25c? kwaśno-baśniowe.
detale
25c? kwaśno-baśniowe.
podobne
Witam Serdecznie Wszystkich Portalowiczów ;)
Dawno mnie tu nie było, a trochę się pozmieniało... i wewnątrz i na zewnątrz. Najpiękniejsze jest to, że piszę to w momencie tripowania przy najlepszej muzyce do tego stworzonej. (Coush surfer-dickstarter). Ok,początek.
Środa 7 sierpień, popołudnie.
Dzień zapowiadał się wspaniale, plany na wieczór - pokopać w gałę, aby uwolnić trochę endorfin. Ostatni raz grałem w nogę w liceum (5 lat temu). Miło sobie czasem jest wrócic do tamtych czasów. Po godzinie 21 postanowiliśmy, że idziemy na piwko. Trzeba się nawodnić po wysiłku. Wybaczcie nieskładność tej treści, ale ciężko mi jest się jeszcze skupić, a zarazem chciałbym oddać Wam kwintesencje moich neuronów.
Około godziny 23.
Postanowiliśmy, że idziemy do mnie na kolejne piwko. Zaufani ludzie, wesoło sączymy sobie piwko w upojnie płynącej chwili, opalając szkło.
Nagle nastała godzina 00:15, po czym Pan B. postanowil, że idzie z Panem J. do domu. W sumie to wspaniale się złożyło, gdyż w tym czasie poszedłem odprowadzić w/w Panów i spotkałem się z dwoma kolejnymi. Wybaczcie, że wtrącę - właśnie zmieniłem klimat na ´´Sgt.Pepper's Lonely Hearts Club Band´´ Beatlesów ;)
Po spotkaniu z nimi i przyjściu do mnie do domu, stwierdziłem że kurcze.... chodzi mi to po głowię od 2 dni, a że miałem w inwetarzu 12 blotów, to chętnie bym spróbował. Przed 1 godziną zarzuciłem jakieś 3/5 kartona.
Poszliśmy na spacer po piwo dla nich na BP. Czułem lekkie objawy kwaśności, trochę zaburzona percepcja, wierzby oddychały. Doszedłem do wniosku, że zapodam tą resztkę, bo nie ma co zostawiać. ;) Na BP jest ode mnie może z 1km przyjemną, choć niebezpieczną (niebiescy) dróżką. Na szczęście nigdy gdy przemierzam moje osiedle po kosmicznym paliwie, nie miałem z nimi styczności. Fascynujące jest to tło....
Wróciliśmy gdzieś po godzinie 2. Dorzuciłem resztkę. Łącznie 1,3mg. Wraz z dwoma towarzyszami, którzy tylko dziś alkohol pili, posiedzieliśmy chwilkę. Próbowałem też wykrzesać coś z ostatniego szkła, ale ciężko było. Odłożyłem. Wróciłem do pokoju. Postanowiliśmy wszyscy, że idziemy na spacer i od razu zajdziemy do jednego z nich na chwilę relaksu i coś do wdupiania. Powoli czuję odpust substancji, ale zapewne po skończonym TR pójdę się przejść z samym sobą nad ranem. Towarzysz nie mieszka daleko, to samo osiedle, tylko inne bloki, więc podróż była krótka. Biorąc pod uwage mój stan psychiczny po ostatnich eksperymentach, bałem się rozkmin na temat 8 piętra, ale jednak okazało się to dla mnie jak Pikuś. Zadziwiająca klarowność myśli po owej subtancji. Kontrola synaps. Sam wytyczasz im tor. Poleżałem chwilę u niego na łóżku, ogladając dziwną rzecz w TV. Jakies horoskopy czy inne chujostwa. Fascynowało mnie jedynie tło, jakies gwiazdy. Cały pokój już powoli się kolorował. Granice mojej percepcji były ogarniane przez obrazy takie jak po 4-ho-met. Środek obrazu niby ok, ale w około kolorowe wzory, przeistaczające się w mistyczne tęcze. Poleżałem chwilę i nie zdzierżyłem. Poszedłem do nich do kuchni. Miałem wrażenie, że nie ma ich już z 15min. Dostałem pyszną bułkę z magicznymi dodatkami. Wróciliśmy do pokoju, po tym, jak ceremonia parzenia kawy osiągneła apogeum. Wróciłem na łóżko nie wiedząc, co chce wlączyć na TV. Czy ćpuńską telewizję, czy też coś z internetu... internet... tam jest wszystko... wolałem tego nie rozkminiać. Miewałem już te stany. Padło, że włączył mi DMT Experience na youtube. Po 4 minutach nie dałem rady, patrząc na ich miny. Nie dla nich. Kompromisem włączyliśmy L.U.C'a. Przeleciały ze dwa kawałki i zaczęliśmy się zbierać do wyjścia na spacer. Cały obraz już był bardzo kolorowo-kwaśny.
Nie wiem która godzina, bo nie miałem telefonu, a nie wpadłem na to, żeby spytać. Sadzę, że było coś dużo po 3.
Zrobiliśmy bez sensu kółko po osiedlu, po czym wrociliśmy do punktu wyjścia, czyli pod jego klatkę. Jeden usiadł, spalił fajkę rozmawiając z drugim towarzyszem, a ja oglądałem w tym momencie, z uśmiechem na twarzy wyginający się blok z oddychającymi ścianami, a w około kolorowe trawy. Nie słuchałem zbytnio o czym rozmawiali. W pewnym momencie wiadomo, pojawił się neuron krzywej rozkminy (o tym później), ale udało mi się to szybko anulować. ;)
Posiedzieliśmy do momentu, kiedy nie spalił fajki i doszliśmy do wniosku, że Oni śmigają do jednego z towarzyszy, a ja, ze względu na to, że komfort psychiczny jest lepszy w domu, wolałem iść do siebie. Biorąc pod uwage to, że nikogo u mnie nie ma. Zero spin, zero pytań. Odprowadzili mnie kawałek i od tamtej pory zostałem sam.
Opiszę jeszcze trochę samo działanie substancji, bo bardziej piszę o swoich przemyśleniach, niż o nbomie.
Sama fenylka bardzo pozytywne mnie zaskoczyła na szczeblu wizualnym oraz mentalnym. Cały świat po godzinie od zaaplikowania zaczął oddychać, żył dodatkowym, własnym życiem. Drzewa rozkwitały, ściany falowały. Wszystko, co było płaskie, miało swoją głębie, trójwymiar. Kolorowe łancuchy zbudowane z różnokolorywch pikseli wiły się na krawędziach wszystkiego. Bardzo przyjemny widok. Mentalnie próbowałem skupiać się na tym, co widziałem i nie zastanawiać się nad pytaniami typu "dlaczego? po co?", gdyż wiem, że to nie prowadzi do niczego dobrego. Ogólnie zero problemu z zebraniem myśli do kupy, aby przekazać je z sensem, albo zaszufladkować je w głowie.
Ten kawałek TR'a będzię bardziej indywidualny. Dla większości może niezrozumiały na płaszczyźnie "stary,dlaczego Ty to rozkminiasz?", ale naprawdę czasami jest ciężko.
Od tego momentu, kiedy wróciłem do domu, wiadomo - kibel, chwila ogaru w pokoju i zacząłem pisać ze sluchawkami na uszach.
Do sedna.
Wcześniej, pewnego razu (ciężko mi do tego teraz wracać) zjadłem sobie z moim "bratem" 4-ho-met. To było dziwne przeżycie. Nie potrafię określić tego pozytywnym, ani negatywnym. Jedyne, co mi towarzyszyło, to rozchwianie emocjonalne. Mniej więcej przedstawiłem to mu w sposób taki:
Wyobraźcie sobie dwie bramy, wy stoicie po środku, nie wiecie, które wybrać. Na jednej z nich napisane jest "zło", a na drugiej "dobro". Jest to kategoria ogólna, ale chodziło mi głównie wtedy o emocje. Dobre emocje, czyli szczęście i śmiech i zupełnie druga strona lustra - śmierć, koniec, smutek, rozpacz. Najgorsze było to, że ja byłem po środku i w momencie, kiedy było mi gorzej w głowie, robiłem krok w stronę bram zła. Za chwilę wręcz odwrotnie, chwila uśmiechu z kumplem i cofałem się na środek. Robiłem krok w stronę dobrej bramy. Cykl trwał przez całego tripa.
Drugie przeżycie pogłębiło we mnie przekonanie, że nie chcę ani razu więcej psychodelików, no chyba, że DMT, ale to inna bajka.
Miało to przyjemność z Pania Cepką (2cp). Nie wiem dokładnie w jakich ilościach, na pewno nie więcej niż 10mg. Było fajnie i kolorowo do momentu. Znowu pojawiło się rozchwianie emocjonalne. Zacząłem rozpatrywać śmierć, dlaczego ludzie się krzywdzą, dlaczego ludzie bawią się narkotykami, dlaczego ja to robię. Czułem się jakby mój światopogląd zbudowany z klocków yenga runął u podnóża. Zacząłem budować go od nowa, analizując naszą ewolucję, wynalazki i cel naszej egzystencji. Znowu nie byłem ani szczęśliwy, ani smutny, jedynie zrujnowany.
Już wcześniej miewałem ciężkie rozkminy na temat krzywdzenia bliskich, czy też własnego końca. Nawet w wieku 10 lat jako mały szkrab. Teraz to trochę się nasiliło, głównie po przeżyciu związanym z moim poprzednim TR (zaciekawionych odsyłam - przeżycie z kartonem, premiera). Zacząłem troszkę inaczej pojmować świat i samego siebie. Nauczyłem się żyć z tymi krzywymi rozkminami już, nic nowego. W śnie już nie raz umierałem, widziałem swoją śmierć, pff.
Teraz czuję wyraźny zjazd substancji, że uchodzi ze mnie, ale bardzo miło jestem zaskoczony. Napewno pomoże mi to odnaleźć pytania na wiele odpowiedzi w mojej głowie.
Jest godzina 5:08. Kończę. Idę na spacer.
Edit.
Dwa dni później zarzuciłem kolejny raz wraz z moimi w/w "bratem" i bratem kumpla, który mi towarzyszył w dzień poprzedni. Była to jego psychodeliczna premiera. Mój "brat" zarzucił o 9 pierwszy karton, a po godzinie 14 zarzuciliśmy wszyscy jeszcze po jednym, gdyż "brat" czuł lekki niedosyt po pierwszym. Nasz trip wyglądał spokojnie. Jeszcze przed peakiem wyruszyliśmy do żabki po coś do wdupiania i picia. Pan K. (brat towarzysza) był już powoli zafascynowany rozwkitającymi drzewami, myśląc, że to już wszystko na co stać fenyle. Po powrocie do domu i mojego magicznego pokoju, każdy wybrał sobie swoje miejsce i zaczęliśmy rysować. W czasie rysowania Pan K. poszedł jeszcze do ubikacji, po czym wracał cały zaśmiany z trzy razy do nas. Wkońcu powiedział nam, o co chodziło. Jak zaczął sikać mowił, że sikał tęczą. Wszystko było kolorowe, nie wiedział dokładnie czy trafia, czy też nie. Tekst typu "On jest kolorowy! hahaaha" zwalił nas z nóg. Bardzo się cieszę, że przez 2,5h począwszy od peaku leżeliśmy słuchając psybientu (wyk. Asura) i rysowaliśmy wyimaginowane twory naszej wyobraźni.
Pan K. jak i "brat" doszli także do wniosku, że jest to miła substancja, ale nie do ludzi. Bardzo spodobała mi się też uwaga Pana K., która brzmiała "gdybym był sam, to bym sie pogubił, musi być ktoś, kto ogarnie". Biorąc pod uwage, że on tylko kopcił i zarzucał różne stimy, było to jak dla mnie bardzo dojrzałe spostrzeżenie.
Reasumując - jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tą substancją. Nie miałem oznak mindfucku, jak własnie po homecie czy po Cepie, klarowność myśli, a zarazem podziwianie kolorowych zawijasów.
Niżej załączam skany naszych najlepszych dzieł ;)
- 13124 odsłony
Odpowiedzi
Do publikacji, tylko musi byc
Do publikacji, tylko musi byc poprawiona ortografia (wielkie litery w srodku zdania?), interpunkcja (spacje po znakach przystankowych) i dziwotwory (co to, kurwa, znaczy "pierdo**li"?!)
Sie poprawila, mam nadzieje.
Sie poprawila, mam nadzieje. Dobrze chlopaki, ze zabieracie sie przy okazji narkotykow do konstruktywnych zadan. Podoba mi sie bardzo czwarty obrazek, wyglada jak naciagnieta tkanka.