czarodziejska podróż
detale
raporty prodigev
czarodziejska podróż
podobne
Całą tą historie powinno zacząć się „za siedmioma górami, za siedmioma dolinami…” i opowiadać dzieciaczkom przed snem. Bajka to jednak nie jest, a i początek aż tak bajkowy nie był.
Wróciłam z chłopakiem (T) z uczelni. Byliśmy zmęczeni, zbliżało się wiele kolokwiów, a 2 ostatnie noce prawie nie spaliśmy – nauka plus do tego jakieś prochy. Nie bardzo mieliśmy siłę na cokolwiek, a wieczorem mieli przyjść do nas znajomi pograć na naszym nowym komputerze.
Położyłam się w łóżku i nagle przyszła mi do głowy dziwna myśl, żeby wziąć 6apb. Dziwna – bo tego dnia absolutnie nie miałam w planach nic brać. Pomyślałam, że chodziło o to, że po 6apb poprawi nastrój i „ogarnie” trochę moje emocje.
6apb brałam wiele razy, za każdym razem efekty były dość podobne – olbrzymia empatia, euforia, lekkie przemyślenia związane z emocjonalną stroną życia. Zawsze zbliżałam się do osób naprawdę bliskich, potrafiliśmy wyjaśnić sobie wiele ważnych spraw. Traktowałam tą substancje jako bardzo przyjemny euforiant i empatogen, po którym następnego dnia pozostawały same pozytywne efekty.
Mój T nie był zachwycony pomysłem, ostatnio miałam problemy z żołądkiem, a zazwyczaj „na wejściu” mocno chce mi się wymiotować. W końcu go jednak przekonałam i wypiliśmy obydwoje napój z ok 125mg 6apb zmieszanego z 5apb w każdej szklance. Przez ostatnie dni braliśmy codziennie też po kilka pigułek 5-htp co mogło zwiększać efekty 6 i 5abp.
Ładowanie odczułam wręcz już w momencie picia. Zaskoczyło mnie to bardzo, bo efekty zazwyczaj odczuwalne są po 0,5-1,5h. Czułam się bardzo dziwnie, miałam wrażenie, że coś się we mnie w środku przestawia. O dziwo w ogóle nie było mi niedobrze.
Położyłam się na łóżku, obok mój chłopak, który całą mieszankę poczuł bardzo delikatnie. Nie odczuwałam żadnej euforii, tak charakterystycznej dla 6apb. Nie bardzo wiedziałam „o co chodzi”…
Zamknęłam oczy i wtedy się zaczęło…
Widziałam siebie w białej, bardzo prostej sukience. Czułam się taka zupełnie czysta i niewinna, jak dziecko, ale zarazem rozumiejąca doświadczenia „dorosłego życia”. Nadal nie odczuwałam żadnej euforii, za to przyszło do mnie uczucie dużo piękniejsze. SPOKÓJ. Prawdziwy czysty spokój. Tak totalnie idealny i piękny.
Nagle zobaczyłam ptaki przypominające gołębice. Były one białe, chociaż była to biel trudna do porównania z jakąkolwiek inną. Jestem absolutnie przekonana, że żaden proszek od „bielszego odcieniu bieli” nie miał z tym kolorem nigdy nic wspólnego.
Ptaki zaczęły tańczyć i latać wokół mnie. Widać było, że są przyjazne i że przyleciały specjalnie dla mnie. Nie wiem jak to opisać, ale one WYGŁĄDAŁY na sympatyczne i dowcipne. Jeden wręcz „uśmiechał się” do mnie porozumiewawczo. Wszystko, co się działo wydawało mi się absolutnie naturalne i normalne. Jakbym czekała na te ptaszki od dawna i była przekonana, że ich wizyta nadejdzie.
Ptaki zabrały mnie ze sobą. Lecieliśmy. Ach, jak pięknie było lecieć. Czułam zarazem jakby to było coś zupełnie naturalnego i jakbym robiła to już setki razy i to w zupełnie „trzeźwych” sytuacjach. Nagle zdarzyło się coś dziwnego. Zobaczyłam
KOLOR.
Był to kolor jakiego nigdy w życiu nie widziłam. Nie byłam w stanie porównać go do jakiegokolwiek znanego mi wcześniej kolorów, nawet najbardziej subtelnej i pomieszanej barwy. Zarazem ten kolor wydawał się był zupełnie naturalny jak najbardziej podstawowa barwa we wszechświecie.
Wtedy ptaki stworzyły wstążki o tej barwie i zaczęły mnie nimi otoczać. Cały czas lecieliśmy a wokół mnie kręciły się, obracały, obwijały mnie wstążki w tym niezwykłym kolorze. Czułam jakby wszystko skupiało się co do tego koloru, a nim była jakaś potężna nieznana mi siła, moc.
W końcu wylądowaliśmy. Naszym lotniskiem był olbrzymi, miekki kwiat. Siedziałam na środku, czułam dotyk aksamitnych, mięciutkich płatków. Kwiat nie był zupełnie rozwinięty, byliśmy wewnątrz wielkiego pączka. Było tam pięknie, świeciło ciepłe światło przedzierające się przez płatki kwiatka. Jego płatki były w odcieniu jakiejś niezwykle ciepłej czerwieni.
Do płatka dostały się 2 motyle. Były niezwykle kolorowe, ich wzory były mocno psychodeliczne. Motyle zaczęły tańczy w locie, podrywały się, kokietowały, były bardzo radosne. Biło od nich wiele ciepła i miłości. Wyglądały jak przykład takiej prawdziwej kochającej pary. Motyle skończyły swój taniec, ukłoniły się przede mną przepięknie, uśmiechnęły się odleciały.
Wtedy pojawił się grajek. Nie wiem kim był ani jak wyglądał. Miał ze sobą jakiś maleńki flecik. Kiedy zaczął grać cały świat stał się jego
MUZYKĄ.
Muzyka była taka jakiej nie słyszałam nigdy. Po raz kolejny było to coś, czego nie umiałabym porównać do jakiegokolwiek znanego mi dźwięku znanego mi zarówno z bycia trzeźwym co i stanów po substancjach psychoaktywnych. Grajek grał spokojnie, a płatki kwiatów poruszały się w rytm muzyki. W pewnym momencie miałam wrażenie, ze muzyka coraz bardziej gra we mnie – od środka, aż sama stałam się po prostu muzyką. Płynęłam tak sobie jako dźwięk. Grajek jednak bardzo powoli uciszał się, aż w końcu muzyka zgasła. Siedziałam nadal wtulona w płatki kwiatka. Ptaki zakręciły się wokół mnie i porwały w dalszą podróż.
Wylądowaliśmy na małej wyspie. Przypominała trochę bezludne wyspy z bajek. Dużo piasku i jakaś rajska roślinność na środku. Usiadłam w miękkim piasku. Przed sobą widziałam fale morza. Fale burzyły się i tańczyły ze sobą. Wyglądały jak para zbuntowanych kochanków tańcząca ostre tango. Czuć było jednak coś co sprawiało, że miało się pewność iż fale się „kochają”.
Oparłam dłonie na piasku wyspy. Wtedy poczułam
DOTYK.
Dotyk nieporównywalny z żadnym innym. Piasek otulał moje dłonie w niezwykły sposób. Lekko pieścił i koił skórę, był niezwykle miękki, ale zarazem „zdecydowany”. Żadne porównanie do drogich materiałów, pluszów, królewskich dywanów czy czegokolwiek czego dotyk zachwyca, nie opisze tego czym był dla mej skóry ten piasek. On dopasowywał się do niej, tworzył z nią jedność. Pragnęłam już zawsze mieć przy sobie garść tego piasku by móc go dotknąć w dowolnej chwili.
Położyłam się i wtuliłam się całą sobą w podłoże. Czułam się jednością z tym dziwnym, ale pięknym światem. Zaczęłam robić jak dziecko na śniegu „Aniołka”. Wtedy pojawiła się we mnie taka zwykła dziecięca radość.
Znów zjawiły się ptaki. Zatańczyły przede mną krótki taniec i zabrały. Kiedy się obejrzałam zobaczyłam, że na pisaku faktycznie została odciśnięta postać Aniołka, był on jednak wyrysowany bardzo dokładnie i uśmiechał się do mnie filuternie.
Ptaki położyły mnie na czymś miękkim. Widziałam już tylko je. Zatańczyły raz jeszcze krótko, ukłoniły się pięknie i zniknęły. Otworzyłam oczy. Leżałam w łóżku obok mojego chłopaka…
Cały czas leżałam wtulona w niego i szeptem relacjonowałam swoją „podróż”.
Nadal kiedy zamknę oczy jestem w stanie zobaczyć ten niezwykły kolor, usłyszeć przepiękną muzykę a nawet dotknąć tego piasku. Szkoda tylko, że nie jestem w stanie tego w żaden sposób nikomu w pełni pokazać.
- 9805 odsłon