nienaturalnie naturalna radość
detale
Setting: Na początku pobliski las, łąki i polany z trójką znajomych. Później mój pokój i 5tka znajomych.
DXM- kilkanaście razy średnio raz/miesiąc
MJ- od 5 lat w miarę regularnie, choć nie codziennie
AM2201- pierwszy test odbył się dnia poprzedniego
nienaturalnie naturalna radość
podobne
14:00 Jemy. Niezdarnie wsypuje zawartość narkotorby - połowa pod język, druga na wargę. Koniec końców udało się nic nie zmarnować. X zrobiła to dużo sprawniej.
14:05 Docieramy na naszą docelową łąkę. Siedzimy na słońcu i palimy szlugi.
14:15 X i Y są już zmęczeni słońcem, idą do cienia. Ja zostaje, bo dla mnie słońca nigdy za wiele. Czuję jak homet zaczyna wchodzić. Zaczynam czuć jasność umysłu i natłok myśli, przez który czasem trudno się było później wysłowić. Widzę jak w moim kierunku zbliża się kobieta i mężczyzna, nie wyglądają na parę, są ubrani dość oficjalnie. Widać, że nie przyszli tu na piknik. Zastanawiam się kto to może być? Tajniacy? CIA? FBI? IRS? CBś? Zbliżają się... i nagle widzę... tak, nie myle się - to mikrofon do wywiadów do radia. Widzę wyraźnie logo radia, dość spora stacja, myślę - challange accepted, teraz mogę odpowiedzieć na każde wasze przyziemne pytanie. Z pewnych względów nie napiszę tu o co chodziło dokładnie. Mogę powiedzieć jedynie tyle, że wypoczywający ludzie przeszkadzali sobie nawzajem ze względu na różne formy wypoczynku. Oraz o to, że motocykle niszczyły trawę w pewnym miejscu... Nosz kurwa ludzie chodzący po tej trawie też ją niszczyli. Siedząc na niej z grillem również. Ludzie mają zrezygnować z wielkiej frajdy na rzecz tego, żeby trawa mogła rosnąć?? WTF? To my jesteśmy dla planety czy ona dla nas? W okół tego terenu jest 5km2 trawy, łąk, lasów, a jakiś społeczniak robi afere z akurat tego kawałka trawy. Co za ciemny, samolubny człowiek musiał zrobić z tego sensacje?
14:20 Wywiad chyba się udał, chociaż nie powiedziałem tego co mogłem powiedzieć. Idę do cienia. X i Y pytają o wywiad.
Mam już ładne wyjaskrawione kolorki. Humor bardzo dopisuje. X jest już całkiem nieźle wkręcona. Mówi, że ma wrażenie, jakby jej mózg się tak "wsysnął" i był w kształcie klepsydry. Śmiejemy się z tego przez kolejne 5 minut. Y zaczyna mówić po marsjańsku. Leci nisko samolot - śmiejemy się, że to UFO, które przyleciało po nawoływaniach Y.
Zaczynam rozumieć działanie i zajebsitość tryptaminek i zachowanie ludzi po nich. W sumie nie spodziewałem się ogarniania rzeczywistości na tak wysokim poziomie. Spodziewałem się większej "zajeby" i kotła w głowie jak np. po MXE.
Przychodzi Z na którego czekaliśmy.
14:45 Leżę na trawie, a ona zdaje się mnie obrastać. Wygląda to jakby źdźbła miały pół metra, a nie jak w rzeczywistości 10cm.
Y i Z idą się przejść.
Ja zostaje z X. Trawa zaczyna ładnie falować. X pokazuje mi na kwiaty drzewa nad nami i marzy jakby to fajnie było, gdyby to były topy. Moją uwagę przykuwa natomiast gałąź, pokryta mchem, na którą padały promienie słońca pięknie rozświetlając zielony mech kontrastujący z prawie czarną gałęzią. Gra światłocieni nieprawdopodobna. Rozpływam się w tym widoku. X mówi mi, że ma CEV'y. Sprawdzam - coś się zaczyna pojawiać, ale bardzo słabo widoczne i zaraz znika. X rysuje fraktale w tripozeszycie. Ja obserwuję falujący dach budynku w oddali.
15:00 Siedzimy sobie podziwiając przyrodę, a tu nagle wszystkie kolory zniknęły! X zauważyła to równocześnie. Okazało się, że słońce schowało się za chmurami... Co ciekawe nie zauważyłem zmiany natężenia światła. Wyglądało to, jakby ktoś suwakiem w photoshopie w pół sekundy drastycznie zmniejszył nasycenie kolorów.
15:15 Stwierdzam, że mam wielką ochotę spacerować i chłonąć piękno świata. Za moją namową idziemy wszyscy. Przechodzimy przez miejsce, gdzie leżą rozbite butelki. Kawałki szkła mieniąc się w słońcu wyglądają niesamowicie. Idziemy dalej. Przechodzimy przez gęsty lasek. Z prowadzi nas w stronę starego fortu. Wydaje mi się, że jest on naszym bear grylsem - przewodnikiem bez którego nie wydostaniemy się z tej dżungli. Wychodzimy z dżungli na polanę. Y i Z idą przed nami, trzymając od nas odstęp. Ja z X idę z tyłu.
Przed nami błoto i koleiny wypełnione wodą. X pyta, czy czy ta woda zawsze tu jest. Ja odpowiadam, że gdy w lecie robi się 55 stopni w cieniu, wtedy woda paruje.
Rozkminiam niesamowite piękno przyrody skąpane w mocnym majowym słońcu.
Widzimy stłuczoną szybę wyrzuconą w lesie. Stwierdzam iż jest to szyba wybita w oknie lasu. X mówi, że to trochę jak wycięcie drzewa w lesie. Szyba wybita w oknie lasu tak mi się spodobała, że zapisałem to określenie w moim tripozeszycie. Wtedy to Y i Z nam zniknęli. Znałem bardzo dobrze te tereny z wycieczek rowerowych więc nie bałem się, że się zgubię.
Czułem ogromne euforyczne szczęście płynące z samego środka mojej duszy. Szczęście bardziej szczere, z większej głębi i mniej "wymuszone" niż po MJ. Do tego empatia, zrozumienie i kompletny brak zła. Chciałbym się tak czuć po śmierci. Jeżeli tak ma to wyglądać, to już się jej nie boję.
Rozmowy z X przerywał co jakiś czas atak śmiechu spowodowany jakąś komiczną rozkminką. Cały czas zmierzamy do miejsca, z którego roztacza się piękny widok. X nie chce się chodzić tak jak mnie, ale ja czuję, że muszę zobaczyć teraz to miejsce.
16:00 Doszliśmy do niego. Był stamtąd widok na spory kawałek miasta. Uświadomiłem sobie jaki mam w tym momencie wstręt do cywilizacji i jak bardzo nie chciałbym tam teraz wracać.
16:10 Dzwoni Z, mówimy gdzie jesteśmy. Byli niedaleko więc za chwile się pojawili. Znaleźli fort.
Dzwonię do jeszcze jednego kumpla - A. Pytam czy nas odwiedzi. Mówię, żeby przyjechał na miejsce, gdzie często palimy packi. Zastanawiamy się jednak czy wie dokładnie gdzie to jest i czy trafi. X stwierdza, że napewno trafi, bo ma w głowie jointo-nawigację. Ja rozkminiłem, że to taki odruch pawłowa, a on jest troche takim psem pawłowa. Po homecie miałem caly czas rozkminy na łączenie kilku wyrazów w jeden (zrozumiałem dzięki temu, dlaczego L.U.C ma takie a nie inne tytuły swoich płyt i utworów). Przez ten efekt powstało PAWŁO-VIGACJA - nawigacja dla psów. Stwierdziliśmy, że trzeba stworzyć taką firmę. X nawet narysowała logo. Oczywiście cały czas się z tego śmiejąc:D (zdjęcie poniżej).
16:40 Działanie hometa już słabnie, ale nadal są fajne efekty. Y i Z są zmęczeni, chcą wracać. Ja mam w sobie nadal niesamowite pokłady energii. Przekonuję Y i Z, żeby jeszcze ze mną połazili, bo inaczej będziemy musieli się rozstać ze względu na to iż nie mam ochoty wracać do betonowej dżungli. Dają się przekonać. Idziemy dalej. Przemierzamy nasłonecznione łąki, które wydają się być pustynią. Mijamy tereny wojskowe, widzimy człowieka przed bramą na twarzy którego maluje się złość i wkurwienei na cały świat. Ja i X nie możemy pojąć jak w takim pięknym świecie, można mieć tak negatywne emocje. Idziemy, idziemy, aż dochodzimy do miejsca, w którym zaczęliśmy tripa.
17:20 Idziemy leśną ścieżką przy której po bokach rosną drzewa, które teraz wydają się pochylać nad nami i tworzyć swego rodzaju zielony tunel. Kontrast zielonych liści i prawie czarnych konarów drzew jest przepiękny. Y i Z idą za nami nie odzywając się. Bardzo kontrastują ze mną i z X jak chodzi o stan ducha. Są jakby szarzy i wyblakli w porównaniu do naszej kolorowej wesołości. Rozkminiam, że to właśnie stąd wzięło się powiedzenie "na szarym końcu".
Wpadam na genialny pomysł pójścia do mnie i przypalenia AMki. Przypomniało mi się, że A miał do das przyjechać. Dzwonię do niego drugi raz. Mówię, żeby przyjechał do mnie. Już jedzie. Spotykamy się pod moją bramą.
17:40 Wbijamy do mnie. Jestem ja, X, Y, Z, a do tego dołączył A z W. Nie mam zrobionej maczanki, więc mieszam czystą AM2201 z tytoniem. Po wczorajszym dniu wiem już, że nasypałem sporo. Daję lufkę W z zastrzeżeniem, żeby ściągnęła jednego małego buszka, bo inaczej wypierdoli ją z butów. Chyba nie potraktowała moich słów zbyt poważnie, bo 10 minut później siedziała mocno pokarana na łóżku i nie odzywała się. A zapytał ją czy żyje. W stwierdziła, że tak, ale nie na płaszczyźnie interpersonalnej.
Po 2 buchach miałem fajne podkręcenie fazy hometowej. Jakby powrót do stanu sprzed półtorej godziny.
Jednakże AMka wprowadziła mnie w stan lekkiego niepokoju i pewnego rozdarcia. Coś mi się chciało, ale nie wiedziałem co.
Puściłem muzykę i to było właśnie to, ale też nie do końca. Y dobrze się porobił, ale on czego by nie wziął, czy spalił to nie ma chyba szans na bad tripa. X nie spaliła się za bardzo, jakoś zamilkła.
18:30 Mój pokój i ludzie w nim zaczynają mnie męczyć, a ja sam zaczynam łapać zamułę spowodowaną najprawdopodobniej tym, że byłem głodny i brakowało mi cukru.
19:00 Żegnam znajomych. Idę na obiad. Makaron daje mi siłę. Znów czuję ogromny przypływ energii, ale też pewne rozbicie. Stwierdzam, że pójdę na rower nacieszyć się resztką wspaniałej przyrody tego dnia. Jadąc przypominam sobie, że udzielałem dziś wywiadu i patrząc z obecnej perspektywy byłem dobrze porobiony. Zaczynam się śmiać do siebie. Zapierdalam na rowerze jak dziki - cisnę 30km/h na MTB bez większych oznak zmęczenia, natomiast czuję coraz większe "rozbicie" i zaczynam łapać lekkiego doła. Dobrze, że wziąłem ze zobą dzidę AeMy. Dzownię do kumpla, do któego miałem blisko z obecnej pozycji, nazwijmy go B.
20:00 B nigdy nie palił syntetyka. Podaję mu dzidę mówiąc dokładnie co to jest. Spalił 2-3 buszki tak jak i ja. Po 2 minutach jego ciekawość przeszła w zaskoczenie pt. "jakie to jest kurwa mocne". Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, opowiedziałem mu po częsci dzisiejszego tripa i moje rozkminy.
21:00 Pożegnałem B, bo zaczęło mi się robić zimno i wróciłem do domu. W domu zejście miało swój szczytowy poziom. Obejrzałem jakiś film i poszedłem spać.
Podsumowanie:
Trip był niesamowity, pełen pozytywnych uczuć, szczęścia, ciepła, zrozumienia, rozkmin, jasności umysłu, wszystkiego oprócz konkretnych wizuali i właśnie
dlatego czułem jednak pewien niedosyt. Ale i tak zrozumiałem na czym polega ten fenomen tryptamin.
Z pewnością powrótrzę przygodę z prorokiem, tym razem jednak z większą ilością.
P.S. Chodząc na tripie przeszliśmy ok 7km.
- 11366 odsłon
Odpowiedzi
pozdro
Piękny trip, zarówno w "klasycznym" jak i duchowym tego słowa znaczeniu :)