plus i minus
detale
~20mg 2C-E
~100mg MeoPP
małe aktywne dawki bufedronu i amfetaminy
D: 300-700 µg 25C-NBOMe
ja: <10 mg 4-HO-MET
plus i minus
podobne
Moje doświadczenie: tetrahydrokanabinol, dekstrometorfan, atropina, amfetamina, etanol, kodeina, dimenhydrynat, benzydamina, kofeina, efedryna, pseudoefedryna, propan, butan, kanabinole, fluoksetyna, mefedron, mirystycyna, ergina, 25C-NBOMe, 2C-E, MeoPP, metocyna, bufedron, miksy powyższych
18 lat, 70 kg
Zaczynamy po dziesiątej. Wychodzę z domu, spotykam D, cześć-cześć, patrz-co-mam, S oddaje mi klucze na działeczkę, małe zakupy, w końcu zamykają się za nami ciężkie blaszane drzwi. Jesteśmy na miejscu. Chwila rozmowy, wyładunek, z termosu odlewam trochę herbaty i sypię do szklanki 2/5 zawartości torebki z 2C-E, D wypija po czym to samo robię dla siebie. Smakowało nawet podobnie jak herbata z imbirem. Tak samo przyjeliśmy piperazynę, na oko po 100 mg.
Było trochę zimno, więc wypiliśmy jeszcze trochę herbaty, zapaliliśmy po papierosie, wciągneliśmy po małej kresce bufedronu. Rozmowa zaczęła się jakby trochę bardziej kleić, poza tym nic takiego się nie działo, przegadaliśmy jakoś godzinę wypatrując pierwszych efektów. W międzyczasie D cośtam rysował na kartce, pośpiewaliśmy nawet trochę, złapaliśmy po 1 buchu waporyzowanej fety, jednak niepotrzebnie, bo zaczęliśmy się w pewnym momencie przekrzykiwać. Po ponad godzinie popełniliśmy pewien błąd, mianowicie zabrakło nam trochę wiary w to czy to 2C-E wogóle zadziała i w efekcie zdecydowaliśmy się na podjęcie następnych kroków - D wziął pod język trochę 25C-NBOMe, raczej nie za dużo, ja natomiast zjadłem odrobinę hometa.
Niedługo po tym D stał się trochę niespokojny. Pamiętam ten niepokój i zagubienie z 25C, w dodatku już zaczynał zapominać o otaczającej go dalszej rzeczywistości. Liczyło się tylko tu i teraz. Ja nie czułem jeszcze nic z tych rzeczy, no, może poza niespożytą siłą która co pewien czas kazała mi wstawać z miejsca. A może to z zimna? Gdy polewałem herbatę siedząc ze szlugiem w zębach, uderzyła mnie pierwsza, lekka fala odmienności. Teraz i na mnie kolej. Z D nie dało się gadać o czymkolwiek merytorycznym. Co pewien czas spoglądałem na sufit, na którym z każdym kolejnym razem były dostrzegalne kolorowe plamy, wszystko powoli zaczynało łagodnie pływać, falować, wyginać się w nam tylko znany sposób. Odczucia nabierały na sile, tak samo mi jak i D. Dodam jeszcze, że dla D był to pierwszy raz z ciężkokalibrowymi psychodelikami. D ciągle rysował, jakichś ludzi, wzory chemiczne i inne niestworzone rzeczy. Chciał mi tłumaczyć co rysuje, wtedy doszedłem do wniosku, że może lepiej brać to w samotności. Nie przeszkadzalibyśmy sobie nawzajem.
Gdy już wszystko weszło z pełną mocą, pamiętam że rozmawialiśmy o różnych rzeczach, o których myślę, że na trzeźwo nie bardzo idzie rozmawiać z TAKĄ otwartością, a były to szczęście, pokój, miłość, wiara i wszystkie inne piękne pozytywne uczucia które zlewały się w nasz obecny stan. Byliśmy po prostu szczęśliwi, szczęśliwi w taki sposób że nie mieści się to w żadnych słowach, na żadnym zdjęciu ani rysunku, zapominając o otaczającym nas pełnym problemów, krwi i wyzysku świecie który już za kilka godzin zgniecie nas swą rzeczywistością ze zdwojoną siłą.
Wszystko dookoła zdawało się subtelnie falować, wyginać się, drgać, pływać, zlewać, zmieniać się łagodnie w co innego. Czułem się trzeźwy i naćpany jednocześnie. Nie miałem problemu z ogarnięciem np. stołu ale przypomnienie sobie rzeczywistości przewyższało mnie i D. Pojawiło się dziwne uczucie, zapewne z połączenia bufedronu z psychodelikami - byliśmy szczęśliwi z tym co mamy, niby nie potrzeba nam było nic więcej, ale jakaś wewnętrzna siła gnała nas aby znaleźć pewien ułamek który brakował nam do pełnego szczęścia, którego to i tak nie byliśmy w stanie odnaleźć w niczym. No bo ani nie chcieliśmy jeść, pić, palić, dawać więcej w palnik, ani to siedzieć, ani stać, nawet żadnej muzyki nie dało się słuchać. Wszystkie piosenki były po prostu zbyt płytkie w tym pięknym stanie. Było to dążenie do czegoś czego nie ma. Wiedzieliśmy, że czegokolwiek nie zrobimy i tak nie będzie lepiej.
>>edycja 2 lata później>> doskonałość szybko się nudzi. dziś bym tego nie powtórzył
Pewną porcję rozrywki dostarczyło nam lustro wiszące na ścianie. Twarze niesamowicie morfowały, stałbym dłuższą chwilę przed tym lustrem gdyby D nie zachciało się rzygać. Dałem mu wiadro i wygoniłem do przedsionka. Cóż, Stalin jest w każdym z nas. Jakiś czas później znowu rzygał, mówił że jest ok, że nie jadł śniadania. Ciężko mi powiedzieć co było dalej, bo czas ani cokolwiek co znajdowało się poza tamtym pomieszczeniem po prostu nie miało sensownego prawa istnienia. Szokiem było też wyjście na zewnątrz do wychodka. Śnieg miał wiele kolorów, a na niebie tworzyły się różnie dziwne wzory.
W końcu zadzwonił telefon. Najlepiej jak mogłem powiedziałem, że przyjdę za godzinę na obiad. Dopiero po rozłączeniu się, zacząłem tego żałować. Tu przecież było tak pięknie i bezpiecznie, i nie było konkretnej potrzeby wychodzenia stamtąd, chyba że po ciepłą herbatę, która nam się wyczerpała.
Chwilę jeszcze posiedzieliśmy zanim zdecydowaliśmy się zbierać. Było coś koło 13. Przy pakowaniu się wynikły pewne negatywne wibracje. D miał problem z rozeznaniem pomiędzy moje/twoje. Przeszliśmy się kawałek po okolicy. Ścieżka którą szliśmy niezwykle się dłużyła, cała przyroda poddana była ciągłemu ruchowi, falom. My rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Byliśmy zachwyceni tym co się dzieje. Minęliśmy kilku ludzi po drodze. D chyba trochę dołował się ich obecnością, ja zaś czułem do nich niezwykłą empatię. Miałem ochotę podzielić się z nimi tym szczęściem, powiedzieć im jak piękne mogą być chwile w życiu. Albo jednak... niech zostanie tak jak jest - pomyślałem.
Poszliśmy do mnie do piwnicy. Właśnie tego potrzebowaliśmy, ciepłego małego pomieszczenia, w którym można trochę odpocząć. Rozsiedliśmy się i przez większość czasu bez słów podziwialiśmy nowe środowisko. Widziałem szczerzące się do mnie cegłówki. Wszystkie rzeczy wokół nas gięły się w delikatny sposób. Podłoga pływała. D przypomniał sobie że ma przy sobie sczerniałą lufkę. Podgrzałem i wziąłem dwa buchy. Tego mi było trzeba. Zamknąłem oczy. Ujrzałem siatki fraktali, ale tak wyraźnych i jaskrawych jeszcze w życiu nie podziwiałem. Niestety ten raj nie mógł trwać wiecznie, bo telefon uświadomił mi że klucze od piwnicy były potrzebne staremu. Chciał coś robić przy samochodzie. Nie mam pojęcia ile tam siedzieliśmy. Na tym telefonie kończy się pozytywna część tripa. Wyszliśmy stamtąd, poszedłem do babki(2 bloki dalej) i minąłem się ze starym w drzwiach. Dałem klucze, cośtam zagadałem. Wszedłem do mieszkania babki. Stanąłem w drzwiach, chwilę pogadałem, chwilę później odczułem nerwową atmosferę. Przestraszyłem się, po czym zaraz wyszedłem. Zaczęła się paranoja.
Powiedziałem D że chyba mnie wyczuli, że albo paliłem albo po źrenicach wielkości talerzy. Podeszliśmy do mnie pod klatkę. Nie wiem czemu podjąłem decyzję że na dziś to koniec. Wogóle, z D gadało się jak z dupą:
-D, co robimy?
-A co chcesz?
-D, trafisz do domu?
-Nie wiem.
-Jak coś mogę dać ci klucze na działkę, zaparzyć herbaty, pójdziesz, posiedzisz tam sobie...
-No nie wiem, jak chcesz.
-Ale ja się ciebie pytam. To do domu jedziesz?
-No mogę jechać.
Ja poszedłem do siebie. W domu był brat. Nie było już fajnie. Wszystko dalej się gięło, ale przestało mnie to bawić. W domu się przebrałem (cholernie się spociłem!), cały zeschizowany zrobiłem sobie spagetti, i za godzinę uciekłem z domu. Od 15 do prawie 18 włóczyłem się po okolicy jak paranoik. Ciągle katowałem się pytaniami o sens czegokolwiek, dręczyło mnie przeczucie że z niczym sobie nie poradzę. O ile rano było pięknie, to teraz było strasznie. Męczący, psychiczny zjazd. Idąc wałem nad Wisłą spostrzegłem jak piękna jest przyroda, na którą patrząc z odległości można dostrzec jak się wygina i faluje. Jednak nie umiałem się tym cieszyć.
W końcu wróciłem do domu, i do późnej nocy męczyłem się z okropnym zjazdem. Nie będę go opisywał, ale wierzcie mi, nie chcielibyście tak mieć. Pamiętam, że momentami czułem dość przyjemnie swoje ciało, leżąc przez dłuższą chwilę w bezruchu, pewnie to przez MeoPP. Zauważalne wizuale towarzyszyły mi chyba do 23.
Ten dzień dużo mi pokazał. Z jednej strony euforyczne szczęście, z drugiej taką zwałę że najstarsi górale takiej nie mieli. Gdyby nie taki zjazd to byłoby idealnie. Następnym razem na pewno wezmę mniej. I bez stymulantów, żeby można było zasnąć, a nie uczyć się sufitu na pamięć.
- 36544 odsłony
Odpowiedzi
To dokończ. Hej, chłopaki,
To dokończ.
Hej, chłopaki, dorzućcie do substancji:
kofeina nikotyna bufedron 25C-NBOMe
Bez nich ten TR wygląda jakoś tak goło...
skończyłem
...i jeszcze MeoPP. to nie to samo co BZP/TFMPP
kurwa
Kurwa bez przesady tyle mieszać i jeszcze ten twój znajomy na pierwszy raz mix`y ? no kurwa i jeszcze na oko , tak jak ktoś na hypku pisał "na oko to sie umiera" :P zainwestujcie w jakąś wage bo można sie przejechać i to ładnie z tym na oko :(
Trip po 2C-E cie znudził i zmęczył ? To lepiej 2C-P nie próbuj :P to dopiero potrafi znudzić i zmęczyć :)
Ale ogólnie fajny Trip Raport :)
tak wyszło. no i dostaliśmy
tak wyszło. no i dostaliśmy nauczkę ;p nie zamierzając tego robić, obydwaj przerabialiśmy metodę szokową. tak ja przerabiałem alkohol, thc, (swego czasu)benzydaminę, piewszy raz był fatalny, ale po doświadczeniu na głębokiej wodzie kolejny raz bywa ok. dla D nie bedzie kolejnego razu. nie jest gotowy. a z ludzi których znam to on nadawał się do tego najlepiej
nie chodziło mi o to że 2C-E mnie męczył czy nudził. w tym wszystkim było za dużo stresu, otarłem się o przeziębienie a to nie są dobre warunki, lepiej czekać niż żałować. wytłumaczę jeszcze to na oko - jeśli wiesz że w packu jest 50 mg, to można z tego zrobić 5 takich samych porcji po 10mg. chyba że się komuś ręce trzęsą ;/
a umiera się na dobre, nie na oko
oko
Tylko wiesz sprzedawcy może sie czasem sypnąć więcej niż 50mg i wtedy jest problem :P
No, fajny TR. Czytam z
No, fajny TR. Czytam z ciekawości bo jakoś nie mam zamiaru brać psychodelików w najbliższym czasie ale jestem przekonany że jeśli ma się dobrego towarzysza który się nie śmieje, nie gada, i nie denerwuje to dobry trip powinien być gwarantowany. Rzycze lepszej fazy przy następnych podejściach.
Pozdro Neol