królestwo cudnego dmt.
detale
raporty psychodelicznagwiazdeczka
królestwo cudnego dmt.
podobne
Moja historia z psychodelikami trwa od około pół roku. Ten okres czasu jest krótki, ale za to intensywny.
Zdążyło dużo się wydarzyć. Głównie za pomocą LSD, ale też DMT, Salvii Divinorum i LSA. Było to między innymi:
Otwarcie czakry Trzeciego Oka oraz czakry Korony (jednokrotne złączenie się ze strumieniem Boskości),
bogate w przeróżne doświadczenia podróże mistyczne, odkrycie jednego ze swoich poprzednich wcieleń oraz przekonanie o posiadaniu daru jasnowidzenia. Kwestie, rzeczy i istoty, które są do pojęcia przez ludzki rozum
zawsze pomaga mi zrozumieć LSD. Lecz czuje, że jestem na poziomie, w którym muszę zobaczyć coś więcej. A świat ukrywany za zasłoną tajemniczej Dimetylotryptaminy jest najwspanialszym, najcudowniejszym, najbogatszym i nieprawdopodobnym Królestwem bogatym w różnego rodzaju wzory geometryczne, palety barw, świateł, kolorów, uczuć, innych wymiarów, a przede wszystkim obcych Istot.
Królestwem, które jest w stanie zobaczyć i doświadczyć człowiek. Oczywiście, jeśli on sam tego chce.
Jeśli ta osoba jest głęboko wierzącą w Boga czy kogokolwiek innego to po zapaleniu DMT jego poglądy mogą ulec całkowitej zmianie. Ja wiem, że nie jesteśmy tym czym myślimy, że jesteśmy. Ale wybór należyc do Ciebie samego.
Kontakt z psychodelikami jest dla mnie sakramentem, ceremonią. Jest to poszukiwanie mojej wewnętrznej i niezbędnej doskonałości. Uważam, że każdy z moich tripów jest godzien uwagi, gdyż czuję się niejako wyróżniona spośród tylu innych ludzi starających się odnaleźć swoje głębokie JA. Każdy z nich jest kontynuacją poprzedniego .Ale to, co zasługuje na pierwsze miejsce wśród nich, to podróż tryptaminowa z DMT. Inne psychodeliki przy tej substancji to 'zabawki'.
DMT to narzędzie do wejścia w inny wymiar, inną hiperprzestrzeń, w której może wydarzyć się wszystko.
Na początku muszę powiedzieć, że nie było to byle jakie DMT. Otóż, był to żółtawy proszek z wieloma białymi kryształkami wyekstraktowane samodzielnie z kory Mimozy Hostillis. Sam fakt dawał odczuć iż będzie to coś wyjątkowego.
Ilość: około 2g do własnego użytku i doświadczeń.
Do tej pory zapaliłam to 4 razy. Paląc czyste kryształki nie czuć tego okropnego i nieprzyjemnego smaku 'palonego plastiku' jak przy żółtym 'błotku'. Ale do rzeczy. Każdy jeden raz był niesamowity na swój sposób. Miały one dla mnie zawsze jakiś przekaz, otóż z każdego starałam się zapamiętać i zrozumieć jak najwięcej. Moment trzymania szklanej rurki do 'palenia cracku' trochę mnie przeraził. No ale wiem, że w głębi duszy tego pragnę.
Moment zaciągnięcia się białym i gęstym dymem przyprawia mnie o dreszcz. Już po pierwszym buchu czuję, że dzieje się coś 'wielkiego'. Efekt z pogranicza LSD i LSA. Kontury przedmiotów i rzeczy stają się wyostrzone, kłują w oczy. Drugi i trzeci buch dobijają celu. Wszystko się rusza, czuć jakbym była na latającym dywanie, ktory nie chce słuchać rozkazu: Stój. Nie widzę już lufki, wszystko pojawia się i znika. Czuję, że lepiej zamknąć oczy i poddać się Temu. Tę moc można to porównać do startującej rakiety albo katapulty o potężnej sile. Tylko, że do innego wymiaru. Słychać pisk o bardzo wysokiej czestotliwości, który staje się coraz głośniejszy i głośniejszy.
Tętno znacznie wzrasta, a w klatce i przełyku można poczuć mocne pieczenie. Czas zanika. Wiem, że muszę poddać się tej fali błysków i dźwięku, a potem... Jestem Tam. Wydaje mi się, że oglądam jakiś teatrzyk w zamkniętej kopule. Od razu kładę się na łóżko.
To, co wstępuje we mnie to najpiękniejsza czysta i cudna miłość, błoga euforia i ekstaza, napływając we wszystkie najmniejsze szczeliny mojego ciała. Aż sama jestem w szoku, że DMT pozwala mi tego doświadczyć. Czegoś, o czym większość ludzi na świecie nie śmiałaby nawet pomyśleć !
Moje pierwswze doświadczenie dopełnia drugiego, drugie trzeciego, ale to co chcę pokazać to to, jak wygląda moja wewnętrzna ewolucja, która wiem, że będzie trwać przez długi, dlugi czas.
Chcę opisać moje doświadczenia, które za każdym razem stawały się coraz piękniejsze i bogatsze, chociaż jeszcze na tym nie koniec.
Pierwszy trip pozwolił mi zobaczyć tajemnicze elfy czy chochliki, w szczególności jednego, który zauważając mnie ukucnął naprzeciw mojej osoby. Był taki wesoły, uroczy, kochający i słodki. Emanowała od Niego niezwykła beztroska aura. Dotykał mnie po twarzy czymś, co zostawiało lekką smugę światła za sobą. Siedział tak przypominając małą zwiniętą kulkę energii. Interesująco zerkał na mnie, czułam, że się uśmiecham. Byłam szczęśliwa widząc go, choć tak na prawdę nie wiedziałam kim jest ani co chce ode mnie. Być może był zszokowany, że pojawiłam się znikąd w jego rzeczywistośći. Nie było słów, żadnych komunikatów skierowanych do mnie. Po prostu był On i Ja.
Miałam ochotę pochłonąć tę Jego niesamowitą promieniującą radość. Byłam nią poruszona. Cały czas próbował mnie rozśmieszać, zaczepiał mnie, chciał się ze mną bawić. Byłam przy Nim szczęśliwa, ale nie wiadomo skąd zaczęłam odczuwać smutek. Czułam jakby chciał mnie zapewnić, że wszystko będzie dobrze, być może znał moje uczucie lekkiego strachu i poddenerwowania paląc pierwszy raz DMT. Albo chciał mnie uspokoić przed tym, co ma dopiero nadejść. Jego troska i wysyłana w moją stronę miłość była ogromna. Był On jak zastrzyk czystej i wspaniałej energii i miłości.
W tle słyszałam piękną melodię, którą wygrywają świerszcze niczym w ciepłą, letnią noc. Widziałam, że chochlik zerkał w
kierunku innych, które były trochę w oddali, tak jakby obawiał się, że ktoś go tam zobaczy ze mną. Nadal rozśmieszał mnie, pokazał mi coś
symbolicznego, lecz nie mogłam zrozumieć co to może być. Coś jakby kamień kilkakrotnie zawiązany rzemykiem wzdłuż i wszerz. Gdy halucynacje bledły, zobaczyłam jego oczy niczym dwie czarne kulki z białymi ognikami w środku. Oddalały się one w tunelu, ale co jakąś chwilę wracały do mnie, popatrzały i znów oddalały.
Było to zabawne, widocznie elfik nie chciał mnie zostawiać, a jego powracające oczka chciały dać do zrozumienia, że nie mam o Nim zapomnieć.
Z tego, co się dowiedziałam to 'Świerszczyki' i przeróżne elfy podczas DMT tripu pojawiają się wtedy, gdy świadomośc wychodzi z ciała. Są one jakby łącznikiem integrującym nasze doświadczenia duchowe z tym, co my uważamy za naszą rzeczywistość. One tworzą całą hiperprzestrzeń. Być może to był pierwszy stopień, małe drzwiczki przez które przeszlam i Ich zobaczyłam. Moja świadomość jeszcze nie była pewna czy chce wejść w dalsze i większe drzwi znajdujące się za małymi.
Podczas drugiego tripu znalazłam się w ogromnej, pastelowo różowo-niebiesko-fioletowej kuli. Była to ogromna przestrzeń, a ja czułam się jakbym była w niej zawieszona, bez grawitacji. Początkowo była ona pusta, widziałam tylko blask białego światła, ale za kilka chwil zaczęła ona się zapełniać falą kolorów, które stworzyły 4 energetyczne Istoty. Jedna z Nich była ogromna, przedstawiała sobą pewien autorytet i władzę, rysy twarzy oraz budowa ciała męskiego. Trzy mniejsze Istoty wirowały wokół mnie. Ocena wielkości była strasznie zaburzona.
W miarę jak Ich postacie stawały się coraz wyraźniejsze, moje ciało odczuło 'uwięzienie' pod czymś tak ciężkim, że nie mogłam się ruszyć, bardzo się przestraszyłam. Po chwili zrozumiałam, że One chcą coś mi pokazać, dlatego mnie chwilowo uwięzili. Ale byłam pewna, że chce oglądac dalej to zjawisko. Ogromna postać dyktowała mniejszym co mają robić. One ciagle się kręciły, podawały sobie przeróżne rzeczy, których wyglądu nie jestem w stanie opowiedzieć. Nagle On wyjął potężną sześciokątną bryłę, która posiadała wewnątrz nieskończenie wiele malutkich kawałkow wypełnionych kolorowym lekko-gęstawym płynem. Każdy z nich w samym środku skrywał mały czarny punkcik. Wyglądało to jak ikra. Istota rzuciła bryłę z nieprawdopodobnym impetem prezentując swoją siłę i władzę.
Odczułam to wewnątrz siebie. Dłuższą chwilę jeszcze tak władał tym przedmiotem, obracał się wokół własnej osi, aż zniknął, widziałam tylko obracającą się twarz z patrzącymi na wszystkie strony oczami ginącą w tle.
Mój wzrok podążył za małymi Istotkami, które ze sobą rozmawiały. Jedna z Nich poszła w stronę otwrtych drzwi ,za którymi wydawała być się normalna ludzka rzeczywistość. Świeciło słońce, kawałek tej przestrzeni jakby wołał mnie, ale ja będąc przymocowana nie mogłam się ruszyć.
Stwierdziłam, że nie chcę uciekać, chcę zobaczyć co będzie dalej i co pokażą mi tajemnicze Istoty z innego wymiaru.
Trzeci raz trochę różnił się od drugiego, ale wydarzenia miały zupełnie ten sam przekaz. Znalazłam się w okrągłym pomieszczeniu łudząco przypominającym laboratorium. Na około w suficie znajdywało się wiele okien, które wpuszczały do środka ciepłe i rażące promienie słoneczne. Wszędzie tylko morze lejących się figur geometrycznych. Wokół siebie zobaczyłam kilka drobnych Istot patrzących na mnie. Chodziły One wokół komunikując się ze sobą. Nic z tego nie zrozumiałam, ale ich język przypominał fale o różnych i dziwnych częstotliwościach. Moje pragnienie poznania Ich zniwelowało jakikolwiek ślad strachu czy obawy. Zrozumiałam, że leżę na czymś jak lekarska kozetka, a One chcą przeprowadzić na mnie jakieś badania.
Wpatrywałam się w Nich, aż nagle poczułam, że moje ciało fizyczne jest rażone prądem o wysokiej dawce i zaczyna powoli sztywnieć. Nie odczułam bólu, ale zjawisko porażenia prądem w świecie rzeczywistym, a tym tutaj było identyczne. Podczas, gdy bardzo skupiłam się na fizycznym odczuciu, jedna
z Istot-doktorków próbowała mnie rozśmieszyć pokazując mi małą fiolkę, w której przelewał się płyn zmieniający kolor. Im bliżej mnie się znajdywała, jej wewnętrzne światło było coraz jaśniejsze. Uśmiechnęłam się. Poczułam, że Ona chce rozgonić moje lekkie zdenerwowanie. W miarę wygasania wizji wszystko zaczęło blednąć, tracić nasycenie, a ja ciągle się uśmiechałam mając przed oczami Istotę, która próbowała przekazać mi nutę swojej dobrej energii. Dochodząc do siebie nadal czułam nieprzyjemny stan odrętwienia mojego ciała. Długo myślałam nad tym, co ujrzałam. To było jak uprowadzenie :) Doszłam do wniosku, że muszę całkowicie pozwolić Im nad sobą zawładnąc, być może wtedy nadejdzie przełom.
Moje sny są bardzo realistyczne, a niektóre z nich mogę nawet kontrolować. Chociaż to, co przyśniło mi się w noc, przed kolejnym tripem, obudziło we mnie coś, czego nie umiem określić. Nie pamiętam zbyt wielu szczegółów, ale paliłam w nim DMT. Już po pierwszym buchu zaczęłam odlatywać.
Coś mi powiedziało, że to nie wystarczająca ilość. Że nawet, gdy mówię: Dość, muszę zmusić się do wzięcia kolejnego bucha. Po czym weszłam do świata Istot zaprzątających cały czas moją głowę, świata z prawdziwego zdarzenia. Gdy się obudziłam pomyślałam, że to tylko sen, chociaż już sama nie byłam tego pewna. Ale gdy przyszła popołudniowa pora zapalenia DMT, byłam w szoku. Bo to był proroczy sen. Idąc za głosem pochodzącego z mojego snu, zmusiłam się do wzięcia i wstrzymania na dłuższą chwilę dymu.
Jak zawsze zaczęło się od 'spadającego na mnie' Wszechświata. Strumienie lejącej się dokoła geometrii dotykały każdego centrymetra mojej świadomości.
Stan błogości przepełniał mnie. Nic, co rzeczywiste nie jest w stanie oddać nawet najmniejszej ilości tego, czym teraz żyła moja dusza. Chcę całkowicie zostawić moje ciało fizyczne, przytomność, która zabierze mnie do innej rzeczywistości niż tej, w której jesteśmy. Tej, która pozwoli mi być inną, prawdziwie szczęśliwą JA. Znalazłam się w totalnie dalekiej, a zarazem bliskiej rzeczywistości. Wszystko tam było łudząco podobne do naszej. Były tam różne pomieszczenia, a co za tym idzie jakiś dom. Miejsce Ich odpoczynku, przystań. Pojawiając się w centrum Ich życia, nie wzbudziłam o dziwo u Nich żadnego większego zdziwienia. Już nie było żadnych testów i doświadczeń! Były tylko One, dwie spokojne, zrównoważone, piękne Istoty. Jedna z Nich była kobietą, a drugą mężczyzną. Ich aura była tak silnie wspaniała, że ciągle się uśmiechałam.
Będąc w tamtej przestrzeni, mogłam się poruszać, spojrzałam na siebie, rozglądałam się na boki. Po czym On podszedł do mnie, obrzucił całe moje ciało wzrokiem z góry na dół, dotknął mnie. W miarę, gdy był On przy mnie coraz bliżej, okolica głowy przy mojej szyszynce zaczęła wariować.
Odczułam bardzo fizycznie jakby metalowy bolec wbijany tam z wielką siłą. To odwracało trochę moją uwagę, ale nie poddałam się. Otworzyłam moje prawdziwe oczy, zobaczyłam mieniący się sufit w różne kolory, ale zaraz je zamknęłam. Wróciłam do Nich. Odczułam z Nimi bardzo bliską więź. Traktowały mnie tak zwyczajnie, jakby mnie znały już dlugi czas. One podawały sobie różne, kształtem nie przypominające nic, co mi znane przedmioty. Spojrzałam w lewo, zobaczyłam jakiś pojazd. Zrozumiałam, że Oni się pakują. Po prostu czułam, że mają zamiar gdzieś wyjechać.
Ten pojazd był dziwnie zmechanizowany, w sumie nie wyglądał on ani na samochód, ani na rakietę, ale wiedziałam, że to jakiś wyższej technologii środek transportu. Pomyślałam, że gdybym mogła stamtąd zabrać chociaż jeden mały, najmniejszy przedmiot, których było tam aż tak wiele, nic nie byłoby już takie same. One znów 'rozmawiały' ze sobą się w dziwny sposób, chociaż momentami te głosy zmieniały się w inną komunikację. Nie umiem tego opisać. Może kiedyś.
Istota-kobieta zawołała mnie, a ja podążyłam za Jej telepatycznym głosem kilka kroków dalej do pomieszczenia przypominającego oszklone patio. Było tam bardzo jasno. Ona zaczęła mi coś tłumaczyć, pokazywać. Ja chłonęłam to wszystko jak gąbka, rozumiałam każdy pisk, falę, myśl, chociaż tak na prawdę nie jestem w stanie powiedzieć o czym mówiła. Ona machnęła reką w stronę czegos jakby rośliny czy kwiaty stojących kawałek dalej, a wszystko ożyło, nabrało treści. Wszędzie niewyobrażalnie piękna geometria i struktury zmieniające nasycenie i barwy. Byłam wzruszona tym Pięknem, nie chciałam stamtąd odejść. A ona jakby wyprzedziła moją myśl. Dała mi coś w rodzaju tabletki, którą włożyła mi do ust. Połykając ją, moje fizyczne ciało dało znak. Otóż w moim brzuchu zaczęłam odczuwać nieprawdopodobne ciepło. Było to niesamowicie przyjemne. To było jak ciecz, płynny, ciepły miód, który po dostaniu się do mojego organizmu z 'tabletki' zaczął powoli wyciekać dając przy tym tak bardzo to odczuć.
Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieję na prawdę. Że połączenie świata duchowo-astralnego DMT ze światem materialno-fizycznym istnieje.
W miarę stopniowego gaśnięcia cudnych halucynacji, na czarnym tle zobaczyłam pastylowo różowe dwie postacie powoli oddalające się ode mnie. Ich blask nie tracił na nasyceniu. Był ciągle taki sam, jak świecące różowe neony.
Czułam rozgrzewający mnie 'lek' jeszcze przez najbliższe 20 minut po tym, jak moja świadomość wrócila do normalnej rzeczywistości. I wiem, że nie było to urojone. To było tak prawdziwie prawdziwe, że z mojej twarzy przez cały dzień nie zniknął uśmiech. Oni wiedzieli, że będę chciała tu wrócić i dalej poznawac Ich inteligentny świat, ale niestety musieli gdzieś wyjechać na jakiś czas. Dając mi 'tabletkę' , nakarmili mnie, nasycili na jakiś okres czasu, aż zdecyduje znów zapalić i znaleźć się wśród Nich. Głęboko w to wierzę. A co do Nich to uważam, że to jest tak samo niezależny byt jak my ludzie.
Wiem, że mogę udoskonalać sposób mojej wędrówki po innych wymiarach, gdyż wiem, czego szukam. Być może inni od razu weszli do tamtego świata, do wyższego wymiaru. W moim przypadku to jak przemiana z widza obserwującego w ostatnim rzędzie scenę w teatrze, z czasem zajęcie bliższych rzędów aż do pierwszego, potem podejście bliżej do grających aktorów, a co za tym idzie lepsza jakość dźwięku i obrazu, następnie wejście na scenę i przypatrywanie się im z bliskiej odległości, aż dojście do etapu, gdzie sama gram jako aktorka. Żyję na scenie, moje możliwości są ogromne, to bardzo mnie pochłania. Uważam, że podobnie jest z DMT.
Od razu nie jesteśmy w stanie zobaczyć tego, co pojmuje Nas jako istotę ludzką ani jak wygląda Nasza świadomość. To długa droga. Im dalej Tam wejdziemy, tym więcej rzeczy będziemy w stanie zobaczyć. Inteligentne struktury, które są poza światem widzialnym. Ale czy to oznacza, że ich nie ma? Nasze tripy z czasem staną się coraz głębsze, będziemy podróżować do najskrytszych zakamarków naszego DNA.
Aż do momentu, kiedy staniemy się tym wszystkim, co ukazuje DMT. Światłem, blaskiem, energią, barwą, życiem, cywilizacją i Całym Wszechświatem.
Poznawać obce nam byty i Istoty. Królestwo DMT tętni życiem. Możemy spotkać tam elfy, chochliki, gnomy, wróżki, obce byty, istoty oraz cywilizacje. Z początku może wydawać się, że nie będą One ku nam przychylne, tak jak było to w moim przypadku, ale One wiedzą komu chcą przekazać cząstkę Ich życia. Mogą one okazać się przyjazne, ale też mogą zgotować nam coś nieprzyjemnego. Musimy być przygotowani na wszystko, co ukaże nam DMT. Nie wszyscy będą w stanie odbyć tą podróż, ale tym, którzy tego pragną życzę powodzenia.
Szczerze polecam DMT. Może się to okazać najpiękniejszą przygodą w naszym 'obecnym' życiu i przygotować na to, co czeka na nas w wymiarze, do którego dojdziemy po śmierci fizycznej. Bo koniec oznacza początek czegoś wspanialego.
- 82773 odsłony
Odpowiedzi
Jak się to czyta, uśmiech sam
Jak się to czyta, uśmiech sam pojawia się na twarzy. Nigdy nie wczułem się w żaden trip raport tak bardzo jak Twój :) Pogratulować tych doświadczeń no i pozazdrościć sprzętów do jakich masz dostęp. U mnie na osiedlu wszyscy buchy-feta-feta-buchy i tak wkoło, ja jako jedyny lubię czasem poeksperymentować z lepszymi zabawkami. A skoro nie ma popytu, to nie ma i podaży, więc nawet najmarniejszego kwasiwa nie idzie dostać..
Pozdrawiam i życzę więcej takich trip raportów.
Miło..
Miło słyszeć, dziękuję :)
Jestem tego samego zdania, że trzeba eksperymentować z lepszymi zabawkami, a nie schodzić na dno jak inni.
:)
' Right here and now, one quanta away, there is raging a universe of active intelligence that is transhuman, hyperdimensional, and extremely alien .. '
Mckenna
Bardzo podobnie Mckenna mówił o tych elfach szczególnie to zdanie "Pomyślałam, że gdybym mogła stamtąd zabrać chociaż jeden mały, najmniejszy przedmiot, których było tam aż tak wiele, nic nie byłoby już takie same."
Hah :D prawie identycznie jak on w jednym z filmików na YT
tutaj link http://www.youtube.com/watch?v=T7qdxhxCbdk
Pozdrawiam :)
Wiem
Wiem, że on tak powiedział :) Nic nie mogę zrobić, że moje odczucia są podobne z jego.
Zdziwiłbyś ile podobieństwa jest w tym, co on widział i o tym opowiadał, a ile ja.
Pozdrawiam :)
' Right here and now, one quanta away, there is raging a universe of active intelligence that is transhuman, hyperdimensional, and extremely alien .. '
odp
Nie miałem na celu ci tego wypominać poprostu czytając twoj wpis miło było dostrzec podobieństwo :)))
ha ha ha
To sa grafomanskie wypociny, niestety. Zwykla kompilacja opisow z roznych zrodel. Najbardziej rozbawil mnie fragment o "slodziutkim elfie". Ty zwyczajne klamiesz; kazdy kto mial kontakt z prawdziwym DMT wie to. To juz nie pierwszy raz jak spotykam sie w sieci z podobnymi bredniami... Doswiadzczenia DMT nie da sie tak latwo opisac zwlaszcza tego na wyzszym poziomie - po prostu brakuje odpowiednich slow.
No właśnie - 'brakuje
No właśnie - 'brakuje odpowiednich słów'. Tak więc jak ktoś koniecznie chce opisać przeżycia musi korzystać z tych co są, co jak wiadomo nie odda w pełni (a zawzwyczaj nawet ułamku procenta) tego, co się czuło. DMT wywołuje bardzo subiektywne wizje, to że Ty widziałeś obce wymiary/istoty pozaziemskie/Boga/cokolwiek innego, nie znaczy, że ona nie mogła widzieć tego elfa..
Dokuadnie
Dokładnie... Naczytała się Mckenna i innych opowieści po czym postanowiła napisać swoją historie wyssaną z palca. Każdy kto jest wtajemniczony wie, że to co opisywał Mckenny było METAFORAMI, jako, że wszystkie języki świata są zbyt "płaskie" aby opisać doświadczenie po DMT. Trip na DMT odczuwa się na poziomie duchowy, molekularnym, uczuciowym, astralnym, nie wizualnym tak jak Ty to opisujesz. Każdy to przeżywa/odczuwa inaczej, trip jest indywidualny. Przestań siać takie herezje głupia kobieto, z całym szacunkiem. To co pisał MCkenny nie jest dosłownie opisem tego co widział, a tego co odczuwał. Tak więc kłamiesz. Wiesz co to metafora ? Sam MCkenny pisał, że tego nie da się opisać, ale spróbuje... Pisał, że opisy są jedynie Metaforami, czyli poniekąd kłamstwem. Ciężko to opisać, ale każdy kto choć raz palił DMT wie o co mi chodzi. Wiele w życiu ćpałem... Jadlem grzyby i kwas, ale one przy DMT to zwykły śmieć... DMT JEST CZYMŚ CO UWALNIA NASZĄ DUSZĘ/MENTALNOŚĆ/ŚWIADOMOŚC Z CIAŁA. Paliłem tylko raz, ale trip nie był zbyt przyjemny, miałem zły okres i styraną głowę. Teraz od ponad roku oczyszczam swoją duszę i ciało... rzuciłem dragi, łącznie z MJ, która tak bardzo kocham i myślę o niej przez 3 godziny, a zapominam na 3 minuty (dlatego iż powodowało u mnie depresję i wkręcała mi filmy na banie)... Medytuję, doświadczam OOBE i LD, staram się uporządkować swoje życie, załatwić nierozwiązane sprawy, naprawić błędy, naprawić swoją duszę, modlę się. Jeszcze rok... Mimo, że tak bardzo trudno mi rozstać się ze swoim dawnym życiem, imprezowaniem, dragami, które lubiłem (fajnie czasami zarzucić extasy, amfe, MDMA itp), to wszystko to robię specjalnie dla mojej wybranki, w której magiczne dłonie zamierzam oddać swoją duszę astralną, a nosi ona anielskie imię DMT. Zmieniłem sie tak bardzo, że ludzie pytają się co się ze mną dzieje, jak to jest możliwe aby z takiego wykręta stać się człowiekiem poważnym, zrównoważonym psychicznie i grzecznym, który ma tak poukładane w głowie. Po wielu latach doświadczania różnych tripów na różnych używkach uważam, że tylko marnowałem czas... DMT jest jedyną rzeczą na świecie godną uwagi, czymś co pomaga sobie uświadomić, niekoniecznie rzeczywiste istnienie innych wymiarów, ale tego, że aby osiągnąć pełnię szczęścia i spełnienia nie są pieniądze i rzeczy materialne, ale nasze szczęście i spokój duchowy.
Ciąg dalszy.
DMT każdemu ukazuje wszystko inaczej, choć paradoskalnie podobnie... Pokazuje Ci czy idziesz w dobrą stronę, jeśli obdaruje Cie poniekąd badtripem, choć badtripa nie daje nigdy ? (zaraz to rozwinę), znaczy, że Twóje życie wymiega wielu zmian, że Twoje sumienie nie jest czyste, a dusza jest zatruta wieloma problemami, pokazuje Ci czy Twoja dusza jest skażona. Poniekąd każdemu pozwala doznać podobnych odczuć, choć każde jest zupełnie inne, wszystko co Ci ukarze jest odzwierciedleniem Twoich potrzeb duchowo-astralnych, wszystko jest metaforami Twojego życia i trucizn na duszy. Jeśli chodzi o mnie... Mój Trip był dziwny... Czułem wielką miłość do życia, samego siebie, do świata, chęć życia i strach przez zepsuciem tego, strach przed skażeniem duszy, a uczucie to było takie jakby odległe, bardzo glęboko zakopane we mnie w przeszłości choć cały czas próbujące się wydostać... Utracone i przygniecione tym co robiłem i jak psułem sobie głowę ćpaniem. Jednoczeście czułem szczęście, miłość, radość, satysfakcję co przeplatało się ze strachem, przerażeniem, nienawiścią do siebie i życia, nienawiścią za błędy które popełniałem... Udczuwałem w jednym momecie wszystkie możliwe sprzeczne ze sobą uczucia miłośc-nienawiść, radośc-smutek, odwaga-przerażenie itp. Jedno walczyło z drugim, owaijały się wokół siebie jak węże, ale było to jak walka jadowitego dusiciela (negatywne uczucia) z zaskrońcem słabym jak dziecko (pozytywne uczucia). Radośc z życia była światłem wypieranym przez upiorny i wywołujący gęsią skórkę mrok, piekielne czeluści, w których byłem ja niszczący swoje życie. Moje ciało było po środku pustki, a światłośc zapadała się we mnie coraz bardziej, wypierana przez piekielną otchłań, przy czym cały czas czułem paradosalnie radość walczącą ze strachem boskimi mieczami. "Ukazał mi się szatan i Bóg... Piekielna istota była czterokrotnie większa od boskiej, choć czułem jak ta boskość nigdy się nie podda, że światłość zawsze rozwieje mrok, choćby miała zgasnąć całkowicie, to i tak jeśli sam będę tego pragnął, gdzieś tam ukryta we mnie zabłyśnie potężnym światłem palącym piekielne istoty niczym światło dzienne wampiry pochłania... Czeka tylko na mój znak, pragnienie tego". DMT ukazało mi skalę mojego wyniszczenia psychoczno-duchowego i jednoczeście to jak bardzo jest moja dusza piękna, tryskająca radością, szczęsciem, odwagą, chęcią życia mimo piekła które mnie ogarnęło... tylko czeka na to abym pozwolił jej odzyskać skrzydła i znowu wbić się w powietrze ku walce z czeluściami i otchłanią, które sobie zgotowałem. Ach jak ciężko ubrać w słowa to co czułem i poniekąd widziałem... To był paradosalnie piękny trip i bardzo przerażający, mimo piekła które zobaczyłem, poczułem świadomie podczas podróży to, że te cząsteczki mocy uświadamiają mnie, że stoję na rozstaju dróg i muszę wybrać dobrą, albo złą drogę, bo potem będzie za późno, czułem, że zostały we pozytywne uczucia, którym mogę pomóc odzyskać wolnośc i przezwyciężyć szatana, który pomimo swej ogromnej siły, jest do przezwyciężenia w jedną chwilę. Od tamtej pory moje życie diametralnie się zmieniło na lepsze, szczególnie na poziomie mentalno-duchowym. Odzyskałem wiarę w siebie i osiągnięcie spokoju i szczęścia. Dodam, że to wszystko trwało ok 15 minut ? Może 10 ? Może 20 ? Niew wiem sam, bo czas stanął w miejscu, a ja nie patrzyłem na zegarek. Poczułem się jakbym przeżył swoje życie ponownie.
Gratuluję
Gratuluję wspaniałej przemiany. Czytałem ten Twój opis, bardzo ciekawy. Ja również przeszedłem coś podobnego, z tym, że mój trip (po Ayahuasce) był od początku do końca tylko i wyłącznie pozytywny. Pewnie dlatego, że już jakiś czas wcześniej zająłem się uporządkowaniem życia, oczyszczeniem ciała i "wyplorowniem" swojej duszy i intencji. I w ogóle miałem w życiu dobry okres, który, po ceremonii stał się jeszcze lepszy i w zasadzie trwa do dziś :) po tej inicjacji także zająłem się medytacją, odstawiłem kategorycznie wszystkie chemiczne dragi i z jeszcze większym zapałem i radością kontynuuję oczyszczenie i zmianę siebie i Świata na lepsze. Powiem Ci także, że po ceremonii wróciło mi zdrowie do marihuany. Też miałem z nią momenty lepsze i gorsze, ale po uzdrowieniu mojej duszy przez Aya, a także w połączeniu z medytacją, marihuana otworzyła przede mną nowe, nieznane mi dotąd wspaniałe możliwości. Jeśli myślisz o ponownym Połączeniu to polecam wypić wywar z roślin, choć sam używałem DMT do palenia, doszedłem podczas mojego uniesienia do wniosku (mając zresztą porównanie na bazie wszystkiego co do tamtej pory zżarłem), że każda substancja wyssana z rośliny i doprowadzona do postaci proszku czy kryształków jest wypłukana z pierwotnego tchnienia Życia. I podobnie jak porównałem kwasy czy śmieszne proszki (25X) do naturalnych grzybów czy kaktusów, tak samo myślę, że Ayahuasca to o wiele bardziej naturalna metoda, a żywe rośliny dają coś niepowtarzalnego. Jeśli tak jak mówisz od ponad roku niezłomnie dbasz o rozwój duchowy to nic tylko jeszcze raz pogratulować, jeśli zdecydujesz się na kolejny raz będziepięknie, tak myślę...
Ja sam podczas mojego tripa czułem się tak dobrze i bezpiecznie... na początku jak kilkumiesięczne dziecko, które dobra mama bierze na ręce, tuli i całuje w czółko, a potem silny ojciec bierze na barana i prowadzi przez świat. (Metafora ;)
"DMT jest jedyną rzeczą na świecie godną uwagi" Haha, dokładnie :D
*
*nie używałem DMT dopalenia
skąd wiesz, że masz otwarte
skąd wiesz, że masz otwarte Trzecie Oko? Jak to ''się czuje''?
.
...
Aha
Ta, wszystko fajnie tylko szkoda, że Twoje historyjki to "poprzekręcany przez Ciebie" zlepek doświadczeń innych ludzi... Między innym McKenna... Mam wrażenie, że gówno wiesz o podróżowaniu z DMT, a Twoje opowieści to Twój wymyśł na podstawie czyichś historii.
Nie twierdzę, że znam się na
Nie twierdzę, że znam się na DMT, na oczy substancji nie widziałam, ale może naprawdę na niektórych działa tak, że daje wizje tego rodzaju... Może to kwestia nastawienia, podświadomych oczekiwań, czegoś jeszcze... Historia może prawdziwa, może zmyślona. I może inne są przeżycia podczas ceremonii Ayahuasca, inne podczas palenia DMT? W końcu to chodzi o działanie na twór tak złożony i nie do końca poznany jak mózg, więc trudno oczekiwać powtarzalnych rezultatów. A przeżycia każdy zinterpretuje po swojemu, jeden uzna, że miał duchowe objawienie, kontakt z bóstwem, duchem-opiekunem czy kimś jeszcze, jak to wpłynie na jego postępowanie i da pozytywne zmiany, to dobrze, dla innego to tylko "niezłe jazdy" albo eksperyment "naukowy", ciekawość i jej zaspokojenie. Mnie osobiście denerwują ci, którzy doszukują się w narkotykowych wizjach odkrywania fundamentalnych boskich prawd, ale to przecież nie powód, żeby od razu "hejtować".
Gdy tak sobie czytam te twoje
Gdy tak sobie czytam te twoje opowieści o elfach... na myśl przychodzi mi Terence McKenna.
Polecam Ci obejrzeć jego filmiki na YT, w których opowiada o tego typu przeżyciach i spotkaniach. Ma duże doświadczenie w DMT i może znajdziesz tam jakąś wskazówkę na dalsze podróże... do wnętrza siebie?
;)
Pozdrawiam
Wielowymiarowość
Jesteśmy istotami wielowymiarowymi z zablokowanymi przez system możliwościami nad którym oto tym zjawiskiem sprawują piecze złe rasy karmiące się strachem biorąc dmt przenosisz się do losowego świata i nie masz kontroli nad podróżą inaczej ma się to w przypadku medytacji w której to pod opieką swojej duszy i opiekunów duchowych podróżujemy tam gdzie chcemy za wyjątkiem miejsc na które nie jesteśmy przygotowani abstrahując bardziej opłaca się medytować niż wydawać pieniądze na dmt którego poziom w naszej szyszynce możemy podnieś przez medytacje