zwiedzanie swego wnętrza i obserwacja życia oczami bogini
detale
zwiedzanie swego wnętrza i obserwacja życia oczami bogini
podobne
Całkiem niedawno, bo kilka dni temu, po śmierci mojej mamy, wybrałem się w nocną wyprawę pod przewodnictwem tej rosliny. Pestki dotarły do mnie z Holandii, w sumie ponad 30. Wcześniej próbowałem na nich podróżować, ale było to stosunkowo krótko po wyprawie na LSD, więc efekt był tamtym razem mocno wypłaszczony. Po zachowaniu odpowiedniego czasu odpoczynku postanowiłem ponownie przywitać się z Duchem tej rośliny.
Tym razem pestki dokładnie obrałem z pozostałości miąższu, a skorópkę otarłem na pilniku do paznokci. Nie dokładnie, po prostu "z grubsza". Liczyłem, że zminiejszy to nieprzyjemne doznanie trawienno - żołądkowe, ale summa summarum niewiele to pomogło. Tym razem przygotowałem sobie lufę cannabis, własnie po to aby zminimalizować te nieprzyjemne efekty.
Zjadłem ziarna na raz, dokładnie żując. Ich smak przypomina nieco pestki jabłka, w sumie nie dziwota - one także zawierają glikozydy cyjanogenne (towarzyszące rzekomej witaminie B17 czyli amigdalinie - w skrócie - nie działa, nie warto się nabierać na ten przekręt). Przyznam, telepneło mnie kilka razy (rwanie na wymioty) ale poszło. Po przeżuciu wpakowałem je pod język i trzymałem kilka chwil, mocząc w ślnie, a następnie, pijąc dużo wody, połknałem, chociaż na początku myślałem o wypluciu. W sumie na wspomnienie tego momentu rewie mnie nawet teraz (nieprzyjemny skurcz żołądka).
Ciężkośc na układzie trawiennym poczułem dość szybko, więc porządnie się upaliłem. Dzięki cannabis właściwie dolegliwości minęły i mogłem spokojnie poczekać na spotkanie. Jak w przypadku LSD powój "nadchodzi" stopniowo, tyle, że dużo powolniej. To czas na "przygotowanie się", pooglądanie obrazków, czytanie, itp.
Kiedy "się zaczynya" słuchawki na uszy, światło off, monitor off, w łóżeczko, przykrycie kołdrą i wyprawa.
Powój ma to do siebie, że najpierw "tracisz" kontakt, tak jakby usypiasz, a potem "budzisz się w tripie". Jest to ciekawe doświadczenie, odmienne od podróży z LSD.
Przede wszystkim "zmalałem". Stałem sie obserwatorem swojego ciała, na poziomie komórkowym. Zostałem zaprowadzony do zwiedzenia go, pooglądania, obserwowania. Zauważyłem, że wokół niego, kiedy człowiek jest szczęśliwy i radosny, "rozkwita" taki potężny kwiat. Tak naprawdę to nie kwiat, a pole energii, przypominające nieco Kwiat Lotosu, tyle, że płatki są szersze i bardziej trójkątne, do tego żółte i im intensywniejsze rozkwitanie tym jaśniejszy i większy kwiat powstaje. Konstrukcja płatków usiana geometrycznymi wzorcami powstającymi w wyniku działania Złotej Proporcji (coś jak układ ziaren w słoneczniku). Kolejne i kolejne, im silniejsze uczucie szczęścia - doznania smakowe, dotykowe, śmiech, radość z przebywania z drugim człowiekime, w końcu seks czy orgamz, nie taki zwykły, ale taki silny, odbierający świadomosć - nie znasz? Współczuję. I każdy taki stan - oraz wiele innych - rodzi kolejny wykwit, jeszcze potężniejszy.
Postanowiłem spróbować czekolady. Duch powojowy był tym zaciekawiony, więc wziąłem sobie po dwie kostki trzech gatunków czekolad: gorzka z żurawiną, mleczna z płatkami kukurydzianymi i biała z płatkami kukurydzianymi. PIerwsza gorzka - nie ukrywam, byłem ciekaw jak wpłynie na jakość doświadczenia, podobno gorzka czekolada wspomaga. Kostki w usta i smakujemy - bardzo wyraźnie odczucie wszystkich składników. Kubki smakowe eksplodowały niczym czujniki chemiczne, informując mnie o różnych substancjach obecnych w czekoladzie. Czułem bardzo wyraźnie to wszystko i jeszcze więcej, co trudno w sumie opisać. Generalnie doszedłem do wniosku, że czekolada powinna być 90% kakao, wtedy byłaby doskonała. Mleczna - pierwsze co poczułem to chamską margarynę. I zacząłem się zastanawiać - "TO mi smakowało? Jak to mozliwe? Przeciez to jest ochydne, jakbym jadł margarynę wymieszaną z niewiadomo czym." A czekolada teoretycznie bez domieszki tłuszczy roślinnych. Na koniec biała i jeszcze większe rozczarownaie - nie rozumiem jak mogły mi smakować w "normalnym" stanie, przecież to odrażające. Zagryzłem dwoma prażynkami ziemniaczanymi, które - ze względu na prostotę skłądników - odebrane były dużo lepiej, zapiłem wodą i olałem dalsze eksperymenty smakowe. Zarówno ja jak i Duch rosliny byliśmy rozczarowani.
Następne co było to śledzenie mego życia z punktu widzenia kobiet, z którymi mnie los zetknął i związał, na różnych etapach życia. Pod każdą z nich wcielił sie Duch powoju, czyli Bogini, tożsamość Pierwiastka Żeńskiego, stanowiącego nieodłączny element wszelkiego istnienia. Pierwiastek ów generalnie - w obecnym świecie - jest celem ostrej wojny i jest bardzo mocno niszczony - poczynając od "kultury gwałtu", przez uprzedmiotowienie kobiet, ich dyskryminację (nie mam tutaj na myśli typowego znaczenia tego słowa, ale raczej o to w jaki sposób traktujemy je na codzień), poniżenie, brak dawania im posłuchu, itd. To także ma wpływ na postać naszego świata i otaczającej nas rzeczywistości - jakby nie patrzeć przypomina on obecnie piaskownicę bahorów bawiących się ostrymi i niebezpiecznymi narzędziami, będącą na skraju totalnej masakry. Przyglądałem się tym relacjom, widząc rozkwitający "Kwiat Szczęścia" i to w jaki sposób one same, kiedy były ze mną, także rozkwitały i jak bardzo szczęśliwe się czuły. A potem obserwowałem jak więdną, kiedy się psuło i kiedy traciliśmy kontakt. Na szczęście większość z tych kobiet nauczyła się rozkwitać radością, może nie do końca do poziomu w jakim były (z niewiadomych mi powodów mój Kwiat zawsze był cholernie wielki, a kiedy dwa kwiaty sie splatały rodziły jeszcze większy, niemalże olbrzymi, nowy) razem splecione, ale wiedziały już czego szukać - mniej lub bardziej świadomie. Obserwacja Kwiatu była jedynie jednym z wielu elementów - Duch pokazał mi głebię relacji, sedno poszukiwania właściwego partnera życiowego i dlaczego warto szukać, a nie zadowalać się byle czym. Bo w dzisiejszym świecie zbyt wiele osób ze strachu wiąże sie z osobami zupełnie niewłaściwymi, przez co nie są szczęsliwi. I nie będa, do póki nie uwolnią sie ze strachu.
Potem Duch zabrał mnie na wycieczkę po moim wnętrzu - obserwowałem swe jelita (mroczne pieczary, jaskinie oraz widziałem jak wyglądać powinny - krótko mówiąc, nie są w najlepszym stanie i trzeba o nie zadbać) i inne organy wewnętrzne. Podróż była bardzo spokojna i stonowana, delikatna, bez żadnych szorstkich zagrań. W trakcie tego etapu poczułem, że "moje prawdziwe ciało", które generalnie wydało mi sie olbrzymie, kręci sie i wydaje z siebie "dźwięki" - pomruki, gadanie przez sen, itp. Wtedy także wiedziałem, że muszę "je wyciszyć" aby nie rodzić niepotrzebnej ciekawości domowników. MOja uwaga była rozdarta pomiędzy kontrola siebie a wędrówką po wnętrzu.
Wycieczka mineła nad ranem, wtedy też wyłączyłem muzykę i poszedłem spać. Zapowiadał się trudny dzień, z powodu wydarzenia, o którym wspomniałem na początku wpisu.
Bardzo udane spotkanie i podróż. Na pewno zechcę niejeden raz je powtórzyć. Tym razem jednak przygotuję sobie cannabis takrze na "w trakcie", aby wspomóc układ trawienny, ponieważ na etapie podróży po wnetrzu na nowo odezwała się "ciężkość" układu trawiennego, tyle, że było to delikatne, aczkowliek nieprzyjemne, ćmienie. Bardzo mozliwe, że własnie ono wpłyneło na to jak postrzegałem swe jelita i resztę organów wewnętrznych.
Dzięki za przeczytanie całości. Jesli masz pytania - wal, postaram sie opdowiedzieć najlepiej jak potrafię.
- 36214 odsłon
Odpowiedzi
rzucie powoju? Kurde, ja to
rzucie powoju? Kurde, ja to se zawsze robię wywar z powoju, któy przełykam jak najszybciej przez gardło, aby to jak najkrócej czuć smak tego gówna w buzi.
Nie jest taki zły w smaku. Są
Nie jest taki zły w smaku. Są gorsze rzeczy, jak smażona watróbka.
Polecam kwasek cytrynowy, lub
Polecam kwasek cytrynowy, lub sok z cytryny w sporej ilości w celu złagodzenia efektów wymiotnych, a także działania glikozydów cyjanogennych.
Wyczulony smak
Miałem po LSA bardzo podobne doświadczenia smakowe co ty. Smak staje się wyczulony do wręcz niewyobrażalnego stopnia. Pamiętam jak jadłem wtedy paluszki. Sól w tych paluszkach taka słona była i wszystko smakowało po stokroć intensywniej. Miałem przed oczami wizję tego jak piekarz je w tym piecu wypieka, a potem jakże mi się smutno zrobiło jak sobie uświadomiłem że to przecież z maszyny... Potem miałem już tak ostrą banię, że nic nie jadłem i trzymała mnie faza przez dobre 18 godzin, ale chyba przesadziłem wówczas z ilością (ipomoea violacea)
Myślę o wyprobowaniu nasion z
Myślę o wyprobowaniu nasion z Allegro (obecnie jeden sprzedawca ma wilca, ale nie odpowiada jednoznacznie, czy nasiona są aktywne czy wykastrowane). Kojarzysz może?
Zamawiaj, działają w 100% 10
Zamawiaj, działają w 100% 10 g daje naprawde jazde bez trzymanki(utrata ego) (moje pierwsze zetknięcie z psychodelikiem innym niż MJ) (nasiona zmielone na pył, zalane wodą z dodatkiem kwasku cytrynowego, nastepnie na 2-3 godz do lodówki, i wypite z fusami) po 30-40 min zwymiotuj wszystko aby sobie ulżyć, i czekaj, doświadczenie utwi Ci w pamięci do końca życia Pozdrawiam
10g
...na test czeka :)
I jak? po teście już?
I jak? po teście już?
Jeszcze nie :) Czekam na
Jeszcze nie :) Czekam na odpowiedni moment.
Po teście...
10g nasion zmielonych w młynku do kway i tak jak poradziłeś. Oj... O ile powój hawajski łagodnie wchodzi o tyle wilec delikatny nie jest. Bardzo ciężko siada na układ trawienny, ale to bardzo ciężko. Musiałem się zmusić do wymiotów a i tak nie było łatwo. Do tego podróż mało przejżysta i raczej płytka. Wilcowi dziękuję.
Bardzo ciekawy trip
Muszę kiedyś tego powoju spróbować :D Ciekawy opis, przyjemnie się czytało. Widać, że masz łeb na karku i ducha rośliny traktujesz z należytym szacunikem, bo dostajesz od niego niezłe poszerzenie percepcji ;)
https://youtu.be/0_h4wFXMazk