[sd] już was rozumiem by abli
detale
[sd] już was rozumiem by abli
podobne
S&s, dawkowanie w TR
Działa!
Pierwsza próba - zdaje się - jak i dwie kolejne rozpoczynały się w kuchni; paliłem z metalowego kranu odpalając od palnika kuchenki gazowej, a towarzyszył mi G.P.
Na początek zwyczajny susz. Już nabite i to sporo. Zadziała? W końcu to tylko susz - za pierwszym razem może nie podziałać, wcale się nie zdziwie.
Odpalam więc. Pierwszy wdech gęstego, ostro gryzącego, aromatycznego, białego dymu. I kolejne. Kilkadziesiąt sekund - dosłownie tyle mija od rozpoczęcia intoksykacji - już czuję się zdecydowanie upalony. Stan niemożliwie identyczny z działaniem innego, popularniejszego zioła.
Rozglądam się po kuchni. Zmieniona percepcja, szczególnie wzrok. Opisując stan Opiekunowi orientuję się, że światło jest zapalone - błąd, powinno być ciemno. W mroku miałbym może jakieś wizje? Postanawiam zgasić światło i zapominam zaramz o tym, by po chwili znów se uświadomić, że chcę sięgnąć po przełącznik za plecami. Potęguje to salwy mojego niekontrolowanego śmiechu, wybuchające już od pewnego czasu. Śmieją się usta, śmieje się gardło, a przede wszystkim śmieją się płuca; ja się nie śmieje, nie ma w tym nic zabawnego co rozśmieszało by mnie, to raczej coś we mnie każe ciału się śmiać, jakby śmiech przepływał przeze mnie bez mojego udziału. Nie pamiętam, chcę posłuchać muzyki, czy zgasić światło?
Jedno i drugie, ale postanawiam wykorzystać szybko przemijający stan na kontemplację dźwięków. Wybiegam z kuchni do swojego pokoiku zostawiając Opiekuna. Wciąż czuję się mocno upalony. Szukając słuchawek na granicy świadomości intuicyjnie wyczuwam obecność człekokształtnej zielonej istoty w kącie pokoju. Ten ktoś - Prześmiewca - śmieje się ze mnie drwiąco.
Wracam, ale nie do kuchni, tylko do dużego pokoju. Włączam muzykę z odtwarzacza. Niewiele już wnosi słuchanie Pink Floyd, gdyż stan mój lżeje z chwili na chwilę. Zaraz po niekontrolowanym śmiechu ustępują zmiany w percepcji.
Działanie rośliny mieściło się w pięciu minutach. Oprócz niekontrolowanego śmiechu, zaniku krótkotrwałej pamięci, stanu przypominającego upalenie oraz odczuwanie obecności Prześmiewcy nie wystąpiły inne sensacje. Zaskoczyło mnie pojawienie się efektów już przy pierwszym razie i to z suszem.
I chodź!
Drugą próbę nagrywałem na odtwarzacz, z tego względu muzykę przygotowałem wcześniej w pokoju ze zgaszonym światłem. Wybrałem "Nasze mózgi wypełnione są Marią" na repeatcie. Na nagraniu z sesji słychać jedynie moje z rzadka powtarzane przekleństwa oraz wypowiedzi w stylu "Już Was rozumiem". Na scenę, oprócz suszu wkroczył pięciokrotny ekstrakt roślinny.
Nieznany mi stan przeważył upalenie. Biegnę z kuchni do pokoju poprzez moje mieszkanie sprawiające wrażenie obcego. Padam krzyżem w poprzek złożonej wersalki na przeciw głośników miniwieży. Nogi opieram o podłogę, zamykam oczy...
Niewiem od jakiego czasu przebywam w mroku nieświadomości, ale w końcu z tego mroku wyrywa mnie widok rozpostartej na czarnym tle energetycznej sieci. Jej białe linie łączą się w pajęczynopodobną kolonię. W rozmieszczonych regularnie miejscach ich skrzyżowań sieć wypiętrzona jest ponad poziom. Z mojej perspektywy sieć przypomina las choinek; choinkami są jej wypiętrzenia. Odczuwam przepływającą przeze mnie energię. Jestem jedym z wielu jej skrzyżowań. Biegną przeze mnie dwie białe linie, krzyżujące się pod kątem prostym. Po prostu jestem w tym, będąc częścią tego.
Zza "leśnej" gęstwiny dobiega mnie głos. Dopiero teraz rozumiem i słyszę prawdziwy tekst tak dobrze mi znanej piosenki, jakżesz inny od tego, który znałem dotychczas. "I chodź!" zdaje się nie kończycz. Wpadam w euforię słysząc te wezwanie. Zostałem zaakceptowany.
Wizja minęła, otworzyłem oczy i dopiero zrozumiałem, że wizji odpowiadał sposób w jaki leżałem.
Czemu?
Nie upłynęło wiele czasu, gdy susz zastąpiłem ekstraktem, ciemność - zapalonym światłem, a Kaliber 44 "Echoes'em" Pink Floyd'ów, także na repeat'cie i także nagrywając przebieg sesji.
Po kolejnym wdechu następuje swoista zmiana percepcji, rozglądając się po kuchni w ułamku sekundy pojawia się upojenie.
Nie trwa jednak długo. Czuję, jakbym spływał w swojej wielkiej głowie na inną płaszczyznę. Jestem malutki, sięgam głową na wysokość ulicznego krawężnika. Tak, mam wrażenie przebywania w innym miejscu niż ta kuchnia, którą wciąż widzę. W glowie malutką swoją istotą odkrywam, że jestem w jakimś zagłębieniu, korytarzu, kanionie. Po prostu stoję na jezdni sięgając krawężnika. Utrudnia mi to palenie z lufki. Ktoś - jest Ich wielu - rozmawiają o tym, że palę, że myślę o tym jak się ze wszystkim uporać, by jeszcze się zaciągnąć. Zwracają się z czymś do mnie. Odkładam rozgrzane szkło na blat. Ten zdaje się zrównywać z krawężnikiem. Patrzę na Opiekuna i próbując do niego mówić obserwuję jak wokół niego rozkrzaczają się podłużne iskry przylegając do kształtów jego ciała. Wygląda to, jakby znana mi rzeczywistość pokryła się siecią pomarańczowych spękań, z których emanuje coś wykraczającego poza nią. Zarazem krystalizujące rysy mają w sobie cechy żywych istot, są świadome, inteligentne, boskie jakby i komunikują się między sobą.
Pamiętając o czekającej na mnie muzyce, wstaję i nieczekając na pomoc Opiekuna ruszam do pokoiku. Duży pokój, zaraz po nim korytarz. Mijając je spostrzegam ich jaskrawość, migotliwość i ruch. Linie pomarańczowej energii dostrzeżone najpierw na Opiekunie oplotły teraz i kształty mojego ciała, zrównały się z jego ruchami. Na zakrętach czuję się jak drzwi na zawiasach, którym pisane jest być pchniętymi w jedną stronę, by po chwili pchnąć je w drugą. Zawiasami tymi są towarzyszące mi linie energii. Towarzyszą czy sterują mną? Rozpoznaję w nich nośnik zapisanego mi losu. Nie tylko komentują, ale i w nich odnajduję decyzję, co do tego co ma się właśnie wydażyć. Idąc tak i skręcając - prawo, lewo, lewo, prawo - czuję się jak osaczona marionetka na zawiasach. Kiedy sam nic nie muszę wiedzieć o tym co zaraz nastąpi, co zaraz zrobię, Oni już o tym rozmawiają i obserwując przyczyniają się do każdego mojego ruchu, myśli czy słowa, sterują mną na polecenie Losu, który w nich jest, którym są. Jest w nich wszystko, co pomyślałem, co mówię i co zrobię - dostrzegam to w nich, nim poczuje w sobie i słyszę, gdyż wlaśnie o tym mówią, o mnie, moich słowach i myślach. Oni to są kształtem mojego ciała, Oni realizują jego ruch. Nie ma granicy tego, czy Oni są odbiciem mnie, czy ja jestem odbiciem Ich. Zatracam poczucie swego Ego, zatracam się na rzecz rozbitego, pociętego, między Nich rozdzielonego i sterowanego Ego w nowej odsłonie. I jestem Nimi będąc jednym z Nich wśród Nich!
Leżę wzdłuż wersalki, mam zamknięte oczy. Ciało jest wielką przestrzenią. Choć leżę, czuję się jakbym stał w przestrzeni mojej głowy. Przestrzeń ciała jest przestrzenią koryta, kanału w którym stoję. W nim biegną równolegle linie energii. Przyoblekają jakieś kształty jaskrawe, skrzące migotanie, ruch wzdłuż koryta. Ciało zdaje się być ściśnięte po bokach dwoma zrośniętymi z nim liniami, odczuwanymi jakby ściskające mnie deski, ciągnące się z nieskończoności w nieskończoność. Na całej ich długości płynie energia. Czuję ją. Jestem jej częścią. To co wyróżnia "moje" miejsce na "deskach" od innych ich miejsc, to to, że tu, w miejscu gdzie leży ciało, krzyżuje się z nimi pod prostym kątem kolejna linia energii. Świadomość lokuje się w środku skrzyżowania.
Znam ten stan. Zawsze go odczuwam na granicy świadomości, wkraczam w te sfery w najgłębszych, zapominanych fazach snu i jednocześnie zawsze przebywam w tej odmiennej rzeczywistości. Nie pamiętałem o tym, aż do teraz. Tak, znam ten stan, te "miejsce", byłem tu, dlatego pamiętam o nim, przypomniałem sobie wszystko.
Otwieram oczy chcąc opowiedzieć o tym Opiekunowi, ale słowa są tak długie, a mowa tak trudna, że nim kończę wypowiedź, zapominam o jej początku. Patrzę przed siebie na twarz Opiekuna otoczoną bielą. Siedzi tam, gdzie ciągną się biegnące przeze mnie linie, łączą nas i ciągną się dalej za jego plecami, za mój pokój, za ściany, za blok, za miasto... Nie mają kresu.
Ponownie rozglądam się po otoczeniu. Tak, są tu meble, są ściany - elementy mojego pokoiku, ale choć znam je, nie odnajduje dawnego porządku. Zdaje się być w zupełnie obcym miejscu. Rozchodzące się ode mnie linie łączą się z następnymi, "przyklejonymi" do kształtów pokoju, ścian, biurek, mebli, wykładziny, odblasków i cieni. Tym sposobem krzyżujące się w narożnikach mebli i ścian linie przepływającej energii łączą wszystko w pokoiku z wszystkim. Nie stanowię wyjątku. Teraz są olśniewająco białe, wibrujące. Przesuwają się po nich gwieździste iskry. Rozglądam się z niedowierzaniem. Próbuję wszystko zrozumieć, jakoś zklasyfikować, ale wizja wymyka się logice.
Ta energia ma cechy kryształu, gdyż jej elementy łączą się w czasie i przestrzeni, krzyżują w uporządkowany sposób, krystalizują w geometryczne, powtarzalne wzory. I tak idąc jeszcze do pokoju energia zamykała jaźń i ciało w sześciokącie foremnym, by teraz otworzyć je wzdłuż krzyża o nieskończonych ramionach. A całe te dopasowane do siebie wzory i kształty przywodzą na myśl zaplanowany, nadwyraz wielki i skomplikowany mechanizm. Rozciąga się on poza pokoik, po krańce wszechświata, sczepiając wszystko z wszystkim, każdego z każdym, będąc zawsze i wszędzie, prawdziwszy niż stara rzeczywistość, metafizyczny, krystaliczny mechanizm.
Energia ta ma także cechy zbiorowej inteligencji zbudowanej z elementarnych świadomości, tworzy informacyjną sieć realizującą czyjś Wielki Plan. Rozpoznaje się w niej zapis i realizację oraz obserwację Losu Wszechświata.
Poszczególne Świadomości zdają się lokować w punktach łączących linię, choć i odwrotnie - w poszczególnych prostych połączonych w wyżej wspomnianych punktach. Geometryczne Byty przylegają do ciała jak i do jaźni. Zarazem czuję, że i moja świadomość jest jednym z takich Bytów. Słyszę ich myśli płynące z energią, tak jak słyszy się czyjś głos, choć w istocie nie ma tu słów, są tylko kształty. Słyszę Kształty. Rozmawiają między sobą. Bacznie mnie obserwują i komentują każdy ruch, gest, myśl czy słowo. Czuję się osaczony, ściskają ciało...
Odwracam się w kierunku Opiekuna. W tej połowie pokoju nic się nie dzieje, odczuwa się powrót do rzeczywistości. Ale gdy tylko spoglądam w bok i w tył powracają Oni i ich Głosy. Patrzę więc na tę część gdzie nie ma nic szczególnego, prócz przejaskrawionej bieli i siedzącego Opiekuna. Odwracam się zaraz z powrotem ku drugiej połowie pokoju. Zawołała mnie muzyka płynąca z głośników. Nuty "Echoes" są w istocie słowami zapytania. Muzyka pyta: "Czemu?... Czemu chcesz już wracać?". I samym swoim przywołaniem powodując odwrócenie ku niej głowy sprawia, że znów wkraczam w Krystaliczną Sieć Energetycznych Świadomości zlewając się z nią. Nawet wyraz twarzy stojącej na biurku miniwieży zdaje się zasmucony pytać "Czemu?"...
Gdy ten najdłuższy, ostatni trip tego dnia po niecałych dziesięciu minutach miał się już ku końcowi, przez kolejnych kilka pozostając w stanie odurzenia charakteryzującego się przejaskrawieniem światła i barw, porządkowałem wrażenia i budowałem na nowo swój światopogląd nagrywając przemyślenia i obserwacje na przenośnym odtwarzaczu. Świat od tamtej pory jeszcze bardziej zaczął jawić mi się jako iluzja, zakrywająca prawdziwą, animistyczną istotę rzeczywistości.
- 29716 odsłon
Odpowiedzi
:D
"Świat od tamtej pory jeszcze bardziej zaczął jawić mi się jako iluzja, zakrywająca prawdziwą, animistyczną istotę rzeczywistości." - zapamiętam te słowa, niezmiernie się w nich odnajduję ;) fajny TR, pozdro!
"Chaos nie daje odpowiedzi, nie ma celu. Jest tym, czym jest, i to wystarcza" Paul Kemp
Shuudan
Noo, Abli ładnie dałeś. A mówiłam żebyś odstawił psychodeliki ; D.Ile razy można powtarzać ;). Fajny TR. Odczucia opisane szczegółowo, tak szczegółowo że człowiek się dziwi że to tylko 10 min z "innego świata". Fajne ;).
oj shuudanko, nie odstawiam
oj shuudanko, nie odstawiam psychodelików, starczy mi pare razy do roku. a ten tr opisuje wydarzenia sprzed lat.
Już tu mnie nie będzie. Perm log out.
; D.
A wybacz. Masz racje. Nie zerknęłam na datę ; D. Ale mimo wszystko TR bardzo mi się podobał. Sama dałabym wiele za ekstrakt. I trzeba będzie poszukać ; D.
Czyta się jak książkę, ile
Czyta się jak książkę, ile detali!