śmierć niekliniczna
detale
raporty vincentvegas
śmierć niekliniczna
podobne
Długo zastanawiałem się, czy napisać ten TR. W ogóle czy jakiś napisać, ten jest moim pierwszym. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, piszę go ku przestrodze! Substancje psychoaktywne to potężne narzędzia i takiego traktowania wymagają, w przeciwnym razie...
Całą noc nie spałem, przeglądając Hyperreal i przerabiając 5-DBFPV. W sumie zrobiłem tego 0,5 grama, przez co nad ranem byłem całkowicie padnięty. Próbowałem jakoś się wybudzić, niestety bez efektów. Jako że o 20 byłem umówiony na imprezę urodzinową mojej przyjaciółki, około 15 zjadłem osiem hydroksyzyn i położyłem się spać. Zbawienne trzy godziny. Czułem się o wiele lepiej.
Po krótkiej drzemce wstałem, wziąłem prysznic i wyszedłem, zabierając ze sobą 0,2 grama NM-2201 z lasu. Nie miałem czasu przygotować maczanki, a był to mój pierwszy syntetyczny kannabinoid, chciałem więc przeprowadzić próbę jak najszybciej. Chwilę potem miałem już lufkę. Nabiłem ją tytoniem i wsypałem 80 mg okropnie cuchnącego proszku. Życzenia złożyłem na szczęście jeszcze "względnie" trzeźwy, przed zapaleniem...
T+0:00 Stałem na balkonie razem z pijącymi i palącymi papierosy kolegami. Alkoholu nie dotykam, więc chciałem szybko uraczyć się ową dziwną substancją. Pierwszy buch, drugi... Na więcej nie miałem już siły. Ochydna woń palonego plastiku, nawet benzydamina smakowała lepiej niż to. Nigdy nie zażywałem czegoś tak okropnego.
T+0:02 Psychicznie czułem się mocno otępiały. Fizycznie czułem się bardzo niedobrze. Okropne uczucie na żołądku, zaburzone widzenie, słabość mięśni... Udałem się do kuchni, do moich przyjaciół. Wiedziałem, że przedobrzyłem. Ale najgorsze miało dopiero nadejść...
T+0:10 Bałem się opuścić kuchni. Chyba wszyscy, pomimo wypitego alkoholu, widzą, że jest ze mną bardzo źle. Kiwam się na wszystkie strony, nie jestem w stanie normalnie rozmawiać. Mówię od rzeczy, bez ładu i składu. Mimo że fizycznie jest cholernie źle, nie zwracam już na to uwagi. Tak bardzo absorbuje mnie mój stan psychiczny, a raczej jego brak. W najgorszych koszmarach czułem się o wiele lepiej.
T+0:20 Straciłem władzę nad ciałem. Przewróciłem się na blat. Poziom strachu wzniósł się tak wysoko, jak jeszcze nigdy nie był. Przyszedł mój przyjaciel, R. Pamiętam tylko, że zdołałem mu powiedzieć, że jest bardzo źle. Po chwili władzę nad ciałem zacząłem tracić coraz częściej. Jeśli po alkoholu błędnik jest zaburzony, ja nie miałem go wcale.
T+0:30 Wreszcie udało im się zaciągnąć mnie do pokoju. Chciałem usiąść na krześle, lecz po chwili zsunąłem się na podłogę. Brak jakichkolwiek uczuć pozytywnych...
T+0:40 ... I zaczął się koszmar. Stan, którego nie życzę nikomu. Przeżyłem bad trip na 25I-NBOMe, lecz to się nawet nie umywało do mojego stanu teraz. Poczułem, że umieram. Nie w jakiś łagodny sposób, po prostu zaśnięcie. Nie, to było o wiele bardziej przerażające. Byłem pewny, że umrę. Pewność ta była większa, niż ta, że żyję teraz. Poczułem ogromną więź z ludźmi, którzy przedawkowali i zginęli. Wiem, jakie to uczucie. Strach kazał mi rzucać na ziemi. Wyrywam sobie włosy w diabelskich konwulsjach, wydzierając się "Ja umieram, naprawdę umieram!". Wszystkiemu towarzyszy przerażający pisk w głowie. Mój głos też brzmi kompletnie inaczej. Jest obcy, jest przerażający, jest prawdziwy. Tak właśnie krzyczałaby osoba, która umiera.
Potem czas mi się zaburzył. Postaram się pisać orientacyjnie, jednak naprawdę czas przestał grać dla mnie jakąkolwiek rolę. W obliczu śmierci nie ma nic bardziej bezużytecznego niż czas.
T+0:50 Widzę nad sobą twarz R. Chwytam ją i krzyczę do niego "ja umieram!". Staram się wytłumaczyć osobom w pokoju, że to nie jest krzywa jazda, ja za chwilę będę martwy. R położył się na mnie, żebym nie mógł się rzucać. Złapał mnie za rękę. Uczucie, że umrę na jego oczach, było przytłaczające. Słowa nie są w stanie oddać tego, jak czuję się osoba, która umiera. Mogę z czystym sumieniem rzec, że umierałem. I gdyby nie R, gdyby nie to, że nie byłem wtedy sam, ta historia miałaby na pewno inne zakończenie. Albo powiedział mi to R, albo ja sam, albo jakiś głos w mojej głowie, ale dotarło do mnie, że będzie tak, jak sobie powiem. Dlatego ostatnim wysiłkiem woli, trzymając nadal kurczowo rękę przyjaciela, zacząłem sobie układać w głowie mantrę. Powtarzałem sobie na głos "będzie inaczej, przeżyję, będzie inaczej". Z początku były to tylko puste słowa. Potem jednak zacząłem się uspokajać...
T+1:30 Było już lepiej psychicznie, ale fizycznie nadal źle. Leżałem na łóżku i widziałem to, jak chce mi się wymiotować. Dosłownie widziałem. Jednak, żeby było śmiesznie, nie chciałem się kompromitować. Nie chciałem zwymiotować na łóżko, a przed chwilą przeżywałem własną śmierć. W końcu jednak poinformowałem o tym R, który cały czas był przy mnie. Wrócił z miską, a ja stałem nad nią i próbowałem wyrzucić z siebie wszystko. Tyle że od dwóch dni nic nie jadłem. Czułem, że wymiotuję, ale nie miałem czym. Zaczęła mi się kreślić wizja, że umrę w ten sposób, zadławiony czymś, czego nie było. Nie mogłem oddychać, panika znowu... I udało się. Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale udało mi się zwymiotować. Ludzie mogą się cieszyć z małych rzeczy, ale mało kto znajduje tak ogromną błogość w tym, że rzyga. Czułem się jak po Tramadolu, wrażenie nieuchronnej śmierci znowu odeszło. Pomogła w tym mantra, którą powtarzałem sobie cały czas. Nigdy nie sądziłem, że będę przez tyle czasu powtarzał sobie tylko jedno słowo, "przeżyję". To ogłupia, odmóżdża i ratuje życie.
T+2:00 Leżę na łóżku. Czuję się już lepiej, ale wrażenie śmierci co jakiś czas wraca. Spokój odczuwam tylko fizycznie, psychicznie natomiast czułem się, "źle, ale stabilnie". Przy czym "źle" to mało powiedziane. Nigdy w życiu tak bardzo nie bałem się zasnąć. Bo byłem świadom tego, że mogę już nigdy się nie obudzić. Na każde pytanie, jak się czuję, odpowiadałem, że muszę poleżeć. Próbowałem być spokojny i opanowany, ale przerażenie było przeogromne i wszechobecne.
T+3:00 Obudziłem się. Ulga. Przeżyłem. Powieniem teraz cieszyć się jak dziecko, ale zmęczenie było zbyt wielkie. O dziwo, czułem się już najzupełniej trzeźwy. Ale było mi cholernie wstyd.
To wydarzenie nauczyło mnie jednego. Nigdy nie będę rzucał się na głęboką wodę. Zawsze lepiej jest wziąć mniej. Dużo mniej. Gdyby nie R, gdyby nie przyjaciele, którzy byli wtedy ze mną, nie pisałbym tego TR. Od teraz będę bardziej dbał o kwestię bezpieczeństwa. Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko puste słowa. Ja odpowiem, że słowa nie opisują tego strachu, jaki przeżyłem. Ba, strachu... Stanu, w którym nieuchronnie zbliża się śmierć.
- 18623 odsłony
Odpowiedzi
Brawo.
Zniszczyłeś wszystkim imprezę. Widok zaćpanego, zarzyganego chłopaka musiał być obrzydliwy. Tak to się kończy. Mógłbyś nawet się przekręcić. Nie lepiej by było, napić się wódeczki ? Pewnie uważasz alko za głupi narkotyk. Wiesz, że wyglądałeś gorzej od menela nawalonego denaturatem ?
London5
Alkohol, alkohol...
Wiesz, po "wódeczce" widziałem gorsze rzeczy, więc nie porówujmy nawet skali zniszczenia i ośmieszenia, jakie można osiągnąć dzięki wódce do tego, co masz paląc zioło. Typek wziął syntetyka i to sporo za dużo, a to tak, jakbyś wypił sam dwie litrowe flachy i to niesprawdzone- też by się pięknie nie skończyło. Alko to głupi narkotyk stworzony specjalnie dla cebulandii- do zabijania i ogłupiania. Niestety, taka prawda. To, co można osiągnąć pijąc alko nawet nie umywa się do stanów po paleniu, a rysyko w przypadku palenia też dużo mniejsze, więc nie wiem, po co opowiadać się za wódką. Jeden bad trip nie czyni z narkotyku demona. Osobiście wolałbym palić same syntetyki niż pić wódę, bo mi zbrzydło rzyganie po łóżku, słuchanie prymitywnych śpiewów i bijatyki. Ot całe działanie alko. A po MJ? Sam siebie zapytaj. Podstawowa kwestia to nie przesadzać i nie mieszać.
https://youtu.be/0_h4wFXMazk
Na całe szczęście mam
Na całe szczęście mam wyrozumiałych przyjaciół. Rozumiem swój błąd, więcej takich akcji już nie będzie.
Know your body, know your mind, know your substance, know your source