trzeźwienie dla opornych, czyli urodzinowe grzanie gówna.
detale
4 piwa, 200ml wódki, 50ml whisky
hex-en
mefedron
kokaina
beta-ketony
amfetamina
metamfetamina
2c-b
LSD
DXM
kodeina
alprazolam
klonazepam
tramadol
marihuana
makumba
1p-LSD
XTC
etanol
raporty psychonaut4
- dzień typowego marychłanisty
- Trzeźwienie dla opornych, czyli urodzinowe grzanie gówna.
- jestem umęczonym odkupicielem waszych grzechów.
- W inny świat po trawie
- dragidragidragidragole!
- Groza i euforia czyli oxo i candyflip.
- O zdekszonych szafach, bananie i śmierci...
- Zdekszonymi ruchami wspiąłem się na szafe słuchając wibracji
- Kwaśna rzeczywistość ludzi epoki kamienia łupanego.
- Wyprawa we fraktalne odmęty czyli remedium na kaca
trzeźwienie dla opornych, czyli urodzinowe grzanie gówna.
podobne
O - ja
P, Z - też ćpaki
Nudziło mi się w moim mieście, śmierdząca chujolandia, cholera, to chyba najnudniejsze urodziny w moim życiu, może po prostu zadzwonię, zadzwonię i poczekam na skutki, mały kroczek w stronę przerwania obrośniętej łojem chujozy w jaką się wpakowałem z rozbiegu.
P oddzwania więc wsiadam w pociąg, widzę różne twarze zmęczone monotonią, całkowicie bez wyrazu, jakby jesień odebrała im zachłannie barwy, twarze nie wskazują jakby czekali na słońce, wiosnę ani na ciemno zielone liście tylko na zimę która ostatecznie zgwałci ich energię życiową, w skrócie jakby czekali na rozstrzelanie czy coś w tym stylu, ale mnie to nie dotyczy! uśmiecham się, z taką wyższością jakbym miał odebrać jakąś nagrodę czy inne słodkie gówienko, jestem pewny że czeka mnie cholernie długa noc, urodzinowa noc!
mamy ciche dni z komunikacją miejską, bezczelnie autobus odjechał w ostatniej chwili, czekam spokojnie wkładając west'a do ust, odprawiam przy okazji jakieś dziwne ceremonie z zapałkami które również zabiła zapluta późno-jesienna aura, wkońcu mi się udaje dziarsko odpalić papierosa podpalając garść zapałek, delektuje się nim jak najsłodszym nektarem ponieważ czeka mnie na prawdę kurwa dobra impreza! chyba że nie?
podjeżdża autobus, wsiadam, znów te same twarze, ale w innych ciuchach, parszywe eleganciki, musiałem wtopić się w tłum ubierając mój płaszcz i golf by stworzyć pozory normalności, tęsknie już za tymi patologicznymi gębami marzących by spotkać mnie samego w ciemnym kącie z mojego miasteczka, już starczy mi udawania człowieka który urodził się bez odbytu, cholera pomyliłem autobusy, wsiadam w poprawny i znajduję się na dobrej drodze, czeka mnie przesiadka, ale to nie zepsuje mojego urodzinowego nastawienia, czekam podziwiając wszystkie odcienie grudniowej szarości, zostałem chyba pożarty przez melancholię, współczując każdemu o tej same myśli w tym momencie tylko po to by egoistycznie zapomnieć o bratnich duszach odpalając kolejnego west'a - ostatniego.
komunikacja miejska zmówiła się przeciwko mnie, autobus dociera 24 minuty po czasie, jadę jak zwykle bez biletu i wysiadam w tym pokracznym świecie, ciemnym i nieprzyjaznym, natura nienawidzi człowieka, przez lata obie strony przestały żyć we wzajemnej adoracji, chcemy od niej więcej, więcej i ciągle więcej zapominając że to nie my jesteśmy gospodarzami, tylko ta ogromna dziwaczna wola życia, wyrzucam nowego peta marlboro na trawnik i wchodzę do obskurnego budynku, założę się że P nadal nie dotarł będę musiał czekać z tymi poganami, przeraża mnie ta myśl, wręcz zmusza do zapalenia kolejnego papierosa, P nie odbiera, pewno posuwa jakąś naiwną zdzirę, kończę i podejmuje kolejną próbę, wita mnie ta przerośnięta podróbka wikinga, podróbka wikinga której spodobało się szalone południowe życie między rzymskimi burdelami, przyjmuje mnie K, też bawiąca się w rekonstrukcje, mimo że jest trochę chubby lubię ją, nawet miło mi się z nią rozmawia, czekając na P pytam ją o rzeczy skrajnie błache, przez co przez chwilę jej zazdroszczę, zazdroszczę jej tego z jaką prostotą podchodzi do życia, w jej świecie nie ma natrętnych egzystencjalnych pytań jedynie dziecięca fascynacja kulturą, historią i sztuką, pale jej cholernie mocnego papierosa, po czym oddzwaniam z nikotynowym ogłupieniem do P, odbiera zdyszanym głosem jakby esperacko machał 4 godziny biodrami w tą i we w te.
P to dość oryginalna osoba jak każdy z tych szajbusów który tu mieszka lub kiedykolwiek mieszkał, jego życiem jest kuchnia, wysmakowane imprezy a przede wszystkim kobiecie tyłki, jest najprawdziwszym przedstawicielem tej rzadkiej rasy, nie jest żadnym klubowym ruchaką ani nie-dzielnym spermi-majktiem, kurwa, P to najprawdziwszy jebaka!
prawdziwy rzadko spotykany dżentelmen którego darze ogromnym szacunkiem nie z powodu wieku lecz z powodu znajomości stanu rzeczy, ostatnio nie trzyma za bardzo fasonu, podejrzewam że przesadza z proszkami, taki jebaczny potencjał nie może się zmarnować, oznajmia mi jego sztywna dostojność że trafi na miejsce za kwadrans, idę się wykakać, może zdążę.
O! jak miło Cię widzieć! cholera, kope lat! wiesz co będziemy robić psia mać? obejdziemy każdy klub, bar, kurwidołek w tym pokracznym mieście i wyrwiemy jakieś sromidło by się nie nudziło!
wyjaśniam P że to nie w moim typie, P nie tracąc nadzei wytłumaczył mi plan co mam zrobić jak jednak on coś wyrwie i pójdzie w śliskie tango z piątkową pięknością.
oboje jesteśmy podjarani, jak napalony 14-sto latek, co podbija włączona muzyka, jesteśmy cholernie przekonani że damy upust jakiejś mrocznej prymitywnej rządzy.
homo sapiens to jedyni przedstawiciel zwierząt dla którego normalna forma rzeczywistości staje się nudna po pewnym czasie, jest na tyle łapczywym gatunkiem mięcha, że od początku swej egzystencji próbuje urozmaicić swój odbiornik do otaczającej rzeczywistości o kilka nowych bajerów, jakże te istoty muszą gardzić sobą by ryzykować własne zdrowie dla urozmaicenia rzeczywistości, nie jest świadom jak ważne jest życie a nawet robi to by przeżyć życie jeszcze lepiej jak ja dzisiaj, za dużo myślę, dlatego napije się jeszcze.
O! brałem kwasa wiesz? i byłem w centrum miasta, cholera, poszedłem do sklepu z zabawkami i sobie grę kupiłem za 70zł ale oddałem ją dzieciakowi bo nie miał pieniędzy a bardzo chciał grę!
ma gest jak na ćpaka, chlaliśmy wódę w autobusie niepokojąc ludzi.
i na miłość boską O, nie mieszaj grzybów ze speedem, wiedziałem wszystko wiesz?? wszystkhoo! patrzyłem na peta na chodniku i znałem cały proces jaki przeszedł by tu się znaleźć, łącznie z fabrykowaniem i zbieraniem tytoniu przez zwykłych ludzi, to było straszne.
w odpowiedzi umiliłem czas opowiadając o tym jak moja dziewczyna przedawkowała 2-oxo-pcm w parku miejskim a ja w tym momencie byłem na kwasie.
rozmawialiśmy o czmych za głośno, współczułem tylko ludziom słuchających dwóch spitych ćpaków jak rozmawiają o swoich ćpuńskich podbojach, zwykli szarzy ludzie którzy nie odważą się na tak poważne odchylenie od norm społecznych, ale to dobrze, good for you, pożyją dłużej, bez niepotrzebnej wiedzy z cyklu jak dobrze się nakwasić, czy jak zrobić poprawnie ekstrakcje paracetamolu.
czuć było tą unoszącą się pogardliwą ciszę, która wypełniała długą machinę po brzegi.
a wiesz że raz wymieszałem deksiwo z alkoholem?!?
przesadziłem wtedy bo za bardzo nie wiedziałem jakby kim jestem ani gdzie jestem! cholera nigdy więcej do naszego przystanku trwało to mierzenie penisków kto więcej przeżył na jakimś dragu.
pierwszy bar, angielsko punkowa speluna, w której to sączyłem browca i mając słabą głowę byłem już bardzo spity, okazało się że zabawniejsze substancje będą dopiero po 24 a jest już 20, nie wiem jak ja wytrzymam do tego czasu, P twardo się trzyma mimo alkoholu obserwuje, poluje, kalkuluje który to tyłek mógłby zetknąć ze swoimi nabrzmiałymi bilami.
jest jak wieczny myśliwy, jak wiking toczący odwieczną walkę w valhalli czy ta niedojda syzyf, jego pragnienie wtopienia się w jakąś samicę nigdy nie ustępuje nawet po zawodowej ilości etanolu.
punkowy klimat nam się nie udziela, albo udziela się tylko w sposób skrajnie nieprzyjemny, idziemy więc do innego baru, który jest co ciekawe pusty, bierzemy alkohol nachosy i siedzimy napełniając się syfem, stało się coś nieoczekiwanego, P po następnym piwie odpadł, po prostu się poddał, wokół nie było żadnej panny, jedynie barmanka która go spławiła żałosnym tekstem.
dzwonił Z który to miał nam załatwić coś na energię, musiałem do niego krzyczeć przez słuchawkę czy załatwi nam wszystkie potrzebne rzeczy bo trzymał najwyraźniej telefon w dupie i nie słyszeliśmy się.
P padł trupem, spita kupa mięcha, zacząłem go wyzywać, kopać krzesło nawet mówić że z jego ćpanka nici bo nie potrafił pić umiejętnie, P pokazał mi jak marne były moje starania stawając na równe nogi gdy wybiła 22 a bar został zapełniony świeżym mięskiem do wyrypania.
P zrobił się jakiś taki energiczny i nawet oddzwonił do Z zapytać co z naszym podłym świństwem.
Z to marnujący potencjał kucharzyna wyglądający jak Mongoł.
-O, cizdo, musimy iść.
CO?
-sssspierdalamy nic tu po nas.
włóczyliśmy się po centrum miasta, P czekał na okazje, a ja chciałem tylko już się jakoś obudzić jakimś podłym syfem, patrzyłem na P wydawał jakieś zwierzęce odgłosy do przechodzących dziewczyn, jakimś niewytłumaczonym cudem znaleźliśmy się w bliskowschodniej fabryki paszy, zamówiłem falafele, P jakąś padlinę zawiniętą w ciasto, uznaliśmy że możemy iść zapalić ale jak na złość papierosy były rozsypane po całej podłodze kebabiarni.
W-widzę że dobrze sobie z mięskiem radzisz śliczna! Wyszarpałem P na zewnątrz będąc pewien że zjemy te świństwo ze wszystkimi możliwymi cudkami fizjologicznymi.
P ma całą twarz w sosie czosnkowym, coś próbuje pokazać dziwacznymi gestami to przechodzących obok małolat, nie wiem co jest gorsze, to że P wygląda jak śmieciarz próbujący być seksowny czy to że całkiem możliwe że nie mają 16 lat a on je podrywa, nie chcę nawet myśleć jakie obrazy kreują się w jego pijanej głowie.
Ha! P znasz ten dowcip??
Moja żona posądziła mnie ostatnio o zdradę, gdy zobaczyła ślady zębów na moim penisie.
Ale akurat nie zauważyła tego że nasza córeczka zaczęła ząbkować!
-ha, dobre, ale znam.
W tej chwili P zagapił się na grubszy kaliber przekraczający moje wagowe standardy, pewno przez buzujący w najlepsze w jego krwiobiegu etanol, chyba że nie? Popatrzyłem na niego z wstrętem wywalając falafele po całej ulicy, znaleźliśmy się w jakiejś dziurze dla nadętych cipków, od razu zauważyłem że niezbyt pasuję do umiarkowanie nietrzeźwego otoczenia, szukamy kogoś kto użyczy nam telefon, chcieli nas wyruchać na 50zł za pożyczenie.
Po jakimś czasie okazało się że Z siedzi w jakimś obskurnym barze i czeka na nas, idziemy, szczamy razem na samochód stojący na zakazie i wchodzimy do baru Z
Wchodzimy, gapię się w pustkę naprzeciwko i myślę co chcę jeszcze wychlać i czy w ogóle chc.. PROSZĘ DWA KAMIKADZE, SZKLANE WHISKY DLA KUMPLA , TWÓJ NUMER TELEFONU I STANIKA.
-zalecił P, zaniepokojona barmanka obiecuje że to ostatni alkohol jaki nam sprzeda, co za brak kultury, nowa pracowniczka nie zrozumiała że pijemy w tej dziurze odkąd zaczęła miewać okres.
Targamy Z do tej samej barmanki, zmuszamy Z do zakupu, mówiąc jasno swoje propozycje, dostaliśmy to czego chcieliśmy po czym P ozdobił podłogę ciasnego baru szkłem i piwem, po chwili ja też.
Idziemy, nie wiem gdzie ani po co, jedyne co czuję to ten chłód, jakby kara boska za mój stan, jest niezwykle zimno, a najgorsze jest chyba to że nadal nie wiem gdzie idziemy, P też nie wiedział, chyba, byliśmy w żabce, dostałem jakieś świństwo do jedzenia, P zaopatrzył się w bardzo ważne rzeczy jak alkohol, papierosy i pierogi mrożone które z całą swoją jebaczną gracją zjadł wcześniej podrywając kasjerkę a ja gapiłem się jak na najpaskudniejszego śmierdzącego owada, na ochroniarza co zaciskał ręke na swoją wielką czarną sztywną pałę do karcenia pijaczków.
Z dzwoni abyśmy ruszyli dupska w stronę taksówki pod kfc.
Orientacja w terenie zawiodła, błądziliśmy aż wkońcu zauważyliśmy upragnioną taksówkę, przechodzimy przez środek drogi obok śpiących w samochodzie niebieskich panów.
Jedziemy, P nie wytrzymał i znów odpadł, ja zaraz zarzygam tapicerkę, taksówkarz włączył najbrudniejszą techniawe i ciągle pociągał nosem.
Z zrobił szybkie i krótkie dwa wdechy nosem co brzmiało jak jakiś znak rozpoznawczy.
Jechaliśmy, czekaliśmy i znów jechaliśmy aż wkońcu dotarliśmy do domku pogańskich niedojd.
Ze ścian odbijałem się do barierek, wejście na górę po schodach okazało się misją, która się nie kończy, zmartwiony Z wyjął znikąd samarkę z białą zawartością machał mi ją przed nosem, byłem jakiś taki zahipnotyzowany, cudem znalazłem się na górze, jednak mam chęć bez krzty kultury odrzygać się na dywanik, P raczej też. Z nie ma czasu, robi użytek z samarki, P nagle dostał przypływ energii i krzyknął że dla mnie to niech zrobi taką, obrazując rękami jakby pokazywał jaką rybę złowił albo ile pomieścił w zdzirze znalezionej przez internet.
W skrócie to wciągnąłem kreskę o 01:00 i od razu zrobiło się jasno, tak jakoś po 5 minutach a następnie wróciłem do domku (wersja dłuższa poniżej)
Chyba poniosło każdego z nas, wspomniana kreska była chyba za duża ponieważ wytrzeźwiałem kompletnie zanim jeszcze skończyłem dociągać kreskę.
Niewiedziałem co się dzeje to świństwo okazało się zbyt silne, co ja mam do kurwy zrobić? To było tak dużo że czuję jakieś potworne zagubienie połączone z kosmiczną euforią.
Najgorsze jest to że nie wiem co robić, to jest tak silne, ten bajeczny stan, nie wiem czy bajeczny, raczej przytłaczający, czuję paranoje, taką przyjemną paranoje ale zagubienie stanu się nasila, obraz się rozmazał czuje się jakby we mnie jakaś energia wzbierała, nie chcę wiedzieć co będzie dalej
Słyszę coś, to muzyka najwyraźniej, tak! Doznaje olśnienia nagle włączona muzyka okazała się brakującą częścią układanki, jest mi tak dobrze, oznajmiam że zaraz wyrypie ten głośnik, zaczynam ruchać powietrze, pozostała dwójka też to robi, niepokojąc pogan pokoik obok.
Wyglądaliśmy jak trójka naćpanych mimów czy coś w tym stylu.
P wciągnął kolejną kreskę po czym od razu zasnął, dziwak.
Z wyglądasz jakby Twoja babcia zakochała się w czerwono-armiście! HA!
-co? Pudrujemy?
A czy papież sra w lesie?
Czas leciał nam tak szybko że nie rozumieliśmy co się dzieje, 5 minutowy utwór trwał jakieś 26 sekund.
P leżał rozwalony na fotelu, ja z Z odprawiałem jakieś chore rzeczy z ćpaniem w tle, ciągle robił dziwaczne dźwięki z nosa nie wiedząc już czy to wina dragów czy przeziębienia, muzyka była niezwykle przyjemna, jednak sam Z jakiś taki tajemniczy się zrobił, ciągle tylko narzeka na ten nos, tworzy najokropniejsze dźwięki a ja wpycham mu jakieś naćpane gówno do uszu, stało się jednak coś strasznego ten kretyn Z krusząc to słodkie gówienko rozstrzelił kryształek na miliard kawałeczków które były w całym pokoju.
Przeraziłem się kurwa, wyglądaliśmy jak jakieś zombie-wraki z ulotek antynarkotykowych nurkując po podłodze szukając tych ledwo widocznych kawałków, nie chcę wiedzieć ile razy pomyliłem to z innym gorszym syfem i wciągnąłem jakąś chujozę okruszkową psia mać albo coś o czym nie chcę wiedzieć.
To świństwo zrobiło mi jakaś prasę z nosa, później jak wracałem pociągałem nosem w oczywisty sposób, co było całkiem zabawne.
Stało się więcej tragedii, nie ma nic gorszego niż brak fajków po wciąganku
Jakiś taki wrażliwy zrobiłem się po tym syfie, rozpływałem się, obraz był lekko rozmyty a ja topiłem się w tej przyjemności, smutno mi było na myśl że to się kiedyś skończy, to narkotyk który oferuje za dużo, zdecydowanie za dużo przyjemności daje, jaki to paradoks że myślę tak o narkotyku który powinien to dawać, jednak ten jest przesadnie, podle, świńsko, ohydnie dobry – zjazd mi da do myślenia którego się nie doczekałem, spodziewałem się dwudniowego cierpienia a skończyło się na skromnym kacyku.
wracam do siebie starając się zapomnieć o imprezie urodzinowej.
samo myślenie o tym budzi we mnie panike, strach i obrzydzenie więc napisałem to z płaczem, w sumie to nie ale po piwach, jednym w sensie, chyba, niemożliwe że dotarłeś do tego momentu, Twoje życie to kłamstwo, żartuje, mam to w dupie.
Nad wszystkim, co robię, unosi się niezłomnie poczucie ironii.
- 22392 odsłony
Odpowiedzi
Jest w tych Twoich raportach
Jest w tych Twoich raportach taki mrok i chaos, i awangarda lingwistyczna. Nie będę prowadził szerszej egzegezy, powiem jedynie, że czyta się to naprawdę dobrze i to nawet pomimo, iż widać w tym jawną autodestrukcję.
To tylko sen samoświadomości.
Cóż
Dziękuje!
A ja wyczuwam tutaj
A ja wyczuwam tutaj taką fajną, specyficzną pogardę dla świata, satyrę i nazywanie rzeczy po imieniu. Propsuje.
"Zbyteczność: był to jedyny związek jaki mógłbym ustalić pomiędzy tymi drzewami, ogrodzeniem, kamieniami (...) A ja wiotki, osłabiony sprośny, trawiący, chwiejący się od ponurych myśli - ja także byłem zbyteczny."
J.P Sartre "Mdłości"
W sumie
Miałem cichą nadzieję na podobny komentarz, dzięki za łechtanie ego
Nowy "Nagi Lunch"
Brzmi jak fragment obrazoburczej beatinikowskiej książki o ćpunach. Koniecznie zbierz to w coś więkiszego i wydaj w pdf-ie. Genialny raport.
A nawet
Dziękuje, zbieram właśnie myśli na napisanie czegoś większego..