paradoksalna romboidalna meskalina
detale
raporty datura
paradoksalna romboidalna meskalina
podobne
Miałam styczność z różnymi psychodelikami, ale meskalina była mi nowa. Czytałam „Drzwi percepcji” Huxleya, wspomnienia Witkacego, słyszałam opowieści znajomych, ale nie byłam szczególnie podekscytowana kiedy miałam już w ręce butelkę z miksturą z peyotlu. W życiu próbowałam wielu różnych substancji i powoli zaczęłam odczuwać, że nie wynoszę już zbyt wielu nowych doświadczeń z zażywania psychodelików, tak jak to było na początku. Owszem, każda podróż była niezwykła na swój sposób, ale teraz bardziej fascynowały mnie naturalne sposoby pracy z umysłem… Dlatego meskalinę potraktowałam jako kolejny narkotyk, który pewnie nie będzie się różnił od innych substancji jakie próbowałam. Miksturę wypiłam w drodze na imprezę do klubu, nie oczekując zbyt wiele. I tak oto meskalina mnie zaskoczyła…
Dawki nie pamiętam - zaufałam znajomemu, który przygotowywał mieszankę. Po jej wypiciu dostałam jeszcze miksturę z grzybów psylocybinowych. Trochę się obawiałam, bo nie chciałam srogiego mindfucku i chciałam poczuć przede wszystkim działanie kaktusów. Nastawiłam się pozytywnie i koło 22 wszyscy skończyliśmy pić nasz magiczny napój, po czym skierowaliśmy się do klubu. Akurat była impreza trance’owa. Na jednej sali zrobiono chillout room na którym chciałam się schować jak mój mózg podda się mieszance którą wypiłam. Wspaniała muzyka, mnótwo kolorowych dekoracji… Usiadłam z przyjacielem między ludźmi i wkręcaliśmy się w klimat imprezy. Minęła godzina i nic… Potem druga i pojawiły się lekkie zmiany w widzianym obrazie, subtelna poświata, powidoki. Zaczęłam wątpić w to, że będzie lepiej, zaczęło się narzekanie w stylu: „a nie mówiłam, że to nic wielkiego?”, odpaliłam papierosa i zaczęłam rozmawiać z przyjacielem, również pod wpływem meskaliny. Mój rozmówca wyglądał trochę inaczej- jakby pokryty szronem, wokół niego pojawiła się biała aura, a ciemne włosy migotały białawym blaskiem. Twarz zrobiła się trochę zniekształcona, widać było na niej zaskoczenie, napięcie, lekkie rozkojarzenie… I ogromne pytajniki w oczach, krzyczące: „Jak Twój trip?!”. Mineły trzy godziny od zażycia. Wycofałam się z rozmowy i zaczęłam wpatrywać w mandalę wiszącą naprzeciwko. Mieniła się kolorami, wokół niej pojawiała się coraz większa poświata, a materiał wydawał się falować jak flaga na wietrze. Twarze ludzi w klubie stawały się niewyraźne coraz bardziej, znajome osoby stawały się zamglonymi postaciami, których barwy mieszały się ze sobą. Ludzie robili się groteskowi, ich gesty i różne cechy wyglądu wyolbrzymione. Nie chciałam rozmawiać z nikim poza moimi znajomymi bo czułam, że ciężko byłoby się dogadać. Każdy kto podchodził mówił niezrozumiale, wydawał się być z innej planety, a ja czułam się wyobcowana w tym całym zbiorowisku ludzi. Rozmowy nie szły mi zbyt dobrze, wolałam obserować widowisko jakie rozgrywało się wokół mnie i wewnątrz mnie. Myśli goniły jedna za drugą, były klarowne i pozytywne. Wzrok przesuwał się z osoby na osobę, z obiektu na obiekt, wszystko było niesamowite, pełne życia. DJ był tak zjednany z muzyką którą grał, że każdy dźwięk miał odbicie w ruchu jego ciała. Jego postać była jak zacinający się obraz, który przyśpieszał i zatrzymywał się na zmianę…
Muzyka już nie była muzyką. Muzyka działa się w głowie, była graficznym zapisem w postaci fraktali, różnych wzorów geometrycznych, które zmieniały swe kształty i barwy w zależności od dźwięku jaki wydobywał się z głośników. Utwory były zlane w całość płynnie przechodzącą jedna w drugą. Najdrobniejszy szczegół w muzyce miał swe odwzorowanie w mojej wyobraźni, a gdy muzyka jeden lub dwa razy cichła, miałam wrażenie że w głowie pojawia się ciemność i pustka. Słyszałam ten sam efekt dźwiękowy czy urywek wokalu przerobiony na różne sposoby, jak figura którą można rozciągną wzdłuż i wszerz, obrócić w dowolny sposób, powielić i storzyć piękną kompozycję złożóną tylko z jednego kształtu przetworzonego na setki sposób. Jednak mimo tej ogromnej synestezji muzyka była w swym brzmieniu pusta… A mimo to wciągała. I tu objawił mi się paradoks meskaliny - coś było zarówno piękne, jak i odrzucające, niesamowite i pospolite, kolorowe i szare. Myśli były sprzeczne wobec uczuć, to co mówiłam stawało się kłamstwem po chwili, bo wszystko ciągle się zmieniało i było wielorakie. Perspektywa wciąż się zmieniała, a myśli tak szybko pędziły, przez co miałam wrażenie że to czas zwolnił. Co godzinę działanie meskaliny słabło po czym od nowa stawało się intensywne. Potrafiłam się na czymś bardzo skupić i odpłynąć, po czym wracałam do chwili obecnej stwierdzając, że jest jakoś tak trzeźwo i normalnie i znów odlatywałam… I tak w zapętleniu. Gdybym wiedziała, że meskalina będzie tak nietypowa, to nigdy bym jej nie zażyła w klubie, bo przetrzeń klubu mnie ograniczała. Las jest miejscem na meskalinę, zdecydowanie. Fizycznie nie byłam w stanie się ruszyć, bo mięśnie były zwiotczałe lub spięte na przemian, a każdy ruch sprawiał dyskomfort, więc mimo ogromnej chęci potańczenia, siedziałam przez całą imprezę w jednym miejscu, od czasu do czasu wymieniając spostrzeżenia z towarzyszem i odpalając papierosa. Świat wewnętrzny pochłonął nas tak bardzo, że nie widzieliśmy potrzeby w uczenistniczeniu w tym co dzieje się wokół. Zauważyliśmy natomiast, jak zeszły grzyby, bo kilka efektów wizualnych się zmniejszyło, poświaty i powidoki stały się słabsze, natomiast nasiliło się geometryczne zniekształcenie obrazu…
Około 5-6 rano postanowiliśmy opuścić klub, zmęczeni mnogością doznań. Poszłam najpierw do łazienki, a widok w lustrze mnie jak zwykle zaskoczył… „Nigdy nie patrz w lustro po psychodelikach”- jest to całkiem sensowna rada, bo nigdy nie wiadomo co się zobaczy. Ale na meskalinie nie było źle, ot wielka para źrenic, roztrzepane włosy… Ale im dłużej patrzyłam tym bardziej nie wiedziałam co widzę, czy kobietę pewną siebie czy raczej zagubioną w myślach sierotkę… Oderwałam się od samej siebie i wyszłam ze znajomym z klubu. Była zima, a ja byłam pewna, że świeże zimne powietrze nas otrzeźwi i nagle całe działanie meskaliny zniknie. Nic podobnego. Chodnik pokryty cienką warstwą śniegu był jak mozaika zrobiona z połyskujących kamieni, błyszczał mnogością kolorów, a w swych załamaniach pojawiały się patrzące na mnie oczy. Ludzie przechodzący obok mieli zniekształcone, niezadowolone miny. Światło dzienne było ostre i raziło w oczy, których źrenice ani trochę drgnęły. Nastymulowani szliśmy przed siebie, a mimo niskiej temperatury nie odczuwałam zimna. Weszliśmy do parku i jako osoba kochająca przyrodę poczułam się niesamowicie… Czułam spokój jakim emanowała każda roślina. Poczułam jak bardzo niezwykły może być spacer po zwykłym parku, w czasach gdzie ciągle się śpieszymy, dążymy do czegoś i nie potrafimy zatrzymać siebie i swoich myśli. Zawsze na coś narzekamy, albo planujemy przyszłość i nie potrafimy się cieszyć chwilą obecną. A ja się nią właśnie cieszyłam i czułam się cudownie. Stanęliśmy pod palmiarnią, przez szyby widać było ogromne trichocereusy i inne kaktusy, których rozmiary robiły wrażnie. Wtedy poczułam jedność z roślinami, poczułam ile jest w nich życia i jak bardzo są niesamowite. Człowiek ma wrażenie, że jest wyjątkową i wysoce rozwiniętą formą istnienia, a ja poczułam, jak bardzo niesamowite są rośliny, których tak naprawdę nie potrafimy zbadać i zrozumieć, które mają jakby odrębny świat. W klubie rozmawiałam o tym, czy meskalina jest komunikatem od rośliny lub jakiejś siły wyższej, czy może ma po prostu odstraszać roślinożerców - byłam za tą drugą wersją, ale meskalina jest tak niesamowita, że to nie może być zwykły odstraszacz i trucizna. Może wręcz przeciwnie, ma sprawić, że właśnie dla niej będziemy hodować pewne gatunki i zwiększać ich populację? A może to świetny sposób komunikacji między światem ludzi i roślin? Tak czy inaczej poczułam ogromny szacunek dla wszystkich roślin i wdzięczność za to, czego doświadczałam. Po drodze mijaliśmy różne billboardy, które wydawały mi się względnie normalne, ale wrażenie wywarł na mnie kolor. Poczułam mnogość różnych emocji które towarzyszą danej barwie, poczułam jak duży wpływ ma na nas zwyczajny kolor. Barwa może nas pobudzić, uspokoić, zainspirować czy zrelaksować… Przywołać wspomnienia lub sprawić, że będziemy czegoś pożądać. Jak wiele komunikatów można przekazać jedną barwą, niby jest to oczywiste, ale na meskalinie było to takie niezwykłe, jakbym odczuwała świat emocjami jak zwierzę, a nie jak człowiek, który wszystko musi przemielić przez mózg, będacy zaworem ograniczającym ilość bodźców. Nagle obraz, dźwięk, barwa i gest trafiały bezpośrednio do moich synaps, bez żadnego zniekształcenia.
Skierowaliśmy się do mojego pokoju, jako że mieszkam w akademiku trzeba było przebrnąć przez rozmowę z portierem. Miałam wrażenie, że wyglądam co najmniej dziwnie i obawiałam się, że po prostu nie dam rady się dogadać, ale jakoś poszło. Wystarczyło nie patrzeć się na twarz portiera, który był zniekształcony jak na obrazie Witkacego. Weszłam z przyjacielem do pokoju i położyliśmy się na łóżku. Włączyłam film, ale nie mogliśmy go oglądać, bo wszyscy aktorzy mieli zniekształconą twarz, a to co mówili wydawało się śmieszne i bezsensowne. Zniekształcenie obrazu było niesamowite-kanciasto-romboidalne, bardzo niekonwencjonalne w przypadku obiektów 3d, miałam wrażenie, że meskalina potrafi obrócić przedmiot na wszystkie możliwe sposoby. Wyłączyliśmy film i położyliśmy się do łóżka. Kilka razy wchodziła moja współlokatorka, która z dragami nie ma nic wspólnego - bałam się z nią gadać, dlatego udawaliśmy, że śpimy, ale nie raz wybuchnęliśmy śmiechem, gdy wchodziła, bo sytuacja uniknia jej wydawała się komiczna. Próbowaliśmy zasnąć, ale stymulacja nam nie pozwoliła. Zasłony w róże, które tak bardzo lubiłam stały się okropne, bo róże zmieniały swój kształt i płyneły przez całą długość materiału. Nagle obudziła się w nas chęć na seks, ale było to dziwne… Dotyk im mocniejszy tym większą sprawiał mi przyjemność, pożądadnie było zwierzęce, a nasze gesty pozbawione delikatności. Może kiedyś spróbuję seksu na meskalinie, wtedy jednak było na to za wcześnie, byłam za bardzo rozkojarzona.
Około 18 wszystkie efekty działania substancji osłabły, pozostało tylko te specyficzne myślenie, które utrzymywało się do momentu jak padłam ze zmęczenia około 22… Rano ubudziłam się wypoczęta, ale w głowie wciąż miałam mieszaninę myśli, którą powoli starałam się ogarnąć. Wróciłam do normalnego życia, ale meskalina wywarła na mnie ogromny wpływ. Czuję większy niż dotąd szacunek do roślin i zrozumienie dla ich świata, czuję większy szacunek do doświadczeń psychodelicznych i czuję, że odnajdę w nich coś jeszcze. Obecnie chcę zażywać tylko naturalne substancje pochodzenia roślinnego, najlepiej z własnej hodowli… Więc następnym razem meskaliną obdaruje mnie kaktus którym się opiekuję. Więź jaką odczuwa się z rośliną na tripie może być niesamowita i niezwykle wzbogaca nasze doznania. Chcę przeżyć to jeszcze raz, bo wgłębiając się w świat i ducha roślin, wgłębiam się również w siebie samą.
- 37834 odsłony
Odpowiedzi
http://www.youtube.com/watch?v=fStmk7e9lJo&list=LL2Bz2MwUT8Z4oyg
ciekawe czy rosliny inaczej by reagowaly na kogos pod wplywem jakichs odmieniaczy swiadomosci naturalnego pochodzenia
substancje pochodzenia
substancje pochodzenia roślinnego samo zdrowie, w szczególności opium
HAHA :D
Hehehe dobre rozjebales system :D U oków .... ;) Tym tekstem wprowadziles wesoly nastroj do mojego do tej pory mistycznego kwasowego tripu ;) THANKS MAN or Łymen :)
PS.
Ps. Mak i Tyton tez na propsie ;)
Bardzo ładnie napisany trip
Bardzo ładnie napisany trip report. Na mnie meskalina zrobiła równie silne i interesujące wrażenie. Niestety ja jadłem kaktusa Peruvian Torch, który nie ma tego "klimatu" co peyotl :P Ale faktycznie; meska zbliża do roślin, coś w tym jest. Kiedyś pewna bardzo mądra osoba i badaczka roślin powiedziała mi, że rośliny dzielą się na trzy grupy: 1. te które "wkurwiają" czyli wszystkie chwasty, wszystkie kolczaste i parzące (tu niestety także kaktusy), 2. Wszystkie ozdobne i te do jedzenia, 3. Te, które uczą; marihuana, te od DMT i peyotl właśnie, gdyż to jeden z bardzo niewielu kaktusów bez kolców :) Ja także od jakiegoś czasu trzymam się postanowienia zażywania tylko roślinnych substancji, z tym, że w moim przypadku spowodowała to Ayahuasca. Wg mnie wygląda to tak, że w każdego człowieka, każde zwierzę i w każdą roślinę Siła Stwórcza tchnęła dech Życia. Z tym, że te ostatnie stworzone są po to by współpracować i służyć człowiekowi. W momencie zażycia łączysz się z życiem rośliny co daje, jak sama piszesz, subtelną, ale zauważalną różnicę. Substancje chemiczne, wszystkie prochy itp. z kwasami włącznie, moim zdaniem, wypłukane są z tego pierwotnego Życia. Gratuluję udanej podróży i pięknego postanowienia ;)
A jaka jest
A jaka jest ta 3 grupa roslin? Moze to dziwnie brzmiec ale bardzo mnie to interesuje :)
Rośliny.
Są cztery rodzaje roślin, o ile je w ogóle kategoryzować.
1. Trujące
2. Neutralne
3. Jadalne
4. Lecznicze
Systematyka różna dla każdego zwierzęcia (w tym człowieka). Rośliny mają większą świadomość od nas. Należy im się olbrzymi szacunek.
To tylko sen samoświadomości.