zapętlenie
detale
pozytywne nastawienie na kolejne doświadczenie psychodeliczne,
chęć wyłączenia się z życia codziennego i przeżycia czegoś wyjątkowego.
Setting: Pokój przyjaciela, obrzeża dużego miasta,
miejsce sprzyjające, w domu obecni rodzice przyjaciela.
Chłodna noc nadchodzącej wiosny.
Tytoń
Dopalacze:
- Smart shiva: ~20x
- Cocolino: 2x
THC: ~50x
??? (stymulant nieznanego pochodzenia): 1x
raporty servareliberalis
zapętlenie
podobne
Słowo wstępu
Od dłuższego czasu będąc zachwycony klimatem psychodelików, pomimo niewielkiego doświadczenia ze względu na różnorodność, ale za to licznych spotkaniach z THC, postanowiłem opisać Wam moje ostatnie przeżycie z ową substancją.
Nie piszę o nim tylko na podstawie spontanicznej decyzji, ale także pod wpływem dużego wrażenia, jakie wywarła na mnie wczoraj znana już mi z wielu przygód marihuana. Nie zmienia to faktu, że od dłuższego czasu wyczekiwałem właśnie takiego doświadczenia, które, przynajmniej moim zdaniem, spełniło kryterium zapisania się nie tylko w mojej pamięci jako TR.
Zaznaczę, że osobiście bardzo cenię sobie dobry S&S, ponieważ przy jego braku moje doświadczenia bywają spłycone przez świadome hamowanie mocy substancji, z którą mam do czynienia. Wielokrotnie było to spowodowane złym towarzystwem nabijającym się z mojego zachowania/przeżyć (cóż za marnotrawstwo...dosłownie ;) ), bądź po prostu niekomfortowym miejscem, w którym nie mogłem w pełni dać się ponieść temu, na co się zdecydwałem. Tym razem mogłem być pewny, że żadnej z takich przeszkód w swej podróży nie napotkam. Biorąc także pod uwagę wyjątkowy rodzaj naszej marihuany, te wszystkie czynniki z pewnością miały wpływ na to, że tym razem przeżyłem "to coś", czyli noc, którą na pewno zapamiętam na dłużej.
Czas zacząć
Tytoń z marihuaną w papierosa skręciła nam mama kolegi :) Nazwijmy go P. Fakt, że rodzice P. tolerują lekkie narkotyki, pomagał mi w zrelaksowaniu się podczas doznań. Nie było żadnych obaw, nic nas nie ogarniczało.
Jesteśmy w pokoju. Kadzidełko tlące się w półmroku, w tle relaksująca muzyka... idalny klimat.
Odpalamy nasze cudo zaciągając się nim po trzy razy na zmianę. Towarzyszy nam głos mamy P. z przedpokoju, który opowiada o roślinie, którą miesza w tytoniem w celu uzyskiwania lepszych skręcanych papierosów. Smak skręta był umiarkowany, podejrzewam za duży stosunek tytoniu do THC, ale to tylko smak. Po zakończeniu skręta siadamy wygodnie i oczekujemy na efekty. Niezupełnie. Jak zawsze zadziałało na mnie natychmiast, chociaż tym razem dość subetlnie. P. miał podobnie.
Chwilę po odłożeniu popielniczki pojawiły się moje standardowe efekty wejścia; poczucie odrealnienia połączone z ogłupieniem i lekką euforią. Powiedziałbym "Coś jakbym się trochę cofnął w rozwoju", ale biorąc pod uwagę to abstrakcyjne myślenie, nie ma mowy. Dzięki odpowiednim towarzyszącym okolicznościom, miło przyjąłem fakt, że od teraz już nie będę w stanie kontaktować się z nikim innym oprócz P., który wówczas doskonale rozumiał mój stan oraz własnych myśli, które znów zaczęły nadawać na zupełnie innych falach.
Pomimo tego, że bardzo lubię/po prostu tak mam; podczas bycia pod wpływem THC, automatycznie skupiam się na własnych myślach i zmianie postrzegania świata, co powoduje kiepską podzielność uwagi, P. proponuje kolejną partię szachów (przed tripem raz zagraliśmy). Ku mojemu dzisiejszemu zdziwienu, przystaję na propozycję przyjaciela.
Zapętlenie
Gra nie wymagała odepchnięcia działania THC, obydwoje jak na taki stan postrzegania rzeczywistości, wykonywaliśmy dość racjonalne ruchy, przynajmniej początkowo. Bardzo podobały mi się cienie pionków, które wyglądały jak małe grzybki, wiadomo jakie. Zdecydwałem się na aktywną grę królem. "Jeżeli król nie wykona ruchu, jego poddani za nim nie podążą" - P. cytuje znane nam obu anime.
W pewnym momencie P., w dziwnym sensie zaczął przejmować kontrolę nad grą. Czułem jego dominację i jednocześnie starałem się ją zrozumieć. Postanowił, że nasza partia będzie polegać na tym, aby jak najszybciej dążyć do bicia. Póki się nie zagmatwało, starałem się stosować jego strategię, lecz po jakimś czasie straciłem rachubę, a P. krytykował moje ruchy proponując lepsze wg. niego zagrania. Pomimo tego, że widziałem w nich moje straty, godziłem się na jego wskazówki, tracąc pionki, ale jednocześnie zbijając figury przeciwnika.
Wreszcie dotarliśmy do sytuacji, w której szachowałem króla P. skoczkiem i ruchami własnego króla, a on starał się tego unikać, wykonując kolejne ruchy swoim królem. Po wymianie kolejek doszliśmy do facynującego wniosku...
Nasze ruchy zaczęły się powtarzać, stały się schematem. P. do tego doszedł, a ja zaraz zrozumiałem. Gra, niczym życie stała się swoistym zapętleniem. Bardzo mnie to zdziwiło. P. wyglądał na podekscytowanego a zarazem smutnego. Jego odkrycie było pewnym zawodem, przewidywał właśnie takie zakończenie.
Czyżby życie było zwykłym zapętleniem wokół naszych prozaicznych spraw? Powtarzaniem utartych schematów, których nie jesteśmy w stanie dostrzec, zajęci doczesnością? Jaki ma więc ono sens? Jaki jest sens życia zwykłego człowieka, które obraca się tylko wokół nauki/pracy, odpoczynku, snu itd?
Muzyka
Zostaliśmy zmuszeni do przerwania naszej gry. Postanowiłem posłuchać jakiejś psychodelicznej muzyki, aby zwiększyć swoje doznania, a poza tym set, który puściliśmy na samym początku tripu zaczął mi się już trochę nudzić.
Postawiłem na: The Beatles - It's all too much oraz Shpongle - Divine Moments of Truth.
Obydwa kawałki pozwoliły mi się jeszcze bardziej odprężyć i skupić na czerpaniu jak najwięcej z ówczesnego samopoczucia. Usiedliśmy przed monitorem fascynując się grafiką Shpongle. Obaj mieliśmy wrażenie, że się porusza. Ja widziałem na obrazku rzeczy, których jak dotąd nie potrafiłem nigdy dostrzec. Zmienił on się dla mnie w coś zupełnie innego, widziałem w nim więcej. To było niesamowite.
Rest
Mocno zgłodnieliśmy. P. co jakiś czas przynosił przekąski, które smakowały mi jak najlepsze dania, jakie kiedykolwiek jadłem. W międzyczasie rozmawiał ze swoim tatą, któy palił papierosa w przedpokoju. Ja nie miałem na to siły. Efekt naszego skręta był coraz mocniejszy. Byłem zmęczony fizycznie, lecz duchowo czynnie eksplorowałem swoje myśli oraz cieszyłem się muzyką, którą płynęła z głośników laptopa, jak gdybym był w pełni sił.
The movie
Po kilku posiłkach postanowiliśmy obejrzeć coś z laptopa. P. interesuje się tematyką ezoteryczną i jej, powiedzmy pokrewnymi. Zazwyczaj to on karmi mnie różnymi filmikami, które nam obydwu pozwalają na głębokie refleksje nad istotą życia i świata nawet na trzeźwo. Tym razem ja zechciałem coś wybrać.
Bez chwili zastanowienia wpisałem w wyszukiwarkę YouTube "podróże astralne". Trafiłem na jakiś poradnik, który natychmiast włączyłem. Laptop na krzesełku, a my leżymy oparci o rozkładane łóżko i oglądamy. Wówczas byliśmy już bardzo oddaleni od rzeczywistości, ewentualne tylko zmęczenie potęgowały ten efekt. Działanie THC, początkowo słabo, aż prawie do samego końca mojej opowieści, się wzmagało.
Film był poradnikiem do wyjścia z ciała, czyli krótko mówiąc praktyka OOBE. Dziwna muzyczka w tle + krótka powtarzana w kółko animacja mówiącego coś człowieka z płomieni, która miała imitować mimikę twarzy do podłożonego przez expressivo zimnego, ale dość zabawnego męskiego głosu. Połączenie to odbierałem jako bardzo dziwne.
Na początku było bardzo ciekawie. P. będący bliżej takich tematów prawdopodobnie wykonywał "polecenia" poradnika, ja starałem się tylko słuchać, lecz mimo woli część poleceń wykonywałem.
Podczas słuchania co jakiś czas zamykałem oczy. Wówczas wydawało mi się, że coś widzę. Myślę, że była to wielka autosugesta, w każdym razie pamiętam jakby sen o geometrycznych wzorach i złotą plażę.
W pewnym momencie wskazówki przestały mi się podobać, wystraszyłem się, że faktycznie opuszczę moje ciało. Natychmiast otworzyłem oczy i co jakiś czas spoglądałem nerwowo na P. Mój przyjaciel leżał z zamkniętymi oczami, a ja nie byłem pewny czy śpi, czy może jest już gdzieś dalej. Nie mogłem go obudzić, co było dość niepokojące.
Lektor dotarł do momentu odpisywania kolejno czynności, które miały bezpośrednio spowodować opuszczenie ciała. Walczyłem z (jak myślę), snem, otwierałem oczy i spoglądałem na moje kończyny w obawie, że zobaczę wychodzącą z nich duszę. Na szczęście nic takiego się nie działo, ale P. wciąż nie otwierał oczu.
Uff...
Nie pamiętam, czy to ja go obudziłem, czy sam odzyskał trochę energii, byłem już tak zmęczony, że ostatnie pół godziny naszego tripa było kompilacją mieszających się ze sobą elementów. Bardzo chciało mi się do łazienki, ale pomimo ogólnego, dobrego nastawienia, stwierdziłem, że nie chcę konfrontacji z rodzicami P., bo gdyby doszło do rozmowy, z pewnością nie potrafiłbym się nawet wysłowić. Zaryzykowałem. Nagle P. wstaje i oznajmia mi baardzo zmęczonym głosem, że idzie spać, bo już pada, cofam się z przedpokoju, mijam mojego przyjaciela przybijając mu piątkę na "dobranoc" i zostaję sam.
Refleksja na dobranoc
W tym momencie działanie THC było już mniejsze, ale nie mogę powiedzieć, że ustało. Postanowiłem zapalić do snu jeszcze jedno kadzidełko. Żałowałem, że nie zapaliliśmy kolejnego skręta. Pomimo mocnych doznań, cały czas liczyłem na ich zwiększenie poprzez kolejną dawkę naszego towarzysza nocy...
Podsumowanie przed zakończeniem
...Myślę, że było to spowodowane moimi licznymi, powiedzmy, "średnimi" doznaniami i chęcią przeżycia jeszcze czegoś większego. Czasami mam wrażenie, że sama marihuana to już za mało aby przeżyć to, czego wcześniej, może podświadomie, dziś już coraz silniej oczekuję. Po kilku latach fascynacji tripraportami o LSD ostatecznie stwierdziłem, że pomimo sporego doświadczenia z MJ, chyba wciąż nie jestem gotowy na poznanie bohaterki piosenki Beatlesów, dlatego też na podstawie lektury innych TR, uważam że warto spróbować kiedyś z 4-HO-MET. Pomimo tego wciąż rozważam rychłe zaprzestanie przygód z psychodelikam, ponieważ, myślę że się zgodzicie, w życiu człowieka bardzo ważne jest poznanie siebie, swej istoty. Bardzo często mam wrażenie, że moje doświadczenia psychodeliczne, pomimo swego piękna, nie należą do życia, w jakim siebie w przyszłości widzę. Życie pokaże, jak się potoczy.
Fin
Po połowie godziny rozmów na Facebooku, gdy powieki zaczęły mi już odmawiać posłuszeństwa, zapadłem w dość długi, pomimo zmiany czasu, sen. 9 lub 10 godzin odpoczynku zakończyło się pobudką z lekkim odrealnieniem, które zwykle nazywam powrotem duszy do ciała. Na szczęście nie ma to nic wspólnego z moją niedoszłą podróżą astralną. Nie mniej jednak, to co Wam opisałem, było bardzo ciekawym przeżyciem; podróżą odbytą bez wykonania jednego kroku, zato obiftą w rozmaite widoki, jakie można spotkać na wzgórzach własnj świadomości otoczonej mistyczną roślinnością zwaną w skrócie THC.
- 18619 odsłon
Odpowiedzi
"Powiedziałbym "Coś jakbym
"Powiedziałbym "Coś jakbym się trochę cofnął w rozwoju", ale biorąc pod uwagę to abstrakcyjne myślenie, nie ma mowy.
Oj, znam to uczucie. ^_^
"Pomimo tego, że bardzo lubię/po prostu tak mam; podczas bycia pod wpływem THC, automatycznie skupiam się na własnych myślach i zmianie postrzegania świata, co powoduje kiepską podzielność uwagi"
Polecam dla równowagi potrenować skupianie się na drobnych szczegółach, tym co się dzieje wokół, słuchaniu innych, interakcjach. Wbrew pozorom to w tym tkwi magia mj.
the truthtest truth there is xD
Twoje ostatnie 2 zdania
...the quieter you become, the more you are able to hear...
Spodobały by ci się
Spodobały by ci się psychodeliki. No cóż, szachy potrafią mnie zawsze zaskoczyć. W szczególnie zaskoczyły mnie jak byłem po jakimś bliżej niezidentyfikowanym kartonie i zupie z grzybów psylocybinowych. Spoko raport.
Lubię kwachy