po sobie widzę, że ten cały deks to chora miazga.
Nic nie wiem. A im więcej kaszlaka przyjmą moje arterie, dziury stają się większe. Normalnie nie mamy świadomości tego, jak wiele jest dziur. Mój umysł w połączeniu z dekstro ujawnia w sposób brutalny te braki. Nie wiem, może to kwestia naturalnej odmienności, może samego deksa, może obu, ale powiem tak- pojebany umysł i pojebany związek to nie jest dobre połączenie. Wcześniej myślałem, że owszem, jest. Ale nie jest ;) Tak więc lecimy- fragmenty pogrubioną czcionką to cytaty z GG, bo dość sporo ciekawych rzeczy w trakcie fazy udało mi się spisać.
"Odcięcie ciała. Leżałem i czułem, że jestem polem energii."- byłem niemalże totalnie odpięty, jak dusza, która dryfuje. Wielka, rozległa połać przestrzeni. Nieposiadające kształtu skupisko energii. Prawie zero łóżka i zero czucia kończyn. Jarałem się niesamowicie. W słuchawkach psychodelic trance i psychodelic rock, a w głowie totalny rozpierdol, taki pozytywny. Czułem, że umieram. Cieszyłem się. Coś mnie jednak trzymało w "naszym świecie" i otwierałem oczy co jakiś czas, jakby chcąc upewnić się, że wciąż jestem na Ziemi. Byłem świadomy, że moja dysocjacja to może 40%, bo mogę ją kontrolować, a są substancje, które powodują niemal stuprocentowe wyjebanie z ciała, z tego, co czytałem na neuro przynajmniej. Mam więc wielki szacun dla tych, którym się udało odlecieć, bo sam doznałem tylko połowicznego OOBE, a i tak było ono o wiele za mocne. Nieco się bałem. Byłem skołowany. Niepewny. Ale jednak radosny. Było pięknie.
Niebieskie i purpurowe góry zbudowane jakby z diamentu, bardzo szybki tunel, trójkąty "Illuminati", powykręcane krajobrazy- dryfowałem przez to. Wspaniałe. Chciałem zatrzymać się w tym stanie. Być już zawsze zawieszonym w błogim tunelu.
"Leżałem gdzieś w jakimś polu mocy, zwrócony nogami na północ, jestem tego na sto procent przekonany, a łóżko mam wschód-zachód"
"Kochałem cały świat, klasyka!
I muzyka tworzyła mi nowe poletka!
Leciałem, czułem się jak ułożony na takim taśmociągu, a potem na takim kole co się obraca jak karuzela!"
"To mnie po prostu rozjebało. Dosłownie to, czego tak bardzo pragnąłem- wyjście. W stopniu umiarkowanym, ale i tak robiło totalne wrażenie.
To jest coś kurwa. To jest coś naprawdę niesamowitego. Totalnie! A pomysł sobie, że da się wyjść dalej!"
Tak więc trip upłynął na rozkoszowaniu się dryfującym duchem świadomości. Czułem, że jestem panem deksa. Że mogę dzięki niemu kiedyś wyjść dalej...
Lot chuj wie gdzie
10 stycznia, wtorek- kupuję lek, aby się przekonać, jak daleko uda mi się wylecieć dzisiejszego wieczoru. Mam bardzo jasne, bardzo pozytywne nastawienie. Przygotowanie do tripa, konsumpcja 510 miligramów, do tego sok 100% z grejpfruta. Moja waga to obecnie jakieś 92 kilogramy.
Zaczyna się- kręcenie się obrazu i myśli. Mrowiąca głowa. Czuję, że zarzuciłem bardzo dużo, bo ciało zdaje się być napełnione helem.
Leżę i załączam składankę psychodelic trance. Czekam na tunel...
CHUJA!
CHUJA!
CHUJA!
Nie ma tunelu!
Najgorsza wada deksa (w moim, być może indywidualnym odbiorze tej substancji)- to skurwiały cham. Najbardziej wredna substancja, jaka jest.
Konopię często przyrównuję do łagodnej i czułem kobiety. Gałkę można porównać do nieco ostrzejszej i szalonej kobiety wyzwolonej. Kwasa do starego chińskiego mędrca z kijem.
A kaszlaka? Do tajemniczego, napakowanego bydlaka z kapturem spotkanego w ciemnej uliczce. Do aroganta, socjopaty, cynika i brutalnego gwałciciela.
Tym dla mnie stał się deks. A wszystko dla tego, że...
Nie było tunelu. Prawie żadnych CEVów. Jedynie dziwne, zwielokrotnione myśli. Ops! Zaczyna się chyba schizowość.
Wpierw czułem bardzo fajną umysłową mnogość. Prawie kompletne zatracenie osobowości. Niemal euforyczną wolność i pustkę.
"To jest jak nakładająca się na siebie maszyna (pociąg-umysł (zaczyna się schiza))
Piękno jest tam gdzie je widzisz."
Wszystko było znaczące, kochające i wielkie. Piękny stan. Leżałem, sam nie pamiętam czego słuchając, pisałem do przypadkowych ludzi na GG i trochę do Kleofasa, że:
"Zabawne
Bo czuję moc
I wiem skąd jest
Sponad czasu!"
"Jesteśmy tylko sobą
To takie wspaniałe
Jesteśmy sobą!
Kocham życie!"
Rozpalam szluga. Wychylam łeb na balkon. Pizga chłodem, ale nie odczuwam go jako zimna, a jako euforię. Doskonale wiem, że nie należy się nań wystawiać. Kontroluję sytuację. Mam euforyczną idealność. Palę pół tytoniowego łotra, ale i tak klepie mnie ostro. Przestaję czuć cokolwiek. W ogóle nie mogę operować rękoma. Gaszę szluga śliną, rzucam niedbale na półkę i wpadam na łóżko.
"To jest po prostu
Tak idealne
Och
Achh
Milosc
Świat na serio jest idealny!"
A ledwie 3 minuty potem:
"No Powiem Ci
Że nie wiem nic"
Zaczyna się wariactwo. O nie!
Deks jest nieprzewidywalny. Totalnie. Każda substancja ma swoje zasady, deks ma tylko ułudy.
Jest kusicielem. Mami tylko po to, by uraczyć cię poczuciem bezpieczeństwa, które z satysfakcją niszczy.
Leżę sobie. Jestem... puf! Nie ma mnie! Puf! Jestem. Czym jestem? Puf! Czuję, jak granice zostają zatarte. Przeczuwam, choć czas stał się papką, że będzie niemiło.
Puf! Czuję się zniknięty! Puf- czuję jakbym się pojawiał, migał.
Wbijają jakieś naprawdę ostre rozkminy. Nie pamiętam już zupełnie, po co w ogóle myślałem, ale nie mogłem się oderwać. Rozpatrywałem między innymi zagadnienie reguł panujących w uniwersum- skąd pochodzą i jak działają?
Nie wiedziałem, że rozkminiam jedno pojęcie- wszystkie się zlewały i tworzyły jedność. Nie było paradoksów albo przynajmniej ich nie czułem. Nie było zbyt wielkiego oszołomienia. Tylko nawał wrednych myśli.
Myślę i czuję, że odpowiedź brzmi "Tak". A potem, że jednak to "Nie". I się zapętlam. Gubię!
Tak-Nie-Tak-Nie-Tak-Nie-Tak-Nie... i tak przez pierdolenie długi czas!
Czułem, że jestem pętlą czasu. Świat przedstawił mi to w dobitny sposób, ale nie wspomnę w jaki, bo to dość osobista sprawa. Poczułem, że to już nie tylko faza, a walka o życie świata. I o swoje.
Pytajnik-Wykrzyknik-Pytajnik-Wykrzyknik-Pytajnik.... kurwa, ileż tego było! Pojawiały się pytania. Pojawiały się wielorakie wersje.
"Hm
Nie wiem co napisać...
Pojeb ze mnie
Świat to wielka faza?
Hm?
No"
"I najlepsze jest...
Wiesz co?
Że to co jest, to prawda.
Cała ta jebana rzeczywistość
Jest prawdą..."
W mojej opinii nie powinno nas być. Tak jebnięty świat nie powinien być prawdą. Ale jest. I to mnie przerażało.
Dlaczego tak, a nie inaczej?
"Nie
Ma słów!
Plastyka
To jest totalnie niekompatybilme
Niekompatybilne*"
W pewnym momencie wyszeptałem, niemal zalany łzami niepewności- "Ale... dlaczego to działa w ten sposób?"
A głos w środku głowy, jakby męski, należący do wszechświata "A kto ci kurwa powiedział, że w ogóle działa?"
Deks stał się wrogiem. Byłem wkurwiony na siebie, że przeżywam kolejną porcję... czegoś tam.
"No nie stary
Krąg życia jebło
O w kurwę!
Słowo -klucz dzisiejszej fazy;
•pętla czasu
•wyjebane?
•duch czy ziemia?
•usilna próba zrozumienia
•gra
Pierdolę to
Zostaję cebulakiem
To już było."
Wydawało mi się (a może tak w istocie było?), że kontinuum czasu się sypie. Że nie ma ciągów przyczynowo-skutkowych, a jedynie breja umysłowa. Że ogół bytu to jeden gigantyczny i zlepiony mega-mózg na fazie.
A może na zejściu? :)
Chciałem usilnie się zdystansować do tego, co odczuwałem, ale chyba się nie dało. Chciałem mieć wyjebane. Ale atakowały mnie zewsząd nowe wrażenia. Myślałem o dziwnych rzeczach- jak to jest zmieszać przestrzeń z uczuciami, czym jest w zasadzie brak sensu, czy nielogiczność nie jest bardziej logiczna niż sama logika, czy da się w końcu o cokolwiek zaczepić, a jeśli tak- dlaczego? Czy mój umysł posiada w sobie jakieś prawo? Co go ogranicza? Czym jestem?
Nie wiedziałem. Zrozumiałem, że całym życiem rządzi matematyka, którą za dzieciaka tak kochałem, ale mi się znudziła w technikum. Którą bardzo łatwo pojmuję (o ile coś jest jasno wyłożone), ale jednak coś w niej jest zbyt trudne.
Pomyślałem, że deks łamie każdą z liczb. Znak mnożenia staje się pierwiastkiem. Trójkąt pitagorejski staje się problemem kwadratury koła. Kąt prosty linią. Minus zerem. Plus- potęgą. Nie doszukujcie się w deksie żadnego sensu. On go nie ma. Zjadł go jak mnie.
Starałem się również określić swoje miejsce w symulacji zwanej życiem. A że nic nie było jasne, a kontrast zapadł się niczym supermasywna gwiazda, nie mogłem.
Nie wiedziałem, czy żywiołem, którego mi trzeba, jest ziemia, czy powietrze. Nie wiedziałem, czego chcę. Nie wiedziałem co będzie, a co nie było. Znów brak racjonalności.
Wkurwiłem się na maksa. Za te wszystkie chwile rozkurwienia.
DXM- zamiast podać ci rękę, gdy zwisasz z przepaści, depcze cię po palcach buciorami. Zamiast powoli uczyć cię pływać, rzuca między rekiny. Zamiast przyjść na randkę punktualnie, zmienia wskazówki zegara i wychodzi na to, że to ty jesteś pojebańcem w tym związku.
Nie szanuje nic, ani nikogo. Nie liczy się z żadnymi uczuciami- ma swój własny system. Albo i nie- nie ma nic. Jest totalnie pusty. Cierpki. Głuchy. Ślepy. Jest czystym chaosem.
Nie da się, po prostu nie da się w stu procentach panować nad umysłem. A deks panowania pozbawia jeszcze mocniej. Dlatego skurwysyna od wczoraj nienawidzę. Zrozumiałem.
Oczywiście ma on bardzo wiele zalet. Jest piękny. Ale nawet przydrożna pani z rzeżączką może być piękna na zewnątrz. Wchodzisz do środka- zaczyna się robić inaczej.
Deks to piękne narzędzie do bawienia się w OOBE, modulowania umysłu, uplastyczniania życia, czy zwiększania kreatywności. Ale nigdy nie wiesz, gdzie cię poniesie.
Ludziom, którzy mają stabilność- może nawet się przysłużyć. Mnie- nie. Zrozumiałem.
Wkurwił mnie ten trip. Był zdecydowanie chamski. Byłem dzieckiem, a kaszlak- czołgiem, który wkręcił mnie w gąsienicę. Zepsuł mi cały światopogląd. A może go naprawił? A chuj wie.
Boję się myśleć, jak daleko można polecieć. Ale cieszę się, że zostałem uświadomiony. Cieszę się, że mam odrzut. Cieszę się, że mnie zniechęcił. I mam nadzieję, że tak zostanie ;) Bo do relaksu to jest konopia. A nie kaszlaczek- psychojebak.
Śmieszne i zarazem straszne. Głupie, a jednak bardzo mądre.
Och świecie, ty chory pojebie ;)
I to już koniec tej opowieści. Trzymajcie się!
- 23108 odsłon
Odpowiedzi
A moze inaczej.
Imo, deks nie pokazal ci swojej osobowosci, pokazal ci prawde. Moze to inne narkotyki zaslaniaja prawde pokazujac to co chcemy zobaczyc.
Szczerze? Nie mam pojęcia.
Jestem jednak zdania, że "prawda" to ciężkie cholerstwo i jeśli jest aż tak poplątana, może lepiej wcale jej nie znać? A może, tak jak ostatnio rozważałem, nie ma żadnej prawdy, jest tylko jeden wielki... nieporządek? Albo super-plastyczność?
Nie wiem. Nie chce mi się myśleć nad tym już nawet. Przerzucam się na bardziej relaksacyjne, roślinne umilacze, coby sobie nie spalić rozgrzanego mózgu. Tyle razy mi mówili- wrzuć na luz. A nie słuchałem. Teraz słyszę. I polecam.
https://youtu.be/0_h4wFXMazk
Cóż... czytałem twoje
Cóż... czytałem twoje wcześniejsze raporty i komentarze i zastanawiałem się czy, i kiedy w końcu ogarniesz głowę i zobaczysz, że gałka i DXM jedyne co robią to bajzel w mózgu. Masa bezsensu, która łapie sens pod wpływem tych kijowych substancji. Wielokrotnie chciałem napisać, żebyś nie ćpał tego, bo to niezbyt dobry pomysł, ale wiedziałem też, że byłoby to bezcelowe.
"Może zawsze było złem, ale potrzebowałem aż 16 spotkań z chemicznym szajsem, by otworzyć oczy zaślepione blaskiem... tego czegoś?" Szkoda, że aż tak dużo.
Napisz PW jeśli chcesz, może mógłbym pomóc.
Kaszlowa pułapka
Jak na razie to jeszcze nie potrzebuję pomocy, w porę się od tego odciąłem. Ale jakby coś, będę wiedział do kogo można się zwrócić, dzięki.
Farmaceuci to serio nieźli dilerzy, tak potrafią omotać. To ogromne szczęście móc ich wyrolować i powiedzieć "Nie skurwysyny, nie tym razem" :)
https://youtu.be/0_h4wFXMazk
Myślę, że mógłbym pomóc w
Myślę, że mógłbym pomóc w czymś jeszcze ;)
DXM DXMem, wnosi tyle ile
DXM DXMem, wnosi tyle ile wnosi, coś wnosi? Zmienia, umożliwia i raczej niewiele ponad to. To Ty sam, drogi autorze, masz lub nie masz sobie coś do zaoferowania, przekazania, sam sobie przedstawiasz to czy tamto. W tamtej chwili(nie personifikował bym żadnych substancji, a na pewno nie takich) sam sobie deptałeś po palcach. Chciałeś wyrawać kawał mięsistego objawienia, a się poszarpałeś. Z pustego nie nalejesz.
Już tu mnie nie będzie. Perm log out.
Deiksem
Może faktycznie trochę za bardzo poleciałem z personifikacją tej chemii, po prostu byłem wzburzony sposobem jej działania. Oczywiście że ten niefajny trip to moja wina, zawsze byłem zdania, że potęga kryje się nie gdzie indziej, a w nas samych. Cała filozofia polega na tym, że pewnym ludziom pewne stany nie służą. I o ile na początku byłem święcie przekonany, że mogę boostować mózg elastycznością i dekstro jest pożyteczne dla zwoi, tak teraz twierdzę zgoła inaczej ;) Pewnie że wiele może. Pewnie że coś tam wnosi. Ale dla mnie już jest zamkniętą księgą. W moim osobistym postrzeganiu spadł z rangi potencjałowej substancji do zwykłej betoniarki myśli.
Kto będzie chciał, sam przetestuje i stwierdzi jak na niego działa. Ja jednak zamieściłem swego rodzaju ostrzeżenie, żeby inni unikali pochopnej konsumpcji bez zastanowienia się, czego właściwie chcą i dlaczego. Do czego dąrzą? I co im to daje?
Czasem trzeba dostać kopa, by się przekonać, co oponent skrywa na podeszwie :D Tym właśnie sposobem nauczyłem się wiele o sobie. Najważniejsza lekcja- nie dokładaj już sobie do miski z dziwnością.
https://youtu.be/0_h4wFXMazk