okultystyczno spiritualistyczne driftowanie, przez 4 lata... bad trip
detale
Zioło 1 buch z bonga
okultystyczno spiritualistyczne driftowanie, przez 4 lata... bad trip
podobne
Trip ten miał miejsce około 4 lata temu, skutki tego przeżycia odczuwam w małym stopniu do dziś. Jako, że było to dawno temu i działo się wtedy bardzo dużo, przy czym background też jest ważny, postaram się utrzymać fakty zwięźle i rzeczowo.
Background:
Byłem z rodziny osobą religijną choć przestałem przywiązywać do tego wagę. Odklejeniec od społeczności. Tripowałem zazwyczaj z moim przyjacielem z dzieciństwa. Co jakiś czas wspominał, że ma takiego "złego siebie" ale nigdy nie wyjaśnił. Co jakiś czas mnie krzywdził tak czy inaczej ale mu wybaczałem zawsze, bo wsm taki jestem. Wcześniej tripując z przyjacielem on wymusił sobie badtripa, bo chciał i cały czas siedział w mroku gapiąc się w stary miedziany talerz w kuchni, a ja tripowałem yolo jestem pikachu w pokoju oświetlonym kolorowym. Dobra lecimy z aktalnie opisywanym tripem.
Trip:
Był to 3 raz z LSD, niestety moje pewne źródło p-25 było wtedy niedostępne, więc wziąłem z nowego źródła. Mieliśmy sobie te 300uq (na głowę) zjeść i tyle. Nie wiedziałem, że pan B (ten przyjaciel) miał zioło ze sobą.
Zjedliśmy w nocy. Chata pusta, obydwaj najarani na tripa. Po godzinie nic, co nas trochę dziwiło, zwalaliśmy na szemrany kwas. Dwie godziny poźniej powoli zaczęło się dziać. Wyszliśmy na zewnątrz, godzina nwm która koło 23. Wczesna wiosna chyba. Obok kościoł jest. Łaziliśmy po okolicy, każdy na słuchawkach słuchając swojej muzyki (wg mnie tak najlepiej tripować). W pewnym momencie, chodząc po parkingu poczułem jaki jestem krzywy fizycznie i jak boli mnie kręgosłup. Spostrzegłem też, że B (przyjaciel) nie ma w okolicy. Weszło prodigy i zacząłem biegać wokoło kościoła (około 2/3 h po zjedzeniu).
Była już faza. Visualsy, body high itp. Odpaliło się prodigy i zacząłem biegać w rytm muzyki (polecam). Potem zaczął wchodzić bad trip. Nie było B i nie znalazłem go szukając, zaczałem dzwonić ale się nie dało. Zapętlało, że rozłącza odrazu, jeszcze mi tool się odpalił na słuchawkach. Zacząłem panikować i skierowałem się na chate. Uznałem że może tam wrócił lub, ew wróci tam prędzej czy poźniej. Wołanie nie miało sensu, bo miał słuchawki, plus mogło go wyjebać chuj wie gdzie, ale o niego się nie bałem bo to typ osoby która zawsze wszystko robi w jakimś celu, nawet na fazie ogarnia sobie łeb. Wróciłem na chate, trochę wyluzwałem, wzorem twierdzy krzyżowiec zrobiłem sobie w salonie na podłodze obóz z poduszek i kocy i sb chillowałem czekając. Gdy wrócił bardzo się ucieszyłem ale też zrobiłem mu wyrzuty wręcz ze łazmi w oczach żeby mnie tak więcej nie zostawiał (ta, jestem wrażliwy, a właściwie byłem). Chillowaliśmy było git, z 4/5h po zjedzeniu zaporponował palenie bongo. Zdziwiłem się bo nie wiedziałem że ma staff. No to okej, biore bucha i Ja Pierdole... Faza zmaksymalizowała się tak z 2/3x, ja odleciałem w maxi (wątpie żeby to było naturalne zioło). Wywaleni na sofie nie mamy siły wstać. Ale nagle jebitny pająk pomiędzy mną a nim zaczał iść, mnie to wsm nie przestraszyło, ale B tak się wysrał że uciekł odrazu krzycząc, to i mnie się narzuciło, uciekliśmy do sypialni moich dziadków, ja tam zaryglowałem drzwi krzesłem żeby pająk nie wszedł (XD). Visualsy zaczęły się zmieniać, były inne, mniej płynne a bardziej stałe jakby, gdy wyostrzałem obraz stabliziując wzrok to wszystko się kaflekowało i nie pływało. B Zaczyna grzebać po szafkach moich dziadków, otwiera jedną w której jest pełno pudełek, "o! LootBoxy" mówię, on wybiera jedno, najbardziej mroczne, całe metalowo czarne ze starym zamkiem wybitym w metalu z napisem 'Wedel" (potem, po tripie gdzieś wyczytałem że "szatan" lubi czekoladki xD). Ktoś to pudełko otworzył nwm czy on czy ja, ale kurwa to było najgorsze co mogło się stać.
Chwilę patrzyliśmy, ja nie miałem pojęcia co jest w środku, jakby przeogromny skondensowany kolorowy chaos (Potem na trzeźwo pare miesięcy poźniej gdy miałem odwagę obadać to pudełko na trzeźwo, okazało się że to pudełko z biżuterią, lustrzane od środka, stąd ten kolorowy rozpierdol i pewnie stąd to wrażenie "połączenia faz" które potem odniosłem). Chwilę wpatrywaliśmy się w to, ja byłem jak zachipnotyzowany. On ruszył ręką nad tym pudełkiem i obydwaj w tym samym czasie wtedy lekko podskoczyliśmy, miałem wrażenie że ten chaos się zmienił i że obydwaj to samo zobaczyliśmy i widzimy to samo, tak jakby fazy się połączyły. Potem jakimś sposobem, nwm, nie pamiętam jakim, z pudełka, obok niego, wylądowały 3 kształty, 3 naszyjniki, jeden niebieski, jeden czerwony i jeden jakby tak w chuj okultystyczny, tworzący jakieś dziwne geometrie leżąc. Wtedy tak jakby przestałem mieć kontrolę nad tym co robię, (chociaż możliwę że już wcześniej jej nie miałem), powiedziałem do B "wybierz, musisz wybrać" no i on wybrał niebieski twierdząc "biore niebieski bo jestem magiem wody" wtedy ja skminiłem że teraz ja muszę wybrać a zostały same chujowe, wziąłem od niego ten naszyjnik twierdząć "TO JA CHCE BYĆ MAGIEM WODY[skojarzyło mi się z gothickiem]" (teraz tak kminie czy to możliwe że w ten sposób nieświadomie zgadzam się żeby jakiś byt do mnie wszedł sytuacja na zasadzie :[byt mówi że jest "a"], ja mówię [ja chce być "a"]. B ręką pomieszał te naszyjniki i nic nie wybrał. Od tego momentu na maksa było coś ze mną nie tak, cały czas czułem ogromny strach i schizowałem robiąc jakieś akcję, wróciliśmy do salonu, ja się położyłem spowrotem na ziemi w swoim "obozowisku" które wcześniej zbudowałem, B siedział na fotelu bujanym na przeciwko, panował mocny poł-mrok bo świeciła się tylko mała lapmka w rogu salonu. Ujebało mi się że teraz razem z B gramy percepcją (tak jakby wzrokiem naszym, lustrami, światłem, obrazami) o nasze dusze, na planszach szatana. Nademna była na ścianie ogromna fototapeta, i miałem wrażenie że jakiś byt w ciele B (on teraz nie wyglądał normalnie, miał niebieskie włosy, paskudy demoniczny ala świński ryj itp) i ten byt za pomocą tej fototapety widział to co widzę ja i tak jakby był w mojej głowie i widział moje myśli, ja przez bite 2/3 godziny miałem głowę przyspawaną do podłogi nie mogąc jej oderwać, jednocześnie cały czas patrząc się prosto w oczy tego bytu w ciele B, bałem się ze jeżeli przestanę patrzeć to przegram duszę (teraz kminie że to pewnie tak ten byt działał i przez to że na niego się patrzyłem w strachu on działał we mnie, a on oszukał mnie strachem że jak przestanę patrzeć to "stracę duszę") To uczucie trzymało mnie w pełni, dopiero po paru godzinach tego chorego mambo jumbo, ogarnąłem że przecież w rogu pokoju jest lampka i po prostu zacząłem się w nią patrzeć i tak kolejnych pare godzin gapiłem się w nią. Warto wspomnieć że co jakiś czas B (chyba, nie pamiętam dokładnie) pytał czy chce nim 2 albo czy wychodzimy na zewnątrz na co odpowiadałem "Nie" i dalej się gapiłem, a szkoda bo bardzo bym chciał wtedy wyjść. (Wychodzi więc na to że to nie tyle B tylko jakiś możliwe byt który w nim widziałem a który zapewne był we mnie/w mojej aurze, jednak przez to że projektował się w B odbiło się bardzo na naszej relacji i już zawsze obcując z nim, było coś nie tak), minęło pare godzin, trip zaczął schodzić.
Ja bardzo się tym wszystkim zafiksowałem, potem na każdym następnym tripie (już nie z B) powtarzał się ten motyw, tylko w inny spośob z innymi osobami, miałem wrażenie że po prostu jestem w piekle, gdzie każda chwila jest wiecznością, sam nie panowałem zbytnio nad tym co robię, miałem akcje jak z matrixa itp, kwasiłem tak jeszcze przez pół roku, mimo że nie chciałem, ale dawałem się namówić licząc że wyjdę teraz z tego piekła. Dopiero ostatni mój trip LSD około 3,5 roku temu był jakby tak, że wydarzenia się ułożyły w taki niesłychany sposób i jakby trafiłem do "nieba" gdzie wydawało mi się że mogę tworzyć wszystko itp, wtedy ci ludzie którzy na tripach mi szkodzili i w tym piekle wydawało mi się że mnie trzymali, ześwirowali. Jeden zaczął coś pisać na ręce, drugi zatrzasnął się w kiblu a trzeci miał bad tripa i gdzieś polazł, ja w tym błogostanie zacząłem in pomagać po prostu. Po tym już nie kwasiłem i starałem się nie dragować, co pare miesięcy jednak coś było i motyw się w jakiś sposób powtarzał. Co ciekawe najgorzej było po ziole. Przez te lata bardzo wkręciłem się w spirytualizm, medytacje, itp, w pewnym momencie nawet na trzeźwo doznawałem spirytualistycznych doznań "miłośći" jako energi. ( w momencie gdy porzuciłem wszystkie substancje, alkohol, ludzi, przyjemności itp) Potem jednak znów się pogubiłem, byłem w psychiatryku 2 razy, niby że schizofrenia, choć z tym się nie zgadzam, jak nie jem leków i nie ćpam nic to jest git. No nwm, ogólnie masakra. Jak zamknę oczy np na grzybach czy czymkolwiek, to tak jakby mam przed oczami geometrię kolorową tworzącą płaszczyznę o różnych głębokościach w różnych miejscach i jest to jakoby "siatka" przyklejona do moich oczu. Na trzeźwo tak jakby też to mam ale jest to jakby oddalone i to bardziej kolorowe kropki przed oczami, więc wsm to nie to. Wgl, od tego czasu potrafię wzrokiem zrobić tak, że tak jakby mam haloony "wyostrzam planszę" i cały obraz staję się lekko kafelkowy i oddychający, ciekawa umiejętność, w świecie tym takim "nierealnym" też jakoś już się orientuję i mimo że odpala się to uczucie niefajnie to jakoś żyję i funkcjonuję w tym, np po grzybach.
Do tej pory nwm co to było, w mojej głowie pojawia się wiele wytłumaczeń ale nigdy raczej się nie dowiem co to było i o co tak naprawdę chodzi ze światem, świadomością, enerigami, bytami itp.
- 16746 odsłon
Odpowiedzi
"nigdy raczej się nie dowiem.
"nigdy raczej się nie dowiem..." bo? Niby czemu się nie dowiesz? Ja ci powiem czemu. Bo zakładasz ze się nie dowiesz. Zakładaj że się dowiesz, to się dowiesz. Ja się już dużo dowiedziałem, a dowiadywać się dopiero zacząłem. O co chodzi, to ci nie powiem, bo to się najpierw widzi, potem rozumie, a potem polega na próbie przelania tego na słowa. A tak poważniej, to pewne kwestie by się dało przelać na słowa, ale nie zrobię całej roboty za ciebie, bo raz że mi się nie chce:D a dwa że nie na tym to polega. Polecam 1. Buddyzm. Książki, artykuły, polskie forum, reddity nie reddity. 2. Kanał na yt "Klaudia Pingot". Potem już popłyniesz w zdobywanie prawdy. No i 3. Praktyka medytacyjna. Sama wiedza nie wystarczy, trzeba praktykować, żeby rozumieć. Mam nadzieję, że pomogłem, sory za chaos wypowiedzi, praktycznie zasypiam, ale musiałem skomentować. Powodzenia dobra duszyczko.
Prawda to
No Tak, to prawda, dowiem się, dużo czytam i oglądam już od lat, po polsku i angielsku, od siebie polecam after skool na yt, do czytania tolla, czy d.hawkinsa, buddyzm zen znam, medytuję i uprawiam inne praktyki. Tylko że nagromadziłem tego już chyba trochę za dużo w głowie. Plus dochodzi do tego jeszcze to cywilizowane życie, bagaż przeszłości, który niby porzuciłem ale wraca, kwestia utraty tożsamości, bo te myśli to też ego itp, no w pytę życiowych miszmaszów. Dzięki za dobre słowo no i przypomnienie że dowiem się bo co chwilę się dowiaduję :D. Owocności
i nikomu nie wolono się z tego śmiać
nie ma przypadków, dlatego też Twój raport skłonił mnie do zarejestrowania się na tej stronie. Usłyszałem kilka dni temu w rozmowie, że osoba ma zbyt młody umysł na zabawy z substancjami zmieniającymi świadomość i muszę przyznać, że Twój opis w zasadzie to potwierdza. Dużo tu na forum relacji z przyjmowania różnych substancji przez młodych ludzi, wręcz nastolatków. Nie chcę tu nikogo moralizować ale jedynie przedstawić swój punkt widzenia jako dojrzałego człowieka z punktu widzenia norm społecznych na te kwestie. Tak więc, moje doświadczenia, przemyślenia, wizje, wglądy i odczucia i jeszcze jakkolwiek by to nie nazywając sprowadzają się do tego, że rozpoznajemy siebie. Posłużę się tu analogią do gry komputerowej, która moim zdaniem idealnie oddaje sens tego co chciałbym wyrazić. Tak więc rodzisz się czyli zaczynasz grę. Jesteś od początku programowany jako postać tej gry. Przyszedłeś na swiat gry w jakiejś rodzinie, w ostatnich latach często wychowywany jesteś przez matkę. Nikt Ci nie daje wyczerpującej odpowiedzi na podstawowe pytania co tutaj robisz i jaki jest Twój cel. Tak więc dochodzimy do sedna gry czyli zrozumienia swego położenia. Co ja tutaj robię, czym to jest, kim ja jestem, jak wychodzi się z tej gry? To są podstawowe pytania jakie zadajemy sobie po złapaniu wcześniej lub później, że coś z tym miejscem jest nie do końca tak, jak powinno. I tu dochodzimy do momentu, kiedy w naszej grze pojawiają się klucze, czyli substancje zmieniające percepcję. One umożliwiają nam zmianę sposobu odbioru planszy i nas na niej. Ale, aby umiejętnie ich użyć, należy wiedzieć jak je stosować. i tu dochodzę do sedna mojej wypowiedzi. Umysł młodego gracza w skali doświadczenia samoświadomości nie jest gotowy na przyjęcie klucza i zdobycie dzieki niemu nowych skilów. I nie chodzi tu o wiek postaci. Tu chodzi o to jak bardzo odnalazł się na planszy i czy ogarnia już o co toczy się gra. Większość niestety jak pokazuje tak zwana rzeczywistość gry nie kuma zupełnie, że są w grze. Nie mają nawet pojęcia, że mogą grać, Tak więc rozumiecie, że jako nieaktywny grający nie jesteś w stanie skorzystać z napotkanego klucza. I tak samo młodzi ludzie ładują w siebie wszelkie to, jak mawiają ciocie dziadostwo i przeżywają bad tripy. Bo najpierw powinieneś się obudzić aby uświadomić sobie, że grasz a następnie wszystko czego świadomie testujesz w grze, starać się w niej wykorzystywać. Podsumowując więc w tej analogii do gry, uświadamiasz sobie, że jesteś tą postacią z lustra, puszczasz do siebie oczko i z zawadiackim uśmieszkiem mówisz "let's play", po czym gromadzisz kolejne doświadczenia, które przybliżają Cię do zrozumienia tego gdzie jesteś i jak z tego wyjść. Podpowiem, że gra ma niby jakieś rulsy, ale kto by się tym przejmował. Tak więc. nie chodzi o to aby najebać się i mieć haluny ale aby rozkminić o co chodzi w tej grze i wykorzystać wszystko co się napatoczy aby do tego zrozumienia nas przybliżyło. Nie jest to łatwa gra i wg mnie końca nie ma, bo o ile z tej planszy wcześniej czy później wyjdziesz (przeważnie nogami do przodu w drewnianym pudełku... ups ostatnio w to już przeważnie w urnie) to, w kolejnej do której trafisz czeka Cię ta sama zabawa od początku, czyli co ja tu robię, o co tu chodzi, jak mam się tu odnaleźć itd. Tak więc zalecam stawanie plecami do ściany, obserwację otoczenia, wyciąganie wniosków i uczenie się na błędach oraz tworzenie map. Powodzenia lamusy :)
w zasadzie to reagujemy na obserwacje, których doświadczamy i nic poza tym... ale kiedy zaczynamy widzieć, czyli projektować, to dopiero zaczyna się zabawa
Ciekawe, ciekawe, to co
Ciekawe, ciekawe, to co napisałeś, Panie Starszy! Świetna analogia. Sam bym tego lepiej nie napisał. Chociaż sam bym tego w ogóle nie napisał, bo mam trochę inne pomysły jak to wszystko postrzegać, ale z podobnego poziomu świadomości. Dziękuję za twój wkład.
Jakie pomysły?
Może podzielisz się jakoś pomysłem swojej prespektywy czy interpretacji? Przyswajanie różnych punktów percepcji rozwija świadomość.
No, jedna z interpretacji, to
No, jedna z interpretacji, to tak jak napisał kolega. Istnieje źródło wszelkiej świadomości, które tworzy światy z energii i materii. Tworzy nowe istoty, które rozwijają się za pomocą poznawania samych siebie i wchodzenia w interakcje ze światem. No i tu droga się rozgałęzia. Albo czeka nas wszystkich taka sama droga (wersja która wydaje mi się trochę nudna i chujowa, ale też wiem, że to, że taka mi się wydaje nie ma żadnego znaczenia, bo przestanie mi się wydawać najpóźniej wraz ze śmiercią mojego ego). Albo można będzie obierać własne drogi wraz z rozwojem świadomości i stawaniem się coraz mniej materialnym. Podróżować między światami, być może tworzyć nowe, lub jeszcze coś innego. Kolejna interpretacja jest dużo bardziej abstrakcyjna. Jesteśmy myślą/wizją/snem, który "zgęstniał". Świat materialny w ogóle nie istnieje. Wszystko jest prawdziwe i nieprawdziwe zarazem. Wszystko co możesz sobie wyobrazić i każdy sen, jest tak samo prawdziwy jak rzeczywistość, różni się tylko gęstość, namacalność. Oryginalnie itnieje tylko pustka i jakimś cudem w tej pustce istnieje też świadomość, która potrafi wyobrażać sobie różne rzeczy. No i zaczęła wyobrażać sobie coś takiego jak nasza rzeczywistość, tak bardzo, że zapomniała że to nie jest prawda. Tak mocno zaczęła się na niej skupiać, że zaczęła nadawać jej gęstość, namacalność, poczucie realności. Miałem jeszcze jedna teorię, ale porzuciłem bo wydaje mi się teraz absurdalna że nie ma sensu o tym pisać. I jeszcze inne pomniejsze wizje, które ciężko będzie opisać i naprawdę nie chce mi się nad tym myśleć xd
interpretacje...
A może wróćmy do początku rozważań nad konstruktem rzeczywistości 😊 nieoczywistości. Wystarczy poobserwować otoczenie w jakim przebywamy aby wyprowadzić kilka istotnych wniosków. Obserwacja nr 1 – mucha na oknie zdaje się nie posiadać zupełnie zmysłu przestrzennego, bo jak dostanie się na szybę to porusza się w przestrzeni 2D tejże szyby nie rozumiejąc, że wystarczy oderwać się od niej na niewielką odległość aby uchwycić perspektywę i zmiany otoczenia aby namierzyć szczelinę i wydostać się. Gdzie inne zmysły tejże muchy? Czy ona nie czuje subtelnych zmian ciśnienia powietrza? Obserwacja nr 2 – przyroda ma zakodowany program odradzania się. Niesamowite jak drobne nasionko nie większe jak główka od szpilki i w zasadzie martwe, przy odpowiednich warunkach (wilgotność, temperatura i zawartość minerałów w otoczeniu) potrafi w ciągu krótkiego czasu przeobrazić się w rozbudowaną roślinę. Obserwacja nr 3 - łańcuch pokarmowy czyli zawsze ktoś kogoś zjada co sugeruje, że funkcjonujemy w obiegu zamkniętym o rozbudowanym systemie cyrkulacji energii i transformacji jej w kolejne formy tzw. życia. Obserwacja nr 4 – sen jest bardzo ciekawym zjawiskiem i prawdopodobnie wykracza poza obszary tzw. umysłu, gdyż pamięć snu maleje wraz z upływem czasu po przebudzeniu jak również tzw. świadomość snu zaczyna się w jakimś jego punkcie czyli prawdopodobnie po obudzeniu umysłu. W zasadzie bardzo ciekawym zjawiskiem jest paraliż przysenny i wg mnie dotyka on aspektu tegoż właśnie świadomego umysłu lub ego jak zwał tak zwał 😊. Jakiegoż on doznaje szoku gdy ciało jest nieruchome i nic poradzić nie może. Obserwacja nr 5 – po waporyzacji homeopatyczną dawką substancji roślinnej (bo ileż tego ilościowo jest w dymie) następuje osobliwa zmiana percepcji, czego umysł nie potrafi zaklasyfikować i wyraźnie nie nadąża za pojawiającymi się odczuciami, myślami lub wizjami. Umysł jak dla mnie jest programem bibliotecznym. Jest wyraźnym filtrem w procesie obserwacji, strukturą ograniczającą i mocno kontrolującą. Obserwacja nr 6 – język jest wielce nieprecyzyjną formą komunikacji a do tego umiejętność operowania nim należy opanować z wiekiem. Powszechnym zjawiskiem w komunikacji jest zatem brak wyrażenia jak też zrozumienia przekazu. Mógłbym tu pisać kolejne obserwacje ale może pozostawię Wam pole do popisu. Generalnie zmierzam do tego, że zebranie możliwie dużej liczby otaczających nas zjawisk w rzeczową analizę pozwala zbudować jasny model tego w czym jesteśmy zanurzeni.
w zasadzie to reagujemy na obserwacje, których doświadczamy i nic poza tym... ale kiedy zaczynamy widzieć, czyli projektować, to dopiero zaczyna się zabawa
Mój punkt widzenia
Masz celne obserwacje rzeczywistości, tylko miałbym do tego jedno "ale" - ile w tych obserwacjach jest obserwacji, a ile oceny tego co zaobserwowałeś? Czy to na pewno jest to co zauważyłeś, czy już tylko interpretacja i OCENA tego co zauważyłeś? Absolutnie nie chodzi mi o to żeby negować twój punkt widzenia, tylko skłonić cię do refleksji. Bo przykładowo całą twoją obserwację na temat muchy można podważyć jednym zdaniem - mucha nie istnieje. Istnieje wyobrażenie, wspomnienie, na temat muchy. Nie widzimy cały czas muchy. Pamiętamy, że istnieje coś takiego jak mucha i może tylko ten fakt, sprawia, że mucha zaczyna "istnieć" ponownie. Nieświadomie kilka cząstek świadomości przywołało wspomnienie/pomyślało o tym, co sprawiło, że mucha zmaterializowała się ponownie. Być może mucha, mająca bardzo mało świadomości i "mocy" zniknęła by w momencie, w którym wszyscy zanegowali by istnienie muchy. Kot Schroedingera. Mucha istnieje i nie istnieje jednocześnie, aż do momentu w którym potęga większa od muchy zdecyduje, czy mucha istnieje czy nie. Wiem, że to co piszę, brzmi być może zbyt abstrakcyjnie dla niektórych, ale nie moja wina. Mam "nie do końca" zbalansowane czakry. Bywa, że trzecie oko i czakra korony niemal rozsadzają mi czaszkę (jest to bardzo przyjemne uczucie ale czasami zbyt intensywne) a reszta czakr czasami leży i kwiczy... Ale ostatnio wkładam ogrom pracy i skupienia, żeby je balansować i tworzyć swobodny przepływ energetyczny. Zaczynam spowrotem od podstaw. "Uziemiam" się. Zresztą piszę o tym (i nie tylko) bardzo bogaty i treściwy raport. Zwłaszcza w porównaniu do moich poprzednich, bo patrzę teraz z politowaniem na wszystko co pisałem wcześniej (no może mój pierwszy był niezły, ale mało treściwy). Zresztą patrzę z delikatnym politowaniem nawet na wczorajszego siebie, bo wszedłem w okres, kiedy zmieniam się intensywnie z dnia na dzień, a wręcz z minuty na minutę. A może jedyne co się zmieniło, to poziom mojej uważności na ten temat... Pamiętaj, że obserwujemy tylko w tej sekundzie, w której dokonujemy obserwacji, potem to już nie jest obserwacja, tylko ocena umysłu na temat obserwacji. Obserwacja to nie jest myśl, to jest sam AKT OBSERWACJI. Sekunda w której patrzysz i widzisz. Nie sekunda później, kiedy myślisz o tym co zobaczyłeś;) Mógłbym tu wiele napisać, ale pozostawiam Ci pole do popisu hehe. Oczywiście nie chodzi mi o to, że ja mam rację, a nie ty. Być może masz tyle samo racji co ja, a być może każdy z nas ma mały wycinek racji, a jesteśmy wciąż za mało uważni, żeby zobaczyć całość (tego to akurat jestem pewny:D). Mimo, że myślisz całkiem abstrakcyjnie, to wciąż stąpasz twardo po ziemi. Ja wolę od niej odlatywać i podważać istnienie samej ziemii, ale być może to moja wada, a nie zaleta.
Nie mam racji
Dodam coś jeszcze. Nie zamierzałbym się z tobą kłócić, nie tylko dlatego, że nie mam bojowego nastawienia, ale też dlatego, że wiem że NIE MAM racji:D ale wiem że ty też nie masz racji! :D a wiesz skąd wiem? Bo gdybyśmy mieli rację, to potrafilibyśmy materializować co tylko zechcemy, podróżować między wymiarami, cofać się w czasie i frunąć w jego przód, przesuwać materię siłą intencji i wiele więcej. Bo tam jest racja, gdzie moc i stany świadomości nieosiągalne dla "zwykłych" ludzi. Mamy być może mały wycinek "racji". Racją absolutną dla buddystów jest oświecenie, ale oświecenie to dopiero początek. Wszystko jest możliwe, pamiętaj. Więcej obserwujmy, a mniej oceniajmy. Praktyka > wiedza.
Masz duży punkt ode mnie
Przyznam ci, że wyciągnąłem bardzo celną lekcję, z tego co napisałeś. Dlatego nie ma sensu się kłócić i stawiać na swoim, a próbować wyciągnąć jak najwięcej dobrego, z tego co ma do przekazania druga strona, bo sam pomysł z zapisywaniem swoich obserwacji jest genialny. Zacząłem medytować i wchodzić w uważność i odpuszczenie, po czym stwierdziłem, że zapisze wszystkie swoje spostrzeżenia na kartce, w podpunktach. Od najbardziej do najmniej banalnych. Podzielę się niektórymi: 3. Głębokie oddychanie sprawia, że dużo łatwiej poczuć energię w swoim ciele. 4. Wdech wzmacnia uważność i skupienie, a wydech spokój i odpuszczenie. 7. W pomieszczeniu w którym się znajduję, są elementy które przeszkadzają mi wizualnie. Zauważam, że wszystkie z nich są odbiciem mnie i poziomu mojego uporządkowania. 12. Można być uważnym i zwiększać swoją uważność na wielu płaszczyznach. Przykładowo:
-uważność swojego ciała "zewnętrznego", czucie powiewów wiatru na swojej skórze
-uważność dźwięków w naszym otoczeniu
-uważność emocjonalna, skupianie się na tym jakie emocje nam towarzyszą
-uważność informacyjna, skupianie się na różnych typach informacji w naszym umyśle
-uważność energetyczna
Początek
Dopiero zacząłem, ale czuję że skończę na kilkuset podpunktach:D
No ta i szło gładko...
Gładko dopóki przez przypadek nie wbiłem się na bossa nawet nie wiedząc że gram...
Zanim ten trip nastąpił miałem sobie tutorial, żyłem sobie normalnie uczyłem się ludzi i świata, siebie, nagle takie jebs. I teraz mam wrażenie że mam backdoor we łbie i moje postrzeganie, funkcjonowanie i świadome decydowanie jest ddosowane/zakłócane. No tylko w pewnym sensie każdy tak ma bo to jest podświadomość/nieświadomość, tylko nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, a jak już sobie zdajesz sprawę to zaczyna się droga poznawania tego i obchodzenia się z tym, się okazuje że w tobie jest znacznie więcej ciebie, a ostatecznie tak jakby nic z tego nie jest tobą. Jak to scooter zaśpiewał "Everything is borrowed... In this world!". Pozdro 600 (i ta, też uważam że te substancje powinny być używane dopiero na danym etapie świadomości, legalizacja tego i dystrybuowanie po odpowiednich testach mogło by być rozwiązaniem, tylko że system musiałby dopuścić spirytualistyczne podłoże istnienia itp, może kiedyś. Sorry not sorry ale często znacznie łatwiej jest zdobyć substancję gdy jest nielegalna, niż gdy jest legalna ale kontrolowana a ty nie podpadasz pod kryteria)
Pytanie, czy to był boss. Jak
Pytanie, czy to był boss. Jak siedzimy już w tej analogii, to bardziej porównałbym to do zejścia chujową postacią do opcjonalnego, trudnego dungeonu w rpg-u:D bez urazy ofc:D chujową, w sensie że z niskim levlem xd Jak mogę mieć dla ciebie jakieś rady to 1.Traktuj to nieco mniej poważnie. Pomyśl sobie "Dobra, może to jest trochę pojebane, no ale trudno." Traktuj to bardziej jak zagadkę/przygodę niż jakiś schizujacy cię thriller. Jest to wszystko dziwaczne i ciężkie do pojęcia, ale jak czegoś nie możesz na tą chwilę pojąć, najlepsza rada to - przestań próbować. 2.Nie oczekuj. Obserwuj. Bądź cierpliwy. 3.Odstaw na trochę używki, przynajmniej psychodeliki. Polecam zieloną herbatę.