piękne wspomnienie, czyli grzyby, park i lato.
detale
raporty xdcmp
piękne wspomnienie, czyli grzyby, park i lato.
podobne
Ten tripraport jest opisem mojego pierwszego razu, z własnoręcznie wychodowanymi psilocybe cubensis mckennai. Cała hodowla zajęła jakieś 3 tygodnie, i przebiegła bez większych problemów, toteż gdy ostatni grzybek zrzucił zasnówkę, natychmiast wszystkie ususzyłem, i przygotowałem się do sprawdzenia. Na pierwszy test zaprosiłem dwie osoby, które będę nazywać K i M. Set&Setting: Bardzo pozytywny, zero niepokoju, spora ciekawość. Wszyscy mamy doświadczenie w tripowaniu, więc uznaliśmy że spory park w naszym mieście będzie odpowiednim miejscem, ze względu na to że nie panuje tam zbyt duży ruch, a zarazem są świetne warunki do podróżowania (ogrom różnorakiej roślinności, różne orientalne akcenty, dostępne leżaki, duża przestrzeń i pełno zacisznych zakamarków). W razie czego mieliśmy przygotowane klonazepamy na ewentualne zbicie fazy, gdyby było naprawdę źle. Spotkaliśmy się około godziny 11, o 11.35 spożyliśmy bo 1 dużym grzybie, każdy ususzony o wadze 2.3-2.6g. Ten moment będę określał dalej jako T. T+15m: natychmiast po spożyciu udaliśmy się do części miastaj w której znajduje się park, tak, by dotrzeć tam w momencie kiedy faza będzie się rozkręcała. Po 15 minutach poczułem pewne bardzo subtelne uczucie, któremu chyba najbliżej do jakiegoś poczucia „dziwności”, zmieszanego z ekscytacją. Pojawił się także lekki bodyload w postaci mdłości. T+45m: Byliśmy już blisko naszego celu, u każdego z nas pojawił się mimowolny banan na twarzy, i chęć śmiania się ze wszystkiego (z tego co czytałem typowe dla grzybów), u mnie troszkę mniej niż u K i M, ale też. K raportowała dziwne poczucie odległości. T+1h: Zaczęły pojawiać się pierwsze wizuale, strukturyzacja, lekkie falowanie, wzmożone kolorki i ostrość. Jednak u mnie w trochę mniejszym stopniu niż u M i K (przynajmniej z tego co mówili), co mimowilnie mnie trochę sfrustrowało, i mogło zakłócić tripa. Jednak uspokiłem się, ochłonąłem i czekałem na dalszy rozwój fazy. Położyliśmy się na trawie, ale po jakichś 5 minutach K zerwała się z okrzykiem „mrówki”, więc natychmiast wstaliśmy i zaczęliśmy się otrzepywać. Mógłby to być jakiś zalążek badtripa, ale opanowaliśmy to, jednak przez to wydażenie przez resztę tripu mieliśmy delikatne uczucie jakby coś nas smyrało bądź dotykało, ale mając świadomość że to tylko działanie psylocybiny, zbagatelizowaliśmy to, by nie psuło dalszej podróży. Po tym zdarzeniu K i M poszli w jedno miejsce, idealnego spota, wolnego od insektów, a ja oddaliłem się w inne i usiadłem na leżaku. T+1.5h: Efekty wizualne stały się bardzo bogate. W porównaniu do tego jak wygląda to miejsce normalnie, wszystko było inne. Liście czy kora oglądana z bliska się poruszała i fraktalizowała, kolory się zmieniały, głównie na odcienie fioletu i różu, woda wydawała się być „wypukłą” (gdy patrzyłem na środek jeziorka wyglądało na to, jakby środkowy punkt był nieco wyżej, i woda zjeżdżała do boków). Patrząc na ręcę wydawało mi się jakby żyły stawały się wypukłe i wychodziły na wierzch. Udałem się do K i M, i razem poszliśmy do dosyć ciekawego miejsca: była to otoczona ciasno sosnami malusieńka „polanka” na środku której stała budka dla ptaków, która wtedy wydawała nam się totemem. Jednogłośnie uznaliśmy że faza jest bardzo gruba, mieliśmy mocno poszerzone źrenice (choć nie tak mocno jak po mdma czy kokainie). Jeszcze jedną ciekawą rzeczą, którą wtedy zauważyłem, było to, że jak przyglądałem się pączkowi kwiatu , to przestrzeń za nim stała się jakby barierą, takim przezroczystym polem energetycznym, przypominającym jakąś tarczę z gier. T+2h: Wróciliśmy do poprzedniego spota, z którego przepędziły nas mrówki, i usiedliśmy na ławce troszkę dalej. Wtedy moja faza oparta głównie na oevach, przeszła w fazę cevów. Zamknąłem oczy, i przez chwilę widziałem jakby odzwierciedlenie tego, co widzę faktycznie mając otwarte oczy, tylko zbudowane z tęczowych linii na czarnym tle (większość cevów tak właśnie wyglądała, nie były to niesamowicie wyraźne i dokładne obrazy). Później zaczęły pojawiać się frtaktalne dłonie, pokazujące na mnie. Zacząłem zadawać sobie pytanie „Ja? Ale Co Ja?”. Następnie pojawiła się postać przypominająca Johhnego Bravo, w mundurze policyjnym, na tle takiego symbolu amerykańskich miasteczek przy wielkich autostradach, czyli baru ze znaczkiem donuta na dachu. Johhny pokazaywał kciuka w górę. Gdy otwierałem oczy, świat wydawał się normalny, jakby warstwa oevów zelżała, choć po chwili wpatrywania się wracała, ale głównie w postaci falowania. Wracałem więc do świata cevów. W tym czasie zaczął pdacać deszcz, z początku nam nie przeszkadzał, jednak gdy z mrzawki zaczął przechodzić w ulewę, uznaliśmy że pójdziemy pod drzewo, które ma rozłożyste liście, i chcoiaż częściowo ochroni nas przed deszczem. Jednak zanim wstałem z ławki, zauważyłem jeszcze jedną ciekawą wizualną zmianę, mianowicie patrząc w niebo, byłem w stanie zobaczyć pojedyńcze, spadające powoli strugi deszczu, czego normalnie zrobić nie mogę. T+2.5h: Ulewa była bardzo mocna, ale pod drzewem, tak jak przewidzieliśmy, nie padało prawie w ogóle. K mimo wszystko leżała na leżaku na deszczu, słuchając muzyki, M leżał pod drzewem (również ze słuchawkami na uszach), więc żeby nie być gorszym, zapuściiłem playlistę z filmu Climax, i zacząłem tańczyć. Nie zaobserwowałem jakichś niesamowitych zmian w brzmieniu muzyki, ale miałem niesamowitą ochotę poruszać się w jej rytm. Ponieważ z powodu deszczu, w parku nie było żywej duszy, pozwoliłem sobie na gibanie się do pięknych rytmicznych dźwięków. Uznałem, że pora wykorzystać ten „duchowy” potencjał grzybów, i zacząłem zadawać sobie pewne pytania, m.in. o kwestie egzystencjalne, i analizować je w sposób bardzo spokojny i paradoskalnie racjonalny, nawet bardziej niż zdaje mi się że robię to zwykle, co w jakiś spośób przybliżało mnie do odpowiedzi. Nie będę tutaj opisywał dokładnie całego tego ciągu myślowego, ponieważ chcę zachować go dla siebie, natomiast napisze tylko, że był, wydaje mi się, naprawdę wartościowy. Jeśli chodzi o kwestie wizualne, to na tym teapie pojawiła się palinopsja (przy machaniu ręką przed twarzą) i podwojenie obrazu, gdy patrzyłem na logo koszulki od góry, dodatkowo z tęczową łuną. Tańcząc bawiłem się papierosem, którym poczęstował mnie M. Obracałem go w palcach, podrzucałem, ale zupełnie nie miałem ochoty go zapalić, wręcz przeciwnie, chciałem go tylko i wyłącznie trzymać (na co dzień nie palę papierosów, chcoiaż zdarza mi się gdy ktoś mnie poczęstuje), w pewnym momencie poczułem wręcz do niego zachwyt, zacząłem myśleć że jest to pewien spójnik pokoleń, który był palony zarówno przez T.S Eliota, amerykańskich żołnierzy walczących podczas drugiej wojny swiatowej czy Elvisa Presleya czy teraz nas, uciekających w bajkowy świat grzybów (był to złoty malboro). T+3h : Mój trip dobiegłał końca, warstwa wizualna właściwie znikła, może po za delikatną strukturzacją na piaszczystej drodze, czy lekkim wyciągnięciem kolorów na pniach drzew. Czułem się już właściwie normalnie, uznaliśmy że pora się zbierać, bo akurat przestawało padać. Poszliśmy do centrum miasta, by porozmawiać o naszych podróżach. Co ciekawe, po całym tym doświadczeniu nie czułem się w ogóle zmęczony psychicznie. Żadnego poważnego afterglow, nic takiego. Po kwasie o małej dawce bo 125ug, byłem dużo bardziej wypruty psychicznie, mimo że doświadczenie było dużo mniej intesywne, i opierało się głównie na dużo bardziej subtelnych wizualach, a mimo to, przez następny dzień czułem się jakby ktoś mi ostro wyprał mózg. Tutaj nic takiego nie było. Doświadcznie uważam za bardzo udane, i rozumiem teraz świetnie zachywt nad grzybami.
- 5016 odsłon