magiczny kościółek i tropikalny deszcz, czyli spojrzenie na zakopane zza drugiej strony lustra
detale
magiczny kościółek i tropikalny deszcz, czyli spojrzenie na zakopane zza drugiej strony lustra
podobne
Intoksykacja
Wśród pięciu obrazów, które najsilniej kojarzą mi się z nocą z pewnością umieszczę rzędy lamp ulicznych oświetlające pomarańczowym światłem ulice i chodniki. Czasami żarówkę i klosz otaczają gałęzie drzewa, latem liście żarzą się pomarańczowym blaskiem, stopniowo gasnąc w miarę oddalania się od źródła światła, natomiast zimą blask lamp odbija się w krawędziach gałązek. Gdy staniesz wtedy w miejscu, gdzie korona drzewa usytuowana była między Tobą a żarówką odniesiesz wrażenie jakby gałązki układały się w okręgi otaczające źródło światła. Stojąc na parkingu pod sklepem spożywczym bierzemy w dłonie małe zawiniątka z bletek, wypełnione kryształkami MDMA . Całe życie przechadzając się po zmroku ulicami miasta, czy też spoglądając za okno swojego pokoju widzę ten pomarańczowy blask, który teraz pokrywa nasze dłonie, twarze i odbija się w dachach stojących obok samochodów. Patrzymy sobie w oczy i kładziemy sobie do ust bibułki, które szybko nasiąkają śliną i uwalniają gorzki smak kryształu. Popijamy szybciutko wodą, gdyż smak tej chemii wykrzywia nam twarze. Smak, który z czasem przestał mi przeszkadzać, a nawet zaczął się podobać. Utrwalane w pamięci raz po raz doświadczenia sprawiają, że już na cierpko-gorzki smak eMki robi mi się zimno. Ruszamy w kierunku Krupówek. Idąc chodnikami mijamy stare góralskie chaty, elementy nowoczesnej infrastruktury, a drogę oświetlają nam wszędobylskie pomarańczowe lampy.
Pierwsze efekty
Po 20 minutach przerywam rozmowę, schodzę w ustronne miejsce celem załatwienia potrzeby i stojąc wpatruję się w rzędy świateł po obu stronach ulicy. Jest cicho, o tej porze nie jeżdżą tu już samochody, ani nie często zapuszczają się ludzie. Zaczynam słyszeć ciszę. Wracam do A. i ruszamy dalej w kierunku deptaka, rozmawiamy, a ja wciąż słyszę otaczającą nas cisze, która z minuty na minutę staje się coraz bardziej nachalna i domaga się uwagi niczym gałąź stukająca w okno pod wpływem coraz silniejszego wiatru zwiastującego nadejście burzy. W oddali przejeżdża samochód, słyszymy jego silnik i szum powietrza, który zdaje się być głośniejszy niż zwykle. Świat staje się odległy i przyśpiesza, tak jakby ktoś na czubkach naszych głów zamocował kamerki, założył nam na oczy gogle i kazał oglądać z nich film zwiększając uprzednio odrobinę jego szybkość.
Bodyload
Po kolejnych 10 minutach idziemy w dół deptaka, mijamy ludzi których rozmowy są bardzo głośne i słychać w nich mnóstwo emocji. Ktoś śmieje się właśnie najradośniejszym śmiechem w swoim życiu, a za nimi idzie para trzymając się za rękę, dziewczyna mówi coś zmysłowym, spokojnym głosem. Brzmi to jakby wyznawała miłość swojemu facetowi, gdyż w jej głosie słyszę podniosłość i drżenie i czułość. Kolory są o wiele jaśniejsze, a kontrast większy niż zwykle. Jest mi trochę chłodno, jednocześnie czuję pot na moich plecach, A. mówi mi, że jej niedobrze i nie wie czy nie będziemy musieli zaraz gdzieś się schować by mogła zwymiotować. Ja sam czuję się nieswojo, niespokojnie. To coś jak złe przeczucie, gdy dzwonimy po raz siódmy do ukochanej osoby, a ona nie odbiera telefonu. Martwię się też trochę o A., chciałbym ją objąć, ale prosi mnie bym na razie jej nie dotykał. Trwa to kilkadziesiąt sekund, a może nawet kilka minut gdy nagle następuje moment przejścia, jego pierwszą oznaką dla mnie jest osiągnięcie komfortu termicznego, a w kilku następnych sekundach opuszcza mnie cały niepokój i stres, który odczuwam. Nie mogę pohamować się przed wydobyciem z siebie pomruku zadowolenia. Spoglądam na piękną twarz A., która teraz się uśmiecha i mówi do mnie że mdłości właśnie jej przeszły. Chwytam ją za rękę i mówię wolnym, rozkosznym głosem że ja też dokładnie teraz zacząłem czuć się cudownie i to niesamowite, że czujemy to wspólnie. Odpowiada mi długim mmmhmmmmm... które zarezerwowane jest tylko dla tego stanu i tylko dla mnie. Skręcamy w lewo w dole Krupówek w uliczkę obok kościółka i siadamy na murku. Zaczynamy się całować i rozpływać z przyjemności jaką dają nam pocałunki, usta A. wydają się dużo bardziej miękkie niż zwykle i wielkie, co sprawia że ssanie ich wydaje mi się bardzo dziwne, gdyż nie wydaje mi się, abym był w stanie zacisnąć coś tak wielkiego między wargami.
Coraz więcej Magii
Czuję rosnącą euforię, szczęście rozpierające moją klatkę piersiową. Oddycham głębiej i nieco szybciej. Rozglądam się dookoła i świat wydaje się piękniejszy niż zwykle. Odczuwam ogromną radość gdy patrzę na rosnące nieopodal drzewa, a światła oślepiają mnie swoim blaskiem. Spoglądam na kamienie pod nogami, a one zdają się lekko wyciągać w moją stronę, tak jakby chciały unieść się w powietrze, w swoim ruchu zdają się też z lekka tworzyć geometryczne wzory. W naszą stronę idzie starsza kobieta, w pewnym momencie odwracając się za siebie krzyczy do kogoś „Hej!”, na co A. odpowiada jej nieco drżącym i niepewnym głosem „Heeej”, myśląc, że kobieta zwraca się do nas, ta jednak spogląda na nas z wyrazem zaskoczenia na twarzy, zwalnia też krok sprawiając wrażenie przestraszonej i odpowiada nam milczeniem. Przechodzi obok nas i znika w wąskiej uliczce, a ja myślę o tym jak urocza była ta pani i robi mi się przykro na myśl, że mogła się nas przestraszyć. Rozmawiamy o tym kim może być ta kobieta i dokąd zmierza. Może czeka na nią mąż i zaraz wtulą się w siebie, gdy ten zaskoczy ją bukietem róż na stole, a może żyje samotnie i z tego powodu opuściła dzisiejszego wieczoru swoją chatkę i idzie do domu córki, by nie czuć się tak straszliwie sama w rocznicę ślubu ze swoim zmarłym mężem? Próbuję zapalić papierosa i mam z tym mały problem, gdyż płonień zapalniczki emanuje takim blaskiem, że nie mogę dostrzec jego końca. Poruszamy głębokie tematy, co jakiś czas wyznając sobie miłość, mówiąc jak bardzo cieszymy się z tego że jesteśmy tu razem i oddajemy się długim pocałunkom.
Peak
Dotyk ukochanej osoby sprawia, że całe moje ciało przechodzi przyjemny prąd i czuję w tej chwili, jak rozkwita euforia. Naszych uszu dobiega szum, przez kilka sekund nie wiemy skąd on dobiega i co oznacza, aż dociera do nas że to deszcz, który zerwał się nagle i bardzo szybko przybiera na sile. Wpadamy w lekką panikę, bo nie chcemy być cali przemoczeni i marznąć podczas powrotu do domu, poziom szczęścia nieco opada ustępując zmartwieniu. Jednak przypomina nam się, że mamy przecież w torbie płachty przeciwdeszczowe! Szybko je znajdujemy i zakładamy na siebie. Ogarnia nas radość z powodu, że pomyśleliśmy aby je wziąć, a raczej nie pamiętaliśmy o tym, by wyjąć je po powrocie ze gór. Świętujemy nasz sukces gorącym pocałunkiem, podczas gdy cały świat rytmicznie pluska. Zamykając oczy wyobrażamy sobie, że jesteśmy teraz w tropikalnym lesie, a nad naszymi głowami przechodzi potężna ulewa. Moment później jesteśmy na otwartym morzu, chwilami możemy nawet poczuć krople słonej wody porwane przez wiatr i uderzające o nasze twarze. Możemy być w tej chwili gdziekolwiek, najważniejsze jednak że jesteśmy tu razem i w pełni sobie ufamy. Wracamy do rozmowy i dłuższą chwilę wspominamy nasze dzieciństwo naprzemiennie opowiadając sobie historie. Jestem bardzo, ale to bardzo zaskoczony tym jak dużo mogę sobie teraz przypomnieć. Bardzo wyraźnie widzę teraz młode twarze moich rodziców, docierają do mnie obrazy wspólnych wakacji o których dawno zapomniałem. Dzielenie się tymi wspomnieniami sprawia mi ogromną radość. Opowiadam je spokojnym, niskim i bardzo czułym głosem, który komplementuje moja partnerka. Nasze oczy są pełne radości. Przechodzimy nielegalnie przez płot na teren kościółka i trzymając się za ręce okrążamy go kilka razy podziwiając piękno jego architektury. Nie podejmuję się nawet liczenia ile razy podczas tego wieczoru spojrzeliśmy sobie w oczy mówiąc „dziękuje, że jesteś!”, ponieważ nawet tak ważne zdanie jest tylko kroplą w morzu szczęścia, które teraz wypełnia nasze ciała. A może właśnie ta kwestia jest morzem radości wypełniającym nasze organizmy od aksonów nerwów wzrokowych dających nam możliwość patrzenia na światła lamp, po ścięgna naszych palców, dzięki którym możemy teraz ściskać nasze dłonie? Serce tłoczy litry krwi, płuca pochłaniają tlen, mięśnie nóg rytmicznie poruszają się, byśmy mogli iść do przodu, wszystkie nasze wybory, decyzje życiowe, błędy i sukcesy prowadziły nas od samego początku dokładnie w to miejsce, byśmy dokładnie w tym czasie mogli delektować się szczęściem. Stajemy przed wielkim Dębem, A. podbiega do niego, obejmuje je, a później spogląda na mnie i mówi przesłodkim głosem „Drzeeeewo!”. Nieco zawstydzony uśmiecham się szeroko, podchodzę do niego i też je obejmuję zamykając oczy. Czuję się niesamowicie, a pod moimi powiekami rozkwitają setki zamglonych punktów, których kolory mienią się od błękitu do fioletu. Coś niesamowitego.
Comedown
Minęło jakieś półtorej godziny od kiedy połknęliśmy nasze bombki, przechadzamy się krupówkami oglądając witryny sklepów i podziwiając przedmioty znajdujące się za nimi. Pomimo tego, że już dawno przestało padać jesteśmy ubrani w płachty przeciwdeszczowe, gdyż uznaliśmy, że to nic takiego zostawić je, nawet gdy chodnik już wysycha, a to że musieliśmy je założyć czyni ten wieczór jeszcze bardziej wyjątkowym i niepowtarzalnym. Po chwili czujemy oboje, że działanie eMki zaczyna opadać, odczuwamy z tego powodu żal i niedosyt. Wydaje nam się też, że to wszystko trwało bardzo krótko, za krótko. Zapewne jest to spowodowane tym, że 3 dni wcześniej zjedliśmy po 100mg, aby umilić sobie wieczór przed wyjazdem. W oddali widzimy człowieka w oknie, dziwi nas to że stoi nieruchomo i wydaje się patrzeć prosto na nas, jednak po kilku chwilach dostrzegamy, że to tylko iluzja, a przez okno wygląda rower stacjonarny. Wchodzimy do losowego pubu i zamawiamy po piwie i nie ociągamy się za bardzo z jego wypiciem. W wystroju tego miejsca przeważają drewniane elementy, które odbijając ciepłe światło żarówek tworzą bardzo przyjazną atmosferę. Czujemy wciąż uniesienie i bardzo przyjemnie nam się rozmawia, jednak nie jest to już to samo uczucie, które rozpierało nas gdy przechadzaliśmy się obok kościoła, szkoda. Klimatu dodaje obecność luster nad kanapami, w których oglądamy nasze oczy. Zawsze gdy zażywaliśmy eMkę w domu jedną z pierwszych czynności, które robiliśmy gdy narkotyk zaczynał działać był bieg do łazienki, by obejrzeć w lustrze nasze czarne oczka i piękne twarze. Szczególnie dobrze pamiętam chwilę podczas naszego pierwszego wspólnego razu z MDMA, który nawiasem mówiąc miał miejsce zaledwie półtora miesiąca wcześniej, gdy wpadliśmy do łazienki w samej bieliźnie i kilka minut zachwycaliśmy się widokiem naszych ciał żartując sobie, że wyglądamy teraz seksownie niczym gwiazdy porno.
Afterglow
Po kilku chwilach spędzonych w zakopiańskim pubie podejmujemy decyzję o powrocie do miejsca noclegu. Zaczynamy 50 minutowy spacer i chwilę później dochodzimy do wniosku, że mało nam odurzenia, więc wypadałoby kupić jeszcze jakiś alkohol. Dziwne by było, jakby ten wieczór się tak nie skończył, alkohol często towarzyszył nam podczas spotkań. Nie po drodze było nam zaglądać na stację, którą znaliśmy, a jednocześnie nie mogąc znaleźć żadnego sklepu, który byłby otwarty o tej porze (po 12 w nocy) zagaiłem grupkę mężczyzn stojących pod chwilę wcześniej zamkniętym monopolowym. Stało tam kilku pijaczków i dwóch młodych chłopaków, którzy raczej nie byli nawet pełnoletni. Jeden z nich wystrzelił do nas jak z procy i zaproponował, że zaprowadzi nas na pobliską stację, za nim poszedł drugi, trochę bardziej nietrzeźwy, lub bardziej przerysowany od dragów. 15 minut drogi – mówili. Szliśmy około 40 minut, sympatyczni tubylcy pytali czy nie chcielibyśmy załatwić sobie jarania, fety, albo mefedronu, jednak podziękowaliśmy. Bardziej rozgadany chłopaczek opowiedział nam nawet kilka faktów historycznych pokazując budynek w którym mieściły się Palace, byliśmy świadkami przegrania zakładu, gdzie wygraną była możliwość przyjebania naprawdę srogiego plaskacza przez pana historyka temu bardziej zabawnemu chłopakowi. Wreszcie usłyszeliśmy od tego drugiego historię utraty jedynki, gdy jego dziewczyna uderzyła go butelką piwa, która była jego, ale ona czuła silniejszą potrzebę opróżnienia jej niż on... Wspominam ich bardzo pozytywnie i pewnie, gdybym był tam wtedy sam skończylibyśmy pić nad ranem. Dotarliśmy w końcu do stacji paliw, na którą na początku nie chciało nam się iść, kupiłem chłopakom 4-pak w zamian za fatygę, spaliliśmy fajkę i rozeszliśmy się do domów.
Ten wieczór wspominam jako jedną z najciekawszych podróży, nie tylko z tych emkowych, ale ogólnie. Miejsce, czas i towarzystwo ukazało mi całą głębię MDMA, czas który płynął nam wtedy niesamowicie szybko był naprawdę magiczny. Uwielbiam brać ten narkotyk we właśnie takich okolicznościach. Nie byłem od tego czasu w Zakopanym, ale gdy tylko zajrzę na Krupówki swoje pierwsze kroki skieruję na murek przy kościółku w dole deptaka, by przypomnieć sobie te cudowne chwile. Największe wrażenie zrobiła na mnie możliwość powrotu do dawno utraconych w normalnym stanie świadomości wspomnień. Nie był to pierwszy i ostatni raz, gdy teraz odświeżam sobie te obrazy wyraźnie zauważam, że niesamowitej magii dodaje im fakt, że nie znałem wtedy jeszcze zbyt dobrze działania MDMA. To prowadzi do trochę smutnej konkluzji, że emka traci tę magię wraz z kolejnymi tripami. Ważnym elementem z wykorzystania potencjału tego narkotyku jest robienie dłuższych przerw. Pierwszą myślą u wielu jest zapewne regeneracja serotoniny, ale też biorąc rzadziej sprawiamy, że sam fakt wchodzenia w ten cudowny stan staje się bardziej wyjątkowym, podnosząc znacznie jakość Set&Setting. Mówię to jako osoba, która w ostatnim czasie ma spory problem z utrzymaniem nawet 3 tygodniowych przerw, co dotyka mnie wystarczająco, by wspomnień o tym, uważam że przykrym fakcie tutaj na forum. Pozdrawiam wszystkich tych, którzy dopiero zaczynają, jak i tych, którzy dobrze wiedzą o czym mowa w ostatnim akapicie. Niech magia emki będzie z wami :-)
- 4891 odsłon