faza filozoficzna na granicy obłędu
detale
+11 g ok. godziny 13:00
+6 g ok. godziny 14:00
raporty anonimus
faza filozoficzna na granicy obłędu
podobne
Grzybów halucynogennych nie traktuję jako rozrywkę, a raczej katalizator rozważań filozoficznych. Do tej pory korzystałem z psylocybiny raz na kilka lat. Tym razem wybraliśmy się z żoną na wycieczkę do Amsterdamu, aby spróbować polecanych przez znajomych trufli High Hawaiians.
Zgodnie z instrukcją zasięgniętą w sklepie, około godziny 12:00, w chillerskim mieszkaniu znajomych, wzięliśmy po połowie opakowania (ja ok. 12 gramów, żona ok. 10 gramów). Po godzinie 13:00 panowała atmosfera rozluźnienia, ale bez silniejszych rozkmin filozoficznych, żonie to odpowiadało, ja sięgnąłem po kolejnych 11 gramów, które delikatnie zaczęły wchodzić i około godziny 14:00 kierować moje myśli w tym kierunku, którym chciałem - fundamentalnych pytań związanych ze stworzeniem świata, ludzi oraz ich wiarą i tożsamością. Do tej pory podczas wcześniejszych sesji psylocybinowych rozważania te sprawiały mi dużo satysfakcji.
Żona i znajomi zamknęli się w pokoju za drzwiami i weszli w bardziej humorystyczną fazę, ja zostałem sam na wielkim łóżku i przy muzyce relaksacyjnej zadawałem sobie kolejne pytania - o świat, o Boga (jestem ateistą), o człowieka i jego tożsamość. Pasowało mi to, kiedy biorę grzyby nie jestem zbyt towarzyski. Pytania przypływały i odpływały spokojnie w rytm muzyki relaksacyjnej, przy zamkniętych oczach pojawialy się nawet ciekawe fraktale, ale ok. 14:30 nadal nie czułem satysfakcjonującego poziomu rozkminy, choć faza zaczynała się powoli kształtować w kierunku pytań "kto i co posuwa ten świat do przodu". Zawiedziony jednak brakiem jakichkolwiek wizuali na otwartych oczach (high hawaiians pod tym kątem mają podobno moc 6/6, a ja widziałem ledwie światło omiatające obiekty niczym przez filtr polaryzacyjny w aparacie) postanowiłem, że dorzucę jeszcze odrobinę z paczki żony i zjadłem jeszcze ok. 6 gramów chcąc wzmocnić przede wszystkim efekty wizualne (ważę prawie 100 kg, więc nie miałem jakichś wielkich obaw).
Otoczony muzyką, roślinami i odcięty od towarzystwa na salonowym łóżku zadawałem sobie kolejne pytania i odpowiadałem sobie na nie, jednak prawdziwe przyspieszenie rozkminy nastąpiło po zakończeniu playlisty z muzyką relaksacyjną. Połączenie ciszy i skumulowanego wejścia ok. 30 gramów High Hawaiians okazało się w tym przypadku ryzykowne. Myśli zaczęły napływać do mojej głowy jak ogromny wodospad, pytanie za pytaniem, odpowiedź za odpowiedzią - na początku mi się to spodobało, jednak po dłuższej chwili sam zacząłem się zapętlać i podważać swoje wcześniejsze odpowiedzi na te same pytania, dochodząc momentami do paradoksów. To był problem - sam zacząłem zaprzeczać swoim wcześniejszym teoriom dotyczącym m.in. źródła tożsamości człowieka. Czarę przelało zderzenie dwóch myśli, do których doszedłem na różnych etapach tripa.
Ciężko spłycić je do poziomu jednego zdania, ale najlepszym uproszczeniem byłoby "każdy człowiek ma swojego Boga - swoją tożsamość". Z takim wnioskiem w głowie około 15:30 (szczyt wejścia 3 porcji grzybów) udałem się do toalety aby dać odetchnąć pęcherzowi. Mocno zagnieżdżony w tej myśli, szukając wspomnianego "boskiego" oblicza postanowiłem spojrzeć w lustro (wiedziałem, że lustro nie jest dobre w czasie tripowania) i to był błąd. Patrząc się głęboko w swoje źrenice, otoczony roślinnymi motywami tapety i szumem łazienkowego wentylatora, do mojej głowy wpłynęła kolejna myśl, którą najprościej ująć jako "ale Boga nie ma, to ludzie go wymyślili".
Zaczęła się jazda po zderzeniu tych dwóch myśli, bo skoro Bóg to tożsamość człowieka, a Boga nie ma, to nie ma też tożsamości. Choć może się wydawać absurdalne, to przed lustrem zacząłem zaprzeczać w głowie swojej tożsamości, swojemu "ja", w moim zgrzybowanym mózgu pojawił się bluescreen, system overload czy jakby tego nie nazwać. Wróciłem na łóżko, te dwie myśli zaczeły się bardzo mocno nakręcać, straciłem nad tym kontrolę, coraz bardziej zacząłem podważać ludzką tożsamość, aż pojawił się kolejny wniosek - "w takim razie tożsamości nie ma, jesteśmy tylko kupą mięsą", poczułem jak moje "ja" upada na podłogę i rozbija się na setki drobnych kawałków, jak porcelanowy talerz, a ja przestaję czuć jedność umysłu ze swoim ciałem. To było uczucie, którego nigdy wcześniej nie doznałem, coś, czego nie da się wytłumaczyć.
Poczułem, że w zastraszającym tempie zbliżam się do jakiejś granicy obłędu i że zaraz jak tego nie przerwę mogę przekroczyć pewien próg, za którym być może skrywa się jakaś nowa prawda, ale po którym nie będę w stanie pozbierać do jednego kawałka swojego "ja". Na szczęście starałem się cały czas trzymać jakiś kontakt z rzeczywistością i pamiętać, że tripuję, chociaż po 30 gramach High Hawaiian nie było to łatwe, tym bardziej, że czas płynął bardzo dziwnie - spowalniał i przyspieszał. Ciężko było osadzić to wszystko w czasie.
Około 16:00 ruszyłem po ratunek do żony i znajomych (jedna koleżanka pilnowała nas delikatnie przypalając marihuanę, więc miała w miarę chłodne spojrzenie), aby dali mi trip-stoppera bo chyba łapię mocnego bad-tripa. Wpadłem w lekką panikę, którą próbowałem opanować - może zwymiotowac, może dzwonić po karetkę żeby dali mi jakąś kroplówkę, może się położyć po trip-stoperze i trochę się spróbować zrelaksować. Wybrałem to ostatnie, położyłem się przy żonie i znajomych aby przeczekać, jednak myśli i pytania o moje "ja" nie dawały spokoju. Kładłem się i wstawałem, co kilka minut. Chodziłem nerwowo po nieswoim domu zastanawiając się czy uda mi się jeszcze kiedyś skleić dawnego siebie - szczęśliwego człowieka, którego życia układa się naprawdę dobrze.
Nerwowo czekałem aż trip-stopper zacznie działać, ale miałem ledwie przebłyski swojej tożsamości. Co skleiłem i wsadziłem do głowy kilka faktów o sobie, o tym co się dzieje i gdzie jestem, to jak tylko na chwilę straciłem koncentrację uciekały mi one z głowy jak powietrze z pękniętego balonu i nadal miałem w niej pustkę. Rozpaczliwie chodziłem po nieswoim domu, szukając czegoś, co pomoże mi określić tożsamość kim jestem i co ja tu robię - jedyne co miałem na miejscu to buty, kurtka i torba podróżna, więc chwytałem się ich na pełnej koncentracji jak okruchów swojej osobowości, po kilka razy, co kilka minut. Żona i znajomi mieli swój trip, nie chciałem dać się w niego wciągnąć i nie chciałem też wciągać ich za mocno w swój, bo wiedziałem że też tripują i z takiego połączenia nic dobrego nie wyjdzie - a na pewno nic dobrego dla mnie. Ten brak "zaufania" na tripie wzmocnił we mnie efekt strachu czy dojdę do siebie, bo czas mijał, a okruchy "ja", które kleiłem po chwili się rozpadały i nadal widziałem siebie tylko jako "kawałek mięsa" bez tożsamości. Ta męczarnia trwała prawie godzinę wypełniając mnie rozpaczą i strachem co będzie dalej.
Około godziny 17:00 (godzinę po wzięciu trip-stoppera) wszystko zaczęło się normować, a myśli zaczęły się uspokajać, to co składałem, zostawało, wiedziałem że byłem na dobrej drodze do wyjścia ze schizy więc koncentrowałem się na tym tak mocno jak tylko mogłem, ale każdy fragment siebie musiałem sam ułożyć w głowie i skleić faktami. Udało się i ok. 18:00 czułem się już prawie całkowicie normalnie, nieco przerażony tym co się stało i jak grzyby "zryły" mi głowę w czasie tripa.
Nie doceniłem mocy High Hawaiians, a wejście w mocną filozoficzną fazę w nieswoim domu (mało punktów zaczepienia swojego "ja" dookoła) pogłębiło efekty złapanego dość gwałtownie bad-tripa. Nie żałuję go, bo przeżycie utraty osobowości jest czymś, co trudno sobie wyobrazić i zrozumieć, a problemy na tym poziomie dotykają przecież pacjentów szpitali psychiatrycznych. Teraz wydaje mi się, że lepiej rozumiem w czym mogą tkwić problemy przynajmniej części tych osób - ich mózgi pracują w jakiejś spirali myśli, której nie mogą zatrzymać, w swoim wyodrębnionym metafizycznym bycie. Oni z różnych przyczyn przekroczyli drzwi w mózgu, przed którymi ja się w strachu wycofałem i wziąłem trip-stopera mając przed sobą potencjalnie jeszcze kilkugodzinną fazę.
Nie cofnąłbym tego tripa, ale chyba tylko dlatego, że wyszedłem z niego cało, choć mocno obity. Poniżej kilka rad ode mnie jak się nie poobijać.
1) nie przesadzać z ilością, wszystko powyżej jednej paczki (22 g) to za dużo - tak jak piszą na opakowaniu, żeby nigdy nie przekraczać 22 g
2) nie szukać tego co wypisują na opakowaniach trufli za wszelką cenę, bo każdy organizm reaguje inaczej, ja mimo przedawkowania nie miałem żadnych efektów na otwartych oczach
3) nie siedzieć w ciszy, subtelna muzyka dobrze kieruje tempem tripa bo daje jakiś punkt referencyjny czasu, cisza może być niebezpieczna
4) nie skręcać w kierunku niebezpiecznych tematów, bo łatwo się w tym zatracić, nawet jak trip idzie dobrze wystarczy jedna zła myśl, która wywali "error" w głowie i w ciągu sekund świetna faza może wejść w bad-tripa
5) mieć ze sobą trip-stoppera i nie wahać się go użyć jak coś idzie w złym kierunku, wychodząc z bad-tripa maksymalizować spożycie cukru (np. słodycze) żeby przyspieszyć wyjście
6) być w miejscu, które dobrze znasz i mieć pod ręką kogoś zaufanego, kto nie tripuje i w razie czego pomoże Ci odnaleźć siebie lub pokieruje Cię wyjściem z tripa, abyś nie panikował - to naprawdę nie jest łatwe
- 5503 odsłony