grzyby, bad trip na 5 meo-mipt, oraz flashback po nim.
detale
65 wysuszonych łysiczek
Grzyby: Set nastrój dobry, trip trochę nieoczekiwany. Setting: cały czas las.
raporty omniputus
grzyby, bad trip na 5 meo-mipt, oraz flashback po nim.
podobne
Nie jest to zwykły TR. Zamieszczam tu historię bad tripa, oraz flashbacka który nastąpił miesiąc później pod działaniem łysiczek lancetowaych, których działanie też opiszę. Użyte imiona są fałszywe. Wszelka zbieżność przypadkowa. Nie myślałem o pisaniu trip raporta więc nie zwracałem uwagi na czas.
Jest 29 wrzesień, całość doświadczenia trwała mniej więcej 16 godzin. Około godziny 20.00 wraz z kumplem Maćkiem szacunkowo wzięliśmy po 20 mg 5-Meo-Mipta na łeb. Ładowało się w miare normalnie, ale ja czułem już szybko że jest za mocno i chciałem zostać w domu. Za namową Maćka zostałem na dworze. Miał po nas przyjechać samochodem Michał. Zanim Michał przyjechał siedzieliśmy na ławce i zadowalaliśmy się pustką w głowie - nasze głowy zapełniały dźwięki otaczającego nas świata, oprócz tego pojawiały się lekkie wygięcia obrazu. Przyjechał Michał, wsiedliśmy do samochodu. Na początku bałem się względnie agresywnej jazdy kierowcy, ale w końcu zamknąłem oczy i doświadczałem pewnej wizualnej głębi - nie było wielu wizualizacji, wręcz mało, ale sama głębia postrzegania tego co było pod moimi oczami mnie zafascynowała.
Gdy dojechaliśmy do celu podróży (z 3 km), doszedł do nas trzeźwy Filip. Maciek czuł się bardzo dobrze, ja natomiast odczuwałem się dosłownie zmiażdżony - czułem że każdy krok będzie dla mnie cholernie wielkim wysiłkiem umysłowym, potrzebowałem ciepła i komfortu żeby w spokoju potripować. Powiedziałem że nie będe w stanie chodzić po dworzu i poprosiłem kierowcę żęby mnie odwiózł do domu. Wpadłem jednak na pomysł, aby pojechać jeszcze do greengrocera po główkę kapusty na potem. Tak też zrobiliśmy. Cały czas czułem się względnie dobrze, to ja gadałem ze skepikarzem na lekkim nieogarze, ale załatwiłem co trzeba i pojechaliśmy do mojego domu.
Przed domem, gdy już na pożegnanie przytulałem się z kumplami, zauważyłem że przytulanie powoduje bardzo skomplikowane i złożone wizualizacjie zachodzące na cały mój horyzont podpowiekowego postrzegania (większość czasu miałem zamknięte oczy). Wiedziałem jeszcze tylko, że po wejściu do mieszkania (parter w bloku), muszę się bezprzypałowo przemknąć do pokoju, tak by mama ( mieszkam tylko z nią) nie widziała że jestem naćpany jak smerf. Otwieram drzwi, lekki orient czy nie ma jej w przedpokoju... tylko 4 kroki do mojego pokoju... I bum! Wygrałem! Stałem bezpiecznie w pokoju i cieszyłem się możliwością przetripowania reszty fazy za pomocą youtuba. Wszystko było dziwne, ale w miarę ogarniałem. Otworzyłem lapka i spojrzałem się na zdjęcie mojej dziewczyny. Lekko zauroczony i nagle bach. Tylko ona pozostała normalna, lecza cała reszta pokoju zaczęła się wykręcać w spirale której centrum było owo zdjęcie. Pomyślałem sobie że to dość mocne, bo peak juz chyba minął (wcześniej nie odczuwałem że załadowalo się maksymalnie, po prostu jakoś było), ale nie przejąłem się i stwierdziłem, że najlepiej będzie jak znajdę sobie jakieś zajęcie (wirowanie ustało). Usiadłem na kanapie, podłączyłem do lapka słuchawki i włączyłem "Funkadelic - Maggot Brain". Na początku spoko, słuchało się trochę inaczej niż przy porzednich doświadczeniach z Miptem (nie odczuwałem takiego rozstrumieniowania dźwięków). Ale po około 6 minutach stwierdziłem, że jest bardzo dziwnie.
Zaczęło się robić za mocno. Myślałem że jestem po szczycie, a faza narastała - robiło się coraz bardziej psychodelicznie. W końcu przestałem cokolwiek ogarniać i zacząłem zwijać się w łóżku. Rozebrałem się do majtek, bo było mi za gorąco. Zadzwoniłem do kumpli żeby przyjechali do mnie jak najszybciej bo jest ze mną źle - powiedzieli że przyjdą bo nie mają teraz auta. Zadzwoniłem także do dziewczyny (Justyny) aby do mnie przyjechała. Wiedziałem że potrzebuje jakiejś stabilizacji i nawet Bóg nie wydawał mi się na tyle stabilny. Gdy rozmawiałem przez telefon z dziewczyną (20.33) było w miarę dobrze i starałem się rozmawiać jak najdłużej, gdy ona do mnie jechała. W końcu zadzwoniłem do znajomych którzy jak miałem nadzieję będą w stanie ogarnąć jakieś środki na uspokojenie. Nie mieli, ale powiedzieli że także przyjadą. Miałem w głowie psychodeliczną papkę - nie ogarniałem z tego zupełnie nic, czułem tylko jak przegrzewa mi się mózg. Zmieniłem "Funkadelic" bo stwierdziłem, że potrzebuje czegoś na uspokojenie i włączyłem Boba Marleya – płytę "Survival". 2 kawałki z tej płyty trochę spaczyłem, gdyż gdy teraz je słysze przypomina mi się ta plastikowa, obca, psychodeliczna wersja, którą wtedy słyszałem.
W końcu zawołała mnie mama do kuchni. Leżałem w samych majtkach na łóżku w totalnym chaosie, ale miałem na tyle trzeźwego umysłu aby wstać, ubrać się i z nią chwilkę pogadać. Podczas tej krótkiej rozmowy było dobrze. Robiłem coś i nie miałem czasu na bad tripowanie. Gdy wróciłem do pokoju, pomyślałem żeby wyjść na spacer , ale bałem się że nie będę zupełnie tam ogarniał i wróciłem do łóżka. Nie byłem w stanie się zmobilizować. W końcu odkryłem że skupianie się na oddechu w miarę mnie uspokaja, lecz nie dawało kompletnej ulgi.
W końcu przyszło 2 kumpli i wtedy zaczął się spokój. Gdy zacząłem z nimi rozmawiać, nadaktywność mojego mózgu mogła się w końcu ukierunkować inaczej niż upierdzielając swojemu właścicielowi. Po pewnym czasie przyjechało więcej znajomych, i jeszcze więcej i moja dziewczyna. W moim pokoju nagle znalazło się ok. 10 osób. Było mi jednocześnie głupio, że przez mojego bada musiałem mobilizować tylu znajomych i jednocześnie ciepło, że aż tylu przyszło. Dodam jeszcze, że gdy względnie było wszystko w porządku - słuchając toola nagle pojawił się taki histeryczny, schizowo, paranoiczno wkręcający nawrót lęku. Szybko udało mi się go „schować”.
Ostatecznie wyszli wszyscy oprócz mojej dziewczyny. Poprosiłem ją by została na noc (następnego dnia pierwszy dzień studiów), bo bałem się że gdy zostanę sam, znowu zacznie mi odpierdzielać. Leżeliśmy i gadaliśmy aż do około 6.30, zasnęliśmy około 7.00. Gdy ją odprowadzałem na przystanek miałem jeszcze dużo OEV-ów, ale poza tym było ok. Wróciłem do domu i nie mogłem zasnąć do 14.00. W końcu pojechałem na pierwszy dzień na uczelni. Od kiedy zaczęło się źle miałem wrażenie, że coś poszło nie tak - Mipt nie załadował się tak jak powinien. Były to dość kwaśne myśli, ale już wtedy czułem że ta substancja jakby wbudowała się we mnie. Wiedziałem jednak że myślenie o tym nie ma sensu, bo strach przed własnymi myślami w niczym nie pomoże. O jak trafnie myślałem. Wnioski: nie był to trip pełen wniosków. Jedyne czego się nauczyłem, to że te substancje mogą być nieobliczalne i trzeba zaopatrzyć się w jakieś benzodiazepiny, czego jednak niestety nie zrobiłem.
30 październik. Tego dnia ok. 15.30 poszedłem oddawać krew, niestety okazało się że mam zbyt niskie ciśnienie krwi i zostałem zdyskwalifikowany, bo krew nie chciała leciała, mimo wypicia dwóch, mocnych kaw.
Około godziny 23.00 zjadłem 65 wysuszonych łysiczek - na spokojnie, po jednym każdego smakując z osobna. Zanim się załadowały, wylądowałem z kumplem w lesie (on brał MXE 60 mg pierwszy raz). Usiedliśmy na środku drogi i zacząłem podziwiać niepowtarzalność i nieschematyczność drzew oraz wyjątkowość danej chwili i miejsca. W końcu wstaliśmy ponieważ Michał stwierdził że woli usiąść w ciepłym (mieliśmy iść do Maćka), ale pochodziliśmy jeszcze chwile po lesie (psylocybina w fazie nieogarnięcia - ładowała się). Nagle wyszliśmy na boisko, gdzie po drugiej stronie siedzieli na ławce kumple. To był mój peak. Było coś około 24.00, ale wszystko było kolorowiutkie i wciąż zmieniało kolory. Poza tym żadnych większych wygięć (wszystko było na swoim miejscu, ale w ten piękny niepowtarzalny kolorowy pełen miłości i chęci do życia sposób). Porzuciłem wszystkie wcześniejsze oczekiwania względem grzybów- myślałem że pomogą mi się odnaleźć w samym sobie, ale zrozumiałem że grzyby nie są mi do tego wcale potrzebne i po prostu korzystałem z piękna tripu. Cieszyłem się z niepowtarzalności i kompletnego braku schematów w lesie - wielka elastyczność umysłu i jednocześnie pełna świadomość. Była też cała kupa myśli o samym sobie, na przykład o rzeczach które chcę w sobie zmienić (a jednak). Mega pozytywny trip. Dopiero po jakiś 2 godzinach od peeku zdałem sobie sprawę z nieziemskich CEVów (OEVów brak). Nieziemska głębia kolorów obrazów które pojawiały się od razu po zamknięciu oczu, kompletnie mnie oszałamiała. Pojawiły się rozkminy skąd biorą się tak wspaniale zgrywające się fraktaliczno naturalne obrazy. Nie jestem w stanie opisać tego co dokładnie oglądałem - uwierzcie na słowo - było cudowne.
I tu zbliżamy się do punktu kulminacyjnego. Około 3.00 w nocy siedząc na pniaku, oglądając drzewa i gadając z kumplami stwierdziłem że czuje coś dziwnego. W sumie to od razu poznałem co czuje. W ciągu 5 sekund byłem na flashbacku z 5 Meo-Mipt. Zaczęło się od paru OEVów, które szybko przeszły na pełny horyzont widzenia (po prostu wiedziałem że to Meo Mipt). Od razu pojawiły się także te fizyczne odczucia – jakby lekkie zatrucie, pewien wysiłek umysłowy oraz taki niepokój, strach. Powiedziałem Maćkowi że jest źle i żebyśmy poszli do niego. W końcu tam wylądowaliśmy. Efekty nie znikły. Jeżeli coś znikło to psylocybina, ale Meo Mipt działał jak na peaku. To była powtórka z bad tripu, te same odczucia i nieogar fizyczno psychiczny, tylko OEVy bardziej pełne niż wtedy. Próbowałem się uspokoić i nawet dobrze mi to wychodziło. Skupiałem się na czymś kompletnie innym i jakby flash back zanikał. Cały czas było dziwnie, ale względnie dobrze. Gdy myślałem że już prawie spokój pojawiło się coś czego się przestraszyłem. Powracający flashback. Czułem jakby coś z wnętrza mojej głowy chciało wyjść na zewnątrz (to ten niepokój z meo). Udało mi się to zdusić. Naprawdę udało mi się zbierać moją rozciętą podświadomość w kupę samym postanowieniem, pewnym zaparciem - nie wiem jak to nazwać. Przeogromna siła woli. Przeszedłem jeszcze przez 2 takie powracające flashbacki z którego ostatni nie zrobił na mnie wrażenia - tak bardzo byłem skupiony na czuciu siebie. Właśnie to dawało mi tą normalność. Tak jakbym łapał się swojego serca. Cały czas musiałem być w pełni świadomy i „czuć siebie”- nie mogłem pozwolić na to by „to” przejęło nade mną kontrolę.
Wiedziałem że Meo Mipt jeszcze gdzieś tam w tle robi swoje, ale zająłem się innymi rzeczami. Wyszliśmy na dwór i naprawdę czułem się świetnie. Ok. 4 nad ranem mój organizm był wyczerpany. 20 godzin na nogach z czego ostatnie 2-3 w pełnej mobilizacji świadomości – naprawdę chyba jeszcze nigdy nie byłem tak świadomy wszystkiego co się dzieje. Moje serce jakby chciało wyskoczyć, jednocześnie płytkie uderzenia. Czułem też kłucie w palcach lewej ręki i ogólne odwodnienie organizmu. Stwierdziłem że muszę odpocząć i usiedliśmy. Chwila rozkojarzenia. I nagle poczułem jak moja świadomość odrywa się od ciała. Byłem już trochę ponad ciałem i nie w pełni reszty ciała i pomyślałem „NIE! – ja tu zostaje!”. Bałem się że jak opuszczę ciało, to nie będę w stanie wrócić. Czułem brak spójności ducha i ciała. Znów byłem w pełni świadomy i teraz bałem się tego co mi się przed chwilą przytrafiło. Wiedziałem że muszę być w pełnej mobilizacji, jednocześnie byłem wyczerpany i potrzebowałem snu. Wróciliśmy Do Maćka.
Zdawałem sobie sprawę, że jest ze mną źle, potrzebowałem odnowy witalnej, organizm cały czas pracował na pełnych obrotach. W końcu stwierdziłem – naprawdę bałem się śmierci - że trzeba zadzwonić po karetkę. Potrzebowałem specjalistycznej opieki, tak wtedy myślałem. W końcu przyjechali. Lekarze okazali się mendami śmiejącymi się z naćpanego gnojka. Nie chcieli mi dać kubeczka wody ani nawet rozmienić pieniędzy, gdy czekałem przy automacie na SORze. Tylko wszystkie CeVy znowu wróciły, ale już kompletnie nie miałem siły się mobilizować. Ostatecznie podłączyli mnie pod kroplówkę i dali coś na uspokojenie (wtedy naprawdę było dobrze, bo cały czas czułem męczące wahania temperatur). Ostatecznie wyszedłem o 12.29 tego samego dnia bez konsekwencji finansowych czy prawnych. Po powrocie do domu przespałem 24 h. Oczywiście mama dowiedziała się o wszystkim i opowiedziałem jej skróconą wersję mojego eksperymentowania z różnymi stanami świadomości.
Psychodeliki, dysocjanty ogólnie wszystko poza ziołem i alkoholem (który pijam sporadycznie) odstawiam na czas bliżej nieokreślony. Wcześniejsze obawy, że Meo Mipt się we mnie „wbudował” teraz się tylko utwierdziły. Wiem że to coś cały czas gdzieś we mnie siedzi i nie wiadomo czy lub i kiedy się pokaże. Był to chyba mój najbardziej wartościowy trip w życiu. Nauczyłem się wiele o innych, trochę o sobie, ale przede wszystkim nauczyłem się doceniać życie. Naprawdę bałem się że umieram, że idę tam gdzie istnieje byt, ale nie ludzki. Inny niż ten którego doświadczamy całe życie. Kiedyś przyjdzie na mnie pora, ale teraz jest mój ludzki czas. Zrozumiałem co znaczy łapać życie. Doceniam teraz nawet ból - każde ludzkie uczucie. Pare dni temu spaliłem ciut za dużo zioła. Nie sugerowałem się niczym, czułem się nawet dobrze, ale czułem podobny do tych przeżyć pewien wychodzący lęk i potrzebę robienia czegoś, pewną nadaktywność umysłową. Szybko jednak się uspokoiłem.
Czy jest ktoś, kto jest w stanie wytłumaczyć mi co się ze mną stało? Skąd miesiąc po przeżyciu pełen powrót fazy? Czego na pewno powinienem unikać, a jakie substancje mogą być „bezpieczne”? Chce ubezpieczyć się w jakiś środek uspokajający żeby był na wszelki wypadek. Co najlepsze? Mam nadzieje, że wypowiedzą się ludzie dobrze znający się w tym temacie.
- 65021 odsłon
Odpowiedzi
Moje zdanie
Moje zdanie na ten temat jest takie że to co chciało cały czas wyjść to były lęki które niepotrzebnie zdusiłeś... powinieneś pozwolić im wyjść, one są jak bąbelki w wodzie - poruszone lecą ku górze, pękają i nigdy więcej nie wracają... być może to właśnie to na czym Twoje EGO opiera swoje istnienie. W każdym bądź razie nie dziwię Ci się ani trochę, moja reakcja byłaby podobna gdybym nie spodziewał się czegoś takiego. Zanim następnym razem sięgniesz po psychodeliki poświęć trochę czasu i spróbuj zbadać te lęki na trzeźwo, ze świadomością że robisz to dobrowolnie i w razie czego możesz zawsze "wrócić". Jeśli już miałbym polecić jakiś środek ku temu pomocny to wybrałbym 4-ho-met w jakichś rozsądnych dawkach (15mg? zależy jak się czujesz), chociaż prorok zawsze wywoływał u mnie uczucie głębokiego spokoju. Dopóki nie zbadasz tych lęków dobrowolnie, unikałbym po prostu psychodelików w większych ilościach
P.S.
Dzięki za nutkę "Funkadelic - Maggot Brain", przekozacka
Wytłumacz proszę co masz na
Wytłumacz proszę co masz na myśli pisząc to co chciało cały czas wyjść? Masz na myśli to o czym pisałem przy Toolu?
Bless
Dokładnie
Dokładnie tak, cytując: "Dodam jeszcze, że gdy względnie było wszystko w porządku - słuchając toola nagle pojawił się taki histeryczny, schizowo, paranoiczno wkręcający nawrót lęku. Szybko udało mi się go „schować”."
Myślę, że to była główna przyczyna bad tripa, psychodelik spowodował że zacząłeś wyrzucać z siebie jakieś stare lęki prawdopodobnie z przeszłości, być może to była trauma albo zwyczajny strach ego przed "rozpłynięciem się". Wiele bym dał aby osiągnąć ponownie taki stan i tym razem nie zawachać się i nie chować tego z powrotem bo to jak wbijanie w siebie strzały zamiast ją usunąć. Byłeś o krok od uwolnienia się od iluzji ego ale takie uwalnianie się na siłę czasami może skończyć się paranoją (tylko wtedy jeśli zostaną jakieś resztki ego). Pozdrawiam
Nie był to zwykły lęk z
Bless
Nie był to zwykły lęk z
Nie był to zwykły lęk z podświadomości. Było to takie psychodeliczne wygięcie. Powrót tych przeżyć i związany z tym paniczny strach. Nie chciałem tego powtarzać. Kwasów narazie nie dotykam. Jeżeli dostałem FB po grzybach to tym bardziej nie dotykam narazie chemii. Próbowałem to puścić na samym początku- niech się dzieje co się chce. Ale to się stało nie do zniesienia a potem nie mogłem się uspokoić. Może i próbowałem , ale mój mózg się przegrzewał- było mi gorąco w głowie. Czułem się jak zatruty- fizycznie jak i psychicznie. To nie był żaden traumatyczny lęk z przeszłości
Bless
Zgadzam się w pełni z
Zgadzam się w pełni z poprzednikiem. Natomiast jeśli chodzi o pytanie dot. środków farmakologicznych, neuroleptyki (np. chloropromazyna, olanzapina) znoszą tripa całkowicie, na uspokojenie oczywiście benzodiazepiny (diazepam IMO najlepszy, chociaż i klonazepam, czy alprazolam da radę).
Ja jakiś czas temu szalałem z
Ja jakiś czas temu szalałem z benzydaminą, i mam dokładnie to samo wrażenie, że o ile przy innych opcjach był trip i nic więcej, to z benzą czuję się do tej pory, jakby wbudowała się we mnie. Dziwna sprawa, bo pod koniec tripa (ok 10 godzin), był jakby nawrót do apogeum, tylko nie wizuali a jakiś dziwnych psychodeli w głowie. Było mi jednocześnie dobrze (cieszyłem sie grubym tripem) i już mnie to męczyło. Towarzyszyły temu też praktycznie co kilka/kilkadziesiąt sekund "windy" czyli zjazdy w dół w głębi ducha (chyba to na mi najbardziej wjechało na banie podczas tripa), co raczej mnie wkurwiało. Po tym czasie zdarza mi się mieć jakieś krótkie flashe (typu, że pies mnie goni, albo muchy mi latają koło głowy) + co najbardziej mnie martwi, podczas konsumpcji ukochanej mj również zaczęły mi się robić windy. Co prawda nie, że bez przerwy, ale pare wind zawsze po buchu się zdarzy. Nigdy nie zdarzały mi się po gandzie, żadne dziwne banie, aż do czasu kiedy nie przyswoiłem tej benzy. Ktoś ma jakąś poradę?
Benzydamina.. -_-
Przede wszystkiem nigdy więcej benzy. Po jakimś czasie (u mnie po kilku miesiącach) to samo zaczęło przechodzić, dodatkowo miałem strach przed ciemnością, taki paniczny, nabawiłem się jakiejś fobii przed owadami, trwale pogorszył się wzrok (na powidoki pomaga ujebanie się benzodiazepinami, na lęki też powinno pomóc). Jeśli te windy to takie dziwne paranoje, chwilowe niewytłumaczalne skoki ciśnienia, jakby adrenalina uderzała do głowy, taka mobilizacja w głowie, sztywnieją lekko mięśnie karku (ucucia raczej chemiczne), to nie wiem jak się tego pozbyć, na szczęście zdarza się coraz żadziej. Ogółem w czasach kiedy często bawiłem się deksem w sporych dawkach, i wtedy wrzuciłem benzę, to oczy miałem jakieś zszarzałe, skóra też miała inny odcień, taki blady, a co dziwne pojawiło się kilka siwawych (nie całkiem siwych) włosów O.o Apteka to zło ;0
Nie słuchaj
Nie słuchaj jakichś historii o lękach z przeszłości, które na tripie muszą wyjść z Ciebie i że niby wtedy ustaną. To czego doświadczasz, to stany lękowe aktywowane zażytą substancją "tu i teraz". Powracające uczucie lęku po zażyciu innych substancji niż ta, która je wywołała, to nie flashback, a dowód, że jesteś podatny na doświadczanie wzmożonych, negatywnych odczuć pod wpływem psychodelików. Inaczej, być może jesteś tzw. lękowcem. Tacy ludzie, są szczególnie narażeni na negatywne konsekwencje i powikłania wynikające z używania substancji psychoaktywnych, a taki stan rzeczy wynika z chemii ich mózgu. W ich przypadku, negatywne stany po zażyciu substancji p.a. mogą powracać, a nawet utrzymywać się po ustaniu tripa.
Nigdy do końca nie wiadomo kogo rzeczywiście to może spotkać, gdyż większość osób doświadczających tzw. bad tripów nigdy nie skarży się na utrzymujące się kryzysy psychiczne wywołane zażywaniem narkotyków. Moja rada jest taka - zrób sobie przerwę w zażywaniu psychodelików i obserwuj swoje stany po marihuanie (to też psychodelik, ale jak pisałeś nie chcesz z niej rezygnować) i alkoholu (szczególnie na kacu). Jeśli lęk będzie powracał, lub pojawią się inne, negatywne stany umysłu (nadmierna podejrzliwość, poczucie bycia obserwowanym, lęk, napięcie, obniżenie nastroju, nieprzyjemna gonitwa mysli, odczucia obcości i "inności" świata, poczucie obcości własnego ciała - wiele z tych uczuć to konsekwencje zażycia, sam oceń na ile ci to rzeczywiście przeszkadza, o ile cokolwiek z wymienionych się kiedykolwiek pojawi) po substancjach, powinien być to dla Ciebie znak, że lepiej jakbyś jednak unikał zażywania zarówno psychodelików jak i stymulantów.
Dowiedz się także, czy w Twojej rodzinie odnotowywane były przypadki chorów psychicznych (depresje, nerwice, zaburzenia lękowe, osobowości, ale też psychozy, w tym schizofrenia). To ważne, ponieważ skłonność do zachorowań może być dziedziczna.
Ogólnie jednak wyluzuj, zawsze dbaj o set & settings (nawet przy paleniu trawy) i ostrożnie dawkuj, nie przesadzaj. Powyższe rady powinny dać ci w przyszłości jakieś wyobrażenie nt. tego co tak naprawdę się dzieje (działo), bo równie dobrze może być to nic nie znacząca, jednorazowa akcja.
Pozdr
Nie wiem jak pomóc, ale na podstawie doświadczenia
Mogę napisać, że jeśli wiedząc że to co za wziąłeś to IMAO to efekt bad tripa mógł byc wywołany nawet przez złą dietę go poprzedzającą - szczególnie należy zwrócić uwagę na efekt "przegrzewania" o którym wspomniałeś. Jak pierwszy raz jadłem grzybki miałem dokładnie to samo - wszyscy dookoła się cieszyli a ja wbity w głąb własnej psychiki nie mogłem się odnaleźć (choć było to mega doświadczenie które jest oddzielną historią). Poczytaj o IMAO i tryptofanie - zastanów się co spożywałeś w ciągu kilku dni poprzedzających doświadczenie. Może Ci to pomoże w przyszłości.
Prawda jest dziwniejsza niż fikcja
Grzyby już schodziły a ja
Grzyby już schodziły a ja nagle dostałem efektów fizycznych, jak i wizualnych dokładnie takich jakie były na Mipcie. 3 tygodnie po grzybach po paru dniach MJ pojawiły się ostre sinusoidalne deprechy (ogólnie brak motywacji, brak sensu zycia i ból egzystencjonalny sinusoidalnie (ostatnio się zmienijszyły) trwają 2 tygodnie- kompletnie trzeźwo), raz znowu musiałem powstrzymać flashbacka(dokładnie to samo uczucie co na grzybach), pare dni temu niezłe psychozy, nagłe lęki, kłopoty ze snem, pare dni temu obraz mi się ładnie wyginał. Doszedłem do wniosku, że rozjebałem se układ nerwowy- pare łyków piwa mnie bardzo dziwnie pobudzało, z tydzień temu po wypiciu jednego piwa wpadłem w taką schize, że 2 dni do siebie dochodziłem. Oczywiście myśli odgrywają tu znaczącą rolę, ale bywało tak, że nie były zależne ode mnie- byłem mało sobą, czasem też nieźle odrealniony. Te pare dni jarania zioła, było poprzedzonych wypiciem jednej kawy- Gdy ją piłem nagle poczułem jakby mi się środek głowy zkofeinizował( podobne uczucie czułem kiedyś jak piłem kawe na pusty żołądek, ale to zkofeinizowanie wtedy czułem w mięśniach nie głowie). Wtedy przestraszyłem się kawy, było 7 dni palenia zioła, a ja zawszę jak się budziłem to czułem się rześki i wypoczęty( co nigdy po 3 dniach MJ się nie przytrafiało.) Ogólnie przez te 7 dni myślało mi się zajebiście a na samą myśl o kawie myślałem że mi się mózg rozsypie. W końcu pierwszy dzień bez palenia zioła i ostryy dół... Byłem u psychiatry, dostałem afobam Trittico i Asertin. Afobam narazie niech leży na wypadek nagłego lęku. Pierwsze Trittico wzięte przed snem spowodowało, że w końcu od paru dni obudziłem się wypoczęty i zadowolony :) Asertin na razie chyba zostawiam. Z góry mówie wszystkim co są przekonani o potędze podświadomości, że przez ostatnie 2 tygodnie przechodziłem przez przeróżnie dziwne stany od których sam nie do końca byłem zależny. Mam tylko nadzieje, że się naprawie. Oczywiście o alkoholu psychodelikach i stymulantach narazie nie ma najmniejszej mowy jeżeli w ogóle. Dobra była czekolada i rumianek <3. Ten to mnie uspokajał. Polecam rumianek na wszelkie stresy. pozdrawiam
Bless
Podpisuję się pod postem
Podpisuję się pod postem shrtg obiema rękoma. Wielu domorosłych psychologów powie Ci, że lęki muszą być wynikiem traumy, bo tak przecież było w Hannibalu albo w Buntowniku z wyboru. Nie ma to nic wspólnego z prawdą. Próba znalezienia jakiejś traumy, którą trzeba przepracować skutkuje raczej tym, że w końcu znajdziesz jakieś niemiłe wspomnienie i uznasz, że jest ono przyczyną nieusuwalnego skrzywienia Twojej psychiki. To bardzo kuszące - mieć "traumę" i obarczać ją winą za wszystkie niepowodzenia dlatego wielu ludzi daje się łatwo przekonać do takiej wizji. Mam nadzieję, że nie wpadniesz w taką pułapkę. Do wszystkich, którzy wciskają opowieści o traumach: nie pomagacie ludziom tylko im szkodzicie. Przestańcie.
Powiem Ci, co się stało
Miałem podobne objawy po zupełnie innych tematach, i z tego co czytam na tym forum, schemat się powtarza, niezależnie od tego, co bierzesz. Ja koniec końców skończyłem na półrocznej terapii psychologicznej. To, co się działo ze mną (w trakcie i po) to nerwicowe stany lękowe. Nie jest to jeszcze nerwica, ale są to objawy nerwicowe. Niestety, milutkie używeczki wielu ludziom zrobiły krzywdę. Ja, po 9 latach od zdarzenia, nie jestem w stanie nawet ganji zapalić, od razu objawy wracają i goni mnie szatan :) . Proponuję zaprzestać. W innym przypadku możesz sobie zrobić konkretną krzywdę. Wierz mi, sytuacja, w której idziesz sobie spokojnie, na trzeźwo, radosny i luźny przez miasto, a nagle dopada cię lęk, jakbyś zaraz miał umrzeć w niewyobrażalnych cierpieniach, ta sytuacja potrafi odjąć zmysły. Proszę, ludzie, nie wierzcie w głupoty o ego, jaźni, duchach i kosmosie. To co się zieje na bad tripie, przy flashbackach i po, to są zwykłe psychozy. Prowadzić to może do nerwicy albo depresji. Albo poważniejszych akcji (np. aktywacja schizofrenii - chociaż nie znam osobiści nikogo takiego).
ja tak mialem jak zjadlem za
ja tak mialem jak zjadlem za malo i za duzo grzybów. pozatym dodam tylko ze sam sobie zrobiles krzywde gdy pomyslales ze jest ci jakos dziwne mozg znalazl najdziwniejsze doswiadczenie i przy okazji traumatyczne. Żeby pozbyc sie tej gonitwy mysli musimy pozbyc sie wszystkich stereotypów i naprawde sie czyms zajac mi najlepiej pomaga szczera rozzmowa. zajac sie czyms naprawde to nie to samo co porobie cos moze nie bd mi tak dziwnie :) Na przed ostatnim tripie z halunów mialem najpierw bada po czym jak znalazlem konstruktywne zajecie po ktorym odczuwalem emocje nie wazne czy dobre czy zle wazne zeby prawdziwe mialem piekna faze .