nawrócenie
detale
raporty islamista
nawrócenie
podobne
Uprzedzam, to wszystko będzie brzmiało niedorzecznie, nierealnie, jak ćpuńskie gadanie, jak science fiction, ale przysięgam, że opowiadam z największymi szczegółami i nie zmyśliłem tego.
Byłem strasznie zmęczony z samego rana, zakwasy po burzliwej nocy, kac i do tego spaliłem sobie nieco zioła, żeby nie żyć samym kacem. Normalny poranek po imprezie. W pewnym momencie poczułem, że coś się dzieje nie tak. Zacząłem czuć niepokój i autentyczny lęk bez żadnego powodu.
Czasem zdarza się bad trip po zielsku, więc nie przejąłem się jakoś zbytnio. Jednak im dalej w las, tym bardziej przestałem ogarniać, co się dzieje z moją głową. Nagle przeleciała przez nią w jednym momencie dosłownie każda myśl, jaka tylko mogła, miliony sprzeczności, zacząłem się naprawdę bać, bo nie mogłem normalnie funkcjonować, zachowywałem się nieracjonalnie. Stwierdziłem, że muszę się ogarnąć, więc trzeba podjąć jakąś prostą czynność. Byłem po kąpieli, to wysuszę sobie włosy, pomyślałem. Jednak podłączając suszarkę do kontaktu ręka odmówiła mi posłuszeństwa i przez głowę przeszła myśl, że to nie jest dobry pomysł, że coś się stanie.
Stałem tak jak pajac przez dobre 3 minuty, aż odłożyłem suszarkę, przetarłem te kłaki trzy razy ręcznikiem i uznałem, że się położę. No i tu zaczyna się istny horror. Leżąc na boku, patrzę w błękitną ścianę. Przykrywam się kocem i staram się uspokoić myśli. Serce zaczyna mi walić.
Ale nie tak, jak to, kiedy ktoś cię wystraszy, tylko jakby zmieniło się w AK-47. Zacząłem łapać coraz wieksze oddechy i coraz bardziej się trząść. Otworzyłem oczy i ściana zaczęła się "oddalać" ode mnie, po prostu widziałem swój pokój jako niekonczącą się błękitną przestrzeń, w której środku lewitowałem na łóżku. Od razu zaznaczam że NIE spałem, to nie był sen, to były jakiegoś rodzaju halucynacje. Obracając się na drugi bok, zauważyłem, że choć moje ciało się rusza, nie czuję żadnego dotyku i rusza się samo, ja nie chciałem się poruszyć. Zostałem na plecach i pytałem głośno, co się ze mną dzieję, nigdy czegoś takiego nie czułem.
Nagle w jednym momencie zapomniałem kim jestem, poczułem że jestem w obcym ciele, w obcym domu, jakbym się zreinkarnował i nie miałem o sobie pojęcia. Nie kontrolowałem mojego ciała, czułem tylko, że się porusza wbrew mojej woli, bardzo ociężale. To brzmi wszystko idiotycznie, ale najgorsze stało się po chwili. Serce ustało. Wszystko ustało, nie słyszałem już żadnego dźwięku, świat stanął w miejscu, stał się statyczny, a ja zacząłem płakać.
Nie kontrolowałem też tego, co mówię, czułem się jak obserwator własnych, zaprogramowanych na mnie ostatnich słów. Nie byłem nigdy wierzący, zawsze miałem się za agnostyka, jednak pierwsze, co wtedy powiedziałem w tym obcym, pustym, samotnym i beznadziejnym wymiarze po uświadomieniu sobie, co się stało, było "O Boże. Boże, ja umarłem." "To się stało", "Boże, dlaczego teraz?", "Tu jest strasznie, błagam, pozwól mi wrócić". Byłem po prostu pewien, że to śmierć, czułem nieopisany strach, nigdy w życiu nie wykrzywiłem tak twarzy w grymasie nieposkromionego przerażenia, zacząłem krzyczeć i błagać, żeby to nie była prawda.
Podkreślam, że nie miałem kontroli nad swoimi słowami. Zacząłem krzyczeć, że wszystko zrozumiałem, że przepraszam Boga za wszystko, że nie byłem przygotowany na coś takiego, że nie sądziłem, że śmierć jest tak okropna. Podszedł do mnie mój pies i po prostu na mnie patrzył. Chcialem go dotknąć, wyciągnąłem rękę, ale nic nie czułem, jakbym wchłaniał się w jego ciało. Zacząłem mówić też do niego. "Zostaniesz ze mną?", potem pytanie "Kim jesteś?", "Dlaczego to się dzieje?", po czym wyszedł, a ja dalej błagałem o wybaczenie Boga, w którego jeszcze 10 minut temu nie wierzyłem i o szansę, żebym mógł wrócić i załatwić sprawy.
Nie wiem, czy to Bóg, czy jestem chory psychicznie, ale po pewnym czasie zacząłem odzyskiwać czucie w ciele, poprostu czułem jakby tysiąc igieł się we mnie wbijało, a potem zacząłem coś od siebie odpędzać i machać nogami jak potłuczony, nie wiem, uznałem że tak właśnie wydostanę się śmierci.
Zacząłem znów słyszeć odgłosy z zewnątrz i poczułem resztę swojego ciała. Usiadłem na łóżku i rozpłakałem się ze szczęścia, że żyję, powtarzając sobie, że byłem martwy i że Bóg dał mi szansę. Dziś chyba się nawróciłem. Jedno jest pewne, docieniłem życie. Nigdy nie odczułem takiego przerażenia i bezsilności. Ale i takiego sensu w tym wszystkim. Ja naprawdę byłem martwy.
- 10757 odsłon
Odpowiedzi
Ostro ;)
Mi po zielsku na dobrym ujaraniu siada podobna psychodela, może w mniejszym natężeniu. Ale z 4 razy (tylko po MJ) już było tak, że nie byłem pewien, czy żyję. Wręcz zaczynałem obstawiać, że nie, no i właśnie się rozpływam po tym "drugim świecie". I powiem Ci, że to bardzo budujące doświadczenia :p Boga widzę w sobie, nie na zewnątrz. I nauczyłem się cierpliwie przechodzić przez różne dziwne rzeczy. No ale nie zawsze się da. Niby tylko marihuana, a może poczesać.
Raz się płakało ze szczęścia, innym razem z trwogi, ale tak na dobrą sprawę nie wiem skąd się takie mocniejsze jazdy się biorą. Odpowiedni czas i miejsce, plus psycha, plus milion innych niewiadomych- i mamy kosmos.
Dlatego nie lekceważę tej cudownej roślinki. Warto być gotowym "w razie wu" na ciężkie procesy. Ale co by się nie działo- minie. I na tym polega jej zielony urok ;) No chyba że ktos ma skłonności do schizofrenii, wtedy wskazana wstrzemięźliwość.
https://youtu.be/0_h4wFXMazk