tępy kalejdoskop
detale
raporty saiwoh
tępy kalejdoskop
podobne
Siedzę sobie wieczorkiem, gram w Call of Duty, popijam drinkami, żeby sobie umilić czas. Niestety z mj strasznie lipnie było na osiedlu, nie udało mi się niczego pochytać więc - wódka stary przyjaciel. Ok. godz 21, już lekko sfazowany alkoholem, miałem niesamowitą chcicę na palenie. Brak możliwości, ale non stop wracałem do tego myślami. Wtedy też mnie olśniło, że jeden kumpel ma przecież grzyby, podobno te lepsze, czyli cubensisy, a nie nasze polskie łysiczki. Kumpel mnie uprzedzał, że już po połowie tego co kupiłem jest niesamowita bania grzybowa. No ale alkoholowo odważny, nie zastanawiając się, zjadłem całość ok. godz 21.30. Długo mieliłem to w ustach, cyckałem dobre 15 minut nim połknąłem. Wszystko na praktycznie pusty żołądek, ostatni jadłem obiad koło 15. No to czekam, już z lekkim dreszczykiem, że co się stało to się nie odstanie...
Ok. pół godziny po tym jak połknąłem ostatni kęs, zacząłem się czuć jak po fajnym dropsie, całe ciało zaczęły przeszywać fale ciepła i leciutkej ekstazy, obraz na monitorze zaczął leciutko i powoli falować, kolory się wyostrzyły. Cały czas w tle leciał goa trance - green nuns of revolution, cosmosis, 1200 micrograms. Muza tak mi się podobała, że nigdy wcześniej tak samoistnie mnie nie pchała do ruchu. I taki stan trwał znowu jakieś 20-30 min.
Mniej więcej przed 23 zacząłem odczuwać coraz szybciej narastające efekty. CEV-y zaczęły przybierać formę fraktali, które po rozwinięciu migały jak oszalałe, znikały, a na ich miejsce pojawiały się nowe. Przy otwartych oczach cały świat niesamowicie drgał i falował, a wszystkie szczegóły którym się przyglądałem rozwijały własne fraktalowe wzorki. Każde źródło światła, refleksy jakie tworzyło i gra światlo-cieni, wydawała mi się jakby prążkowane, coś w stylu obrazów gigera, z tym ze nie mroczne, ale jarzące się niesamowitymi kolorami, co chwila zmieniającymi swój kontrast i paletę barw. Gdy poszedłem za potrzebą do wc i wędrowałem przez ciemny przedpokój, cały obraz wydawał mi się jakby była nałożona na niego siatka fraktali i zsynchronizowanych foremnych wielokątów. Wszystkie sęki w boazerii przypatrywały mi się drgającym, śledzącym wzrokiem. Wchodząc do łazienki wydawało mi się, że umywalka, kibel i brodzik prysznica to przyjazne twarze które się do mnie uśmiechają. Patrząc na siebie w lustrze nie rozpoznawałem się, osoba wydawała mi się skądś znana, ale siebie nie rozpoznawałem. Dźwięki słyszałem jakbym na przemian przykładał i odstawiał muszle do uszu, co chwile zmieniała się tonacja i barwa słyszanych dźwięków. Zacząłem oglądać film animowany fantastic planet, ale szybko musiałem go przerwać, bo nie umiałem się za bardzo skupić. Skończyłem na oglądaniu fotek z wakacji, gdzie wszystko było dziwne, jakieś karykaturalne i obce. Zajebiście, tylko jedyne co mnie martwiło, to brak tripa w tripie...
...Taki stan trwał jakieś 3-4 godziny, cały ten czas wolno popijałem drinki... i to był największy błąd. Przekonałem się na własnej skórze, że alkohol zabija banię grzybową Nie spowodował bad-tripow czy jakichś innych jazd, po prostu spłycił banię grzybową. Nie przeżyłem żadnego wewnętrznego tripa, co z reguły po grzybach mi się konkretnie zdarzało. Nie miałem żadnych rozkmin otaczającego świata, żadnych przemyśleń czy zmienionych przekonań. Alkohol tak mnie ogłupił i uodpornił na tę banię, że owszem, bardzo mi się podobało, efekty halucynogenne były niesamowite, mocniejsze od wszystkich moim poprzednich zgrzybień, ale potencjał psychodeliczny grzybów został niestety zmarnowany.
Ok. godz 2-3 w nocy efekt grzybów zaczął powoli zanikać, pozostał efekt jak przy wejściu - lekkiej deformacji obrazu, niesamowitych kolorów i poczucia lekkiej ekstazy. Zmęczony poszedłem spać kolo godz 4.
Pozytywnie zaskoczył mnie poranek. Obudziłem się przed 9, zauważyłem opróżnione prawie pół litra wódki, bez większego kaca, w dobrym nastroju i nadal w bardziej kolorowym świecie niż zwykle. Co chwila wracały do mnie niesamowite obrazy minionej bani, kibel dalej się do mnie uśmiechał, a zamykając oczy nadal miałem lekkie fraktale. Koło południa efekty minęły już praktycznie całkowicie, ale nastrój pozostał dobry. Kilka godzin później poszedłem na mecz siatkówki, nigdy nie grało mi się tak dobrze. Krótko mówiąc, miło zaskoczył mnie after.
Podsumowując, żałuję, że zabiłem klimat tripa alkoholem, ale i tak było warto, choćby dla samych halucynacji. Osobiście nie polecam takiego połączenia, tym bardziej że bez mj, ale wydaje mi się że dla pierwszogrzybiarzy taki sposób na wejście w świat grzybów może być dobry, nie ma wtedy efektu psychodelicznego, który może co poniektórych niedoświadczonych przytłoczyć, a świat nabiera kalejdoskopowego uroku. Tak bym właśnie określił tę banię: fraktal, fraktal i jeszcze raz fraktal. Nie wiem tylko czy to może była kwestia alkoholu, czy samych grzybów, ale nigdy w życiu nie miałem tak nasilonych OEV-ów. Przekonam się następnym razem, gdy spróbuje takiej samej dawki grzybów, ale już na trzeźwo, nawet bez mj.
- 8770 odsłon