lsd - zatrzymane kontinuum
detale
lsd - zatrzymane kontinuum
podobne
Wraz z nastaniem świtu postanowiliśmy zarzucić wspólnie trzy kartony, którymi dysponowaliśmy. Wraz z moim stałym towarzyszem pizdy, położyliśmy sobie na językach trochę mniej niż po półtorej kwadracika. Nasza koleżanka brała kwas po raz pierwszy z tego względu daliśmy jej niecałą połówkę. Z braku innych alternatyw zaczęliśmy się rozciągać przed sporym wysiłkiem zarówno fizycznym jak i umysłowym. Pół godzinna rozgrzewka obudziła w nas elastyczność godną profesjonalnych akrobatów. Zegar tykał, a pierwsze efekty delikatnie dawały o sobie znać. Kolory nabrały większego kontrastu malując przestrzeń swoją różnorodnością, a zarazem oświadczyły nam, iż przygoda właśnie się rozpoczęła. Wyostrzony obraz i lekka dewiacja postrzegania odległości również nabierały typowego dla LSD charakteru.
Nie minęło dużo czasu zanim zrozumiałem, że ilość substancji, którą przyjąłem dawała silniejsze efekty niż bym się spodziewał. Wiedząc, że niczym tego nie zmienie postanowiłem to zaakceptować i nie przejmować się faktem, że szczyt może okazać się trudny do opanowania. Po analizie reakcji na moc doświadczenia swoich wspólników podróży odczuwałem od nich względny spokój umysłu i podekscytowanie. Choć dla naszej koleżanki sytuacja była bynajmniej codzienna. Pierwszy kwas zawsze wiąże się ze sporą dawką wewnętrznego chaosu dlatego staraliśmy się ją uspokajać.
Uznaliśmy, że czas ruszyć się z naszego lokum i zwiedzić świat, zważywszy na wyjątkowo malowniczą pogodę jak na środek zimy. Uznawszy, iż jedziemy porozciągać się na górkę piętrzącą się nieopodal sztucznego jeziora, wsiedliśmy do samochodu , za kółkiem znajdowała się moja dziewczyna, która z godnym podziwu wytrzymaniem lubuje się w postaci habilitowanego doktora rzeczywistości.
Sama podróż była przepełnionym zachwytem doświadczeniem. Samochód przeobraził się w kapsułę załamującą czasoprzestrzeń. Panorama miasta, której uświadczyliśmy była iście pięknym obrazem. Nasz ruch wydawał się idealnie płynny, widoki zapierały dech w piersi. Poczułem niesamowitą jedność ze światem i postanowiłem uczcić to zapalając marlboro. Z głośników wydobywały się dźwięki muzyki elektronicznej, świetnie komponowały się do klimatu międzygalaktycznych podróżników.
Dotarłszy na miejsce naszym oczom ukazało się zamarznięte jezioro, masy lodu rozbijające się o brzeg oraz ogrom przestrzeni wyglądały majestatycznie. Nie mając motywacji, aby wchodzić na szczyt górki, poszliśmy porozciągać się na molo.
Nasyciwszy się okolicą, wróciłem z moją dziewczyną do samochodu. Siedząc w nim założyłem nogę na nogę i skupiłem swoją uwagę na jednej z nich. Pomyślałem, że dobrze jest mieć własną nogę i poczułem, że jestem jej wdzięczny za poświęcenie, które wkłada w to, abym mógł się przemieszczać. Uznałem, że pozostała dwójka może interesować się naszą pozycja, wiec skontaktowaliśmy się i ustaliliśmy, że czas wracać do naszego mieszkania.
Drogę powrotną spędziłem kontemplując piękno, którego doświadczam. Zatrzymaliśmy się tylko na stacji benzynowej w celu zakupienia papierosów. Wnętrze stacji zdawało się tworzyć aurę przyjaznego miejsca, przesyconego neonami i zamieszkanego przez sprzedawcę o aparycji goblina.
Osiedle, na którym znajdował się nasz apartament, zabudową tworzyło bardzo nielogiczne i trudne do odnalezienia się miejsce. Chwilę zajęło nam zanim udało się dotrzeć do celu. Doszliśmy do wniosku, że mamy ochotę jeszcze trochę pospacerować, dlatego ruszyliśmy zwiedzać lokalne atrakcje. Po drugiej stronie ulicy zauważyliśmy kilka psiaków pakowanych na tył minivana. Wyglądały przeuroczo, a z ust mojego kompana wypłynęły niespodziewanie mądre jak na dane okoliczności słowa
- Jeśli słodkie pieski nie dają Ci sensu życia, to co Ci da?.
Uznałem, że niewątpliwe płynie za tym coś głębszego i prawdziwego.
Spacerując dalej w jednej chwili poczułem potężny przeszywający ból na wskroś mojego mózgu. Myślałem, że ktoś przecina mnie piłą mechaniczną. Spanikowałem i szybko zacząłem się cofać. Źródłem bólu były dźwięki o bardzo wysokiej częstotliwości, odstraszające kuny. Reszta spojrzała na mnie i krzyknęła, że to tylko dźwięk i trzeba go wyminąć. Widocznie tylko mi zaserwował tak ekstremalne przeżycie. Otrząsnąłem się i szybko tak zrobiliśmy chociaż do teraz na samą myśl o bólu, który wygenerował ten piszczący dźwięk przechodzą mnie ciarki. Zamknięcie kogoś w klatce, zaaplikowanie mu wysokiej dawki kwasu i puszczanie tego rodzaju dźwięków mogły by posłużyć do niszczenia psychiki wrogów Wehrmachtu.
Po powrocie do mieszkania usiedliśmy na łóżku i włączyliśmy muzykę, która generowała w nas fascynacje zależną od nastroju piosenki. Trip nabierał na intensywności, zauważyliśmy że otaczający nas świat zaczął działać na pokręconej zasadzie, która dotykała nas wszystkich na tej samej płaszczyźnie. Przestrzeń pokoju, w którym spędzaliśmy wspólnie czas tworzył magiczną bańkę. Emocje i koncepty, które w nią wpadały musiały zostać przez nas rozpracowane, a harmonia uregulowana, aby móc spokojnie przejść do kolejnej impresji w kontinuum tej czasoprzestrzeni. Nikt nie informował się werbalnie czym była wpadająca emocja, każdy ją rozumiał i doświadczał w ten sam sposób. Rozpracowywanie opierało się na regulowaniu stabilności bańki pokrytej miriadami półprzeźroczystych fal energii, które z każdym zaburzającym jej strukturę bodźcem trzeba było prostować poprzez przeżycie jej zarówno mentalnie jak i fizycznie. Ruchy ciała nabrały cech idealnych struktur, nasze kończyny poruszały się zgodnie ze schematyczną, wręcz zegarmistrzowską precyzją. Całość tego doświadczenia generowało atmosferę nadświadomości i zlepienia się w jedno wspólne ciało o trzech postaciach. Motywy przeplatały się, jedne były zabawne, inne pojebane, jeszcze inne tajemnicze.
Mój powiernik wielu psychodelicznych doświadczeń, patrząc na plakat z licem Wojciecha Bogusławskiego, który śledzi nas swoim transcendentnym wzrokiem (nie pierwszy raz podczas brania substancji psychoaktywnych), wykreował w nim, a zarazem w naszej bańce bardzo misterialną emocję. Coś o niepojętej mocy niczym potężny Goliat pojawiający się dopiero na horyzoncie zaczęło zaburzać łagodność i porządek fal energii. Czułem jak ziemia drży pod nogami. Szybko podskoczyłem do niego, złapałem za bark i kazałem by przestał bo wiem, że nie chce tam iść i dla nikogo nie skończy się to dobrze. Niczym wyrwany z transu spojrzał na mnie i nic nie mówiąc skupiliśmy się na czymś innym. Niedługo po tym wydarzeniu mój przyjaciel patrząc w lustro zauważył, ze ktoś lub coś do niego mrugnęło. Sprawa z jednej strony wydała mi się fascynująca, lecz obudziła we mnie wcześniej nienaruszane z racji na swoje niepewne podłoże emocje.
Następne wydarzenia coraz bardziej przybliżały mnie do świadomości, w której bardzo trudno się odnaleźć podczas brania sporej ilości LSD. Starałem się bronić jednak pewne rzeczy były nieuniknione.
Usłyszałem tylko jedno zdanie, nie wiem czy rzeczywiście ktoś je wypowiedział czy było już tylko kreacją mojego umysłu
- Urodziłeś się w tym świecie.
Od tej chwili byłem przekonany, że wszystko co się dzieje jest tylko projekcją mojego nadświadomego umysłu. A całe moje życie dążyło do tego momentu, gdzie sobie to uświadomiłem. Teraz nie było już powrotu do przeszłości, nie było mojej rodziny, moich przyjaciół, poczułem się samotny. Byłem przekonany, że wszystkie wcześniejsze lata mojego życia były urojeniem. Spojrzałem na moich towarzyszy, mój przyjaciel miał spuszczony wzrok, zastygnięty w bezruchu, przypominał wyłączonego robota o ludzkim obliczu, a koleżanka uśmiechała się do mnie. Mimika tego uśmiechu nie zwiastowała dla mnie jednak nic dobrego. Wskazała na mnie palcem i powiedziała:
- Tak to wszystko Ty.
Nie wiedziałem co to znaczy, ale poczułem ogromną dezorientacje. Zamarliśmy w tej chwili niezwykle długo, ja patrzący na nią i jej nieubłaganie wskazującą moją postać palec. Coś jednak się przełamało i zaczęła się śmiać. Przeraziłem się, zauważyła to i zapytała:
-co się stało?
Poczułem, że słowa te nie są generowane przez moją wolę, delikatnie oswobodziłem się chcąc przejść do kolejnej emocji w kontinuum dlatego skategoryzowałem sytuację mówiąc:
-nie jestem pewien, ale było to bardzo pojebane.
Ktoś zaproponował wycieczkę do lasu znajdującego się nieopodal naszego lokum. Ubraliśmy się i wyszliśmy na zewnątrz. W drodze patrzyłem na swoich towarzyszy i próbowałem dociec czy to zdarzenie i wrażenia, których doświadczałem nie były tylko moim urojeniem.
Z perspektywy czasu wiem, że to właśnie wtedy popełniłem najgorszy z możliwych błędów. Nie przestałem o tym myśleć, a emocja musi zostać uregulowana i zniknąć.
Każda wymiana zdań jednak była odgórnie sterowana przez moją wolę, patrzyłem na nich i nie potrafiłem już widzieć w nich żywych istot - byli dla mnie projekcjami mojej świadomości. Znałem każde słowo, które wypowiadali zanim je usłyszałem i sądziłem, że to ja narzucam im to co mają robić i mówić. Czasami zdawali się odzyskiwać swoje człowieczeństwo i mówić coś sprzecznego z moją wolą. Słowa, które padały z ich ust nie uspokajały mnie, a dawały tylko kolejne powody do niepokoju. Dawali mi znaki, które interpretowałem jako przywiązanie mnie do tego świata bezpowrotnie. Czułem, że z tej świadomości nie ma już powrotu, a oni kiedy nie mówiąc rzeczy, które wkładam im do ust byli postaciami przekonującymi mnie o śmierci Mnie z przeszłości i nowej jakości w jakiej się znalazłem. W tamtej chwili byłem pewien, że powrót już nie istnieje, i choć mój przyjaciel widział, że coś jest nie tak, a moja świadomość zaczyna mieć ze sobą poważne problemy, mówił mi żebym przestał tak bardzo się na tym skupia. Nie byłem w stanie. Czułem jakby to była uniwersalna prawda i żaden argument nie mógł mnie przekonać, że jest inaczej. Teraz myślałem już tylko o tym, że pozostałem tu sam i do końca świata będę musiał generować swoja rzeczywistość. Tylko ja i moje myśli, które podróżowały niezwykłe pokrętną i z punktu widzenia czasu niemożliwą do zrozumienia lub odtworzenia ścieżką. Bańka emocji została całkowicie zdominowana przez moje szaleństwo.
Uznałem, że wracamy.
Wchodząc do mieszkania zrozumiałem, że muszę obudzić moją dziewczynę. Chciałem być z nią sam więc wolą nakazałem pozostałej dwójce mnie zostawić. Wszyli z tego pokoju, a żadne słowa nie były potrzebne. I choć byłem przekonany, że ona też jest tylko robotem sterowanym przez moją świadomość, obudziłem ją w nadziei, że coś się zmieni. Wiedziałem, że muszę się uspokoić za wszelką cenę, nie chciałem wpaść w panikę, która rosła w siłę z każdą chwilą. Wyuczony ciężką pracą z kwasem podświadomie wiedziałem, że muszę z tym jakoś walczyć.
Zaczęliśmy rozmawiać, opowiedziałem jej, że dzieje się coś czego nie jestem w stanie pojąć, przeraża mnie i czuje się osaczony. Każde wypowiedziane przez nią zdanie było na zmianę wygenerowane przez moją potrzebę bycia uspokojonym i poczuciem, że to jest moja ostatnia rozmowa, w której przepowiednia o mojej nadświadomości się spełni i zostanie mi wytłumaczona, a ja zniknę. Patrzyłem na nią była dla mnie boginią, która tłumaczy mi jak będę musiał teraz żyć w świecie nadświadomości. Mówiła bym pamiętał, że to nie boli i tak po prostu od teraz już będzie. Zaakceptowałem, że musi tak być. Pogodzony ze swoim losem zamknąłem oczy. Byłem gotowy odejść. Uczucie spełnienia i jedności ze wszystkim co mnie dotyczyło – nieopisywalne. W tamtej chwili, niczym grom z nieba wypowiedziała do mnie słowa, które otrząsnęły mnie z tej fanaberii.
- Wziąłeś dużą dawkę substancji, która tak działa.
Choć uczucie sterowania rzeczywistością nie minęło od razu, zacząłem przełamywać się i myśleć o niej jak o prawdziwej istocie. Spojrzałem na zegarek była 12:40. Peak dobiegł końca. Racjonalność zwyciężyła.
Poszedłem sprawdzić co u pozostałej dwójki. W kuchni natknąłem się na mojego przyjaciela. Był zastygnięty, przypominał katatonika. Zapytałem co u niego? Chwilę zajęło zanim udało nam się nawiązać normalny kontakt, czułem się jakbym rozerwał bańkę, która nas związała przez co reszta miała poważny problem w uspokojeniu swojej przestrzeni. Po części na pewno było to prawda jednak z pragmatycznego punktu widzenia jego świadomość nie wciągnęła się w szaleństwo.
Opowiedział mi o pięknie jakiego uświadczył, i które wzruszyło go do łez. Najciekawszą była wizja doniczkowych kaktusów, które rozpostarły się w tętniącą życiem istotę, a małe postacie obcych stworków tańczące na jej łodygach pozdrawiały go.
W międzyczasie nasza koleżanka również przeżywała jak to określiła „złą fazkę”. Goniły ją psy czy coś w tym stylu, podejrzewam że mogłem się akurat do tej zmiany percepcji przyczynić z racji na fakt, że był to jej pierwszy raz z tą substancja i brak doświadczenia generuje dezorientacje w dziwnych sytuacjach sprowadzając trip na ten niekoniecznie pozytywny stan emocjonalny.
Tym samym można by podsumować całą istotę tej substancji, słowami mojego znajomego:
-Wkurwialiście mnie ze swoją złą fazką, ja w głowie miałem dobrą i wszystko było w porządku.
- 8172 odsłony