jak uśmiech..
detale
Nikotyna (kilkanaście razy)
Zioła etnobotaniczne (kilkanaście razy)
raporty darkwind
jak uśmiech..
podobne
Tak, jest to kolejny TR z DXM w roli głównej. Chciałbym jednak zwrócić w nim uwagę na to jak wiele dało mi pierwsze "spojrzenie" na dekstrometorfan oraz podzielić się moim zdaniem na temat rzeczonej substancji i jej popularnego zastosowania.
W poniższym raporcie nie znajdziecie opisu CEVów, zaburzeń świadomości, beki z kolegami, ogólnej niezłej jazdy. Znajdziecie wspomnienie osoby dla której DXM okazało się być czymś więcej niż aptekowym mózgojebem.
Jestem osobą spokojną, introwertykiem. Interesuję się ezoteryką, kulturami świata, okultyzmem, rozwojem duchowym. Świat często wydaje mi się miejscem szarym, złym, nudnym. Mimo że wiem ile ma do zaoferowania często czuję jakby nie dane mi było doświadczyć większości wspaniałych rzeczy, choćbym postanowił to zrobić. Czuję się ograniczany.
O substancjach psychoaktywnych czytam od ponad roku wiedzę czerpiąc z portali stricte o używkach traktujących (erowid, hyperreal) jak i wikipedii czy innych źródeł encyklopedycznych. DXM przyciągnął moje zainteresowanie jakiś czas temu. Wiedziałem o nim tyle, że jest to legendarny, flagowy narkotyk polskiej gimbazy. Że Acodin "daje kopa" więc polscy 14-latkowie łykają go całymi opakowaniami żeby mieć "jazdę". Prymitywne, głupie, tak. Przyznam, zraziło mnie to do dekstrometorfanu.
Nieco później postanowiłem z czystej ciekawości dokształcić się jeśli chodzi o DXM. Ku memu zdziwieniu opisywane przez użytkowników efekty były bardzo ciekawe i wykraczały poza tradycyjne "haluny i nieogar".
Mówię sobie: "trudno". Acodin jest tani, ja znudzony i BARDZO potrzebowałem czegoś nowego, co troszkę odświeży moje spojrzenie na świat. Czułem się chory, uszkodzony. Wiem, wiem, oszczędźcie mi kazań. W takim stanie nie powinno się tykać psychoaktywów.
Jako że jestem bardzo ostrożny postanowiłem wg zaleceń FAQ z hyperreala wykonać "test uczuleniowy". Kupiłem Acodin i lekko poddenerwowany wróciłem do mieszkania z dziewczyną która właśnie przyjechała. Wziąłem 8 tabletek Acodinu.
T+15m:
Czuję ciepło w całym ciele, coś dzieje się w moim żołądku. Wiem, że to nie DXM. Za wcześnie na to, więc fale ciepła były tylko objawem poddenerwowania.
T+30m:
Czuję się.. "inaczej". Coś się zmieniło, choć nie jestem w stanie powiedzieć co. Uruchamiam jakąś grę i muzykę, gram sobie, dziewczyna obok, tak sobie siedzimy i czekamy. Dziewczyna zauważa zmianę w moim zachowaniu. Ja też. Jestem pobudzony, mówię więcej, szybciej.
Myślę o DXM. Właśnie połknąłem osiem tabletek gimnazjalnej ambrozji. Wiem, że efekty, nawet jeśli się pojawią, będą bardzo słabe. Chcę tylko "poczuć" substancję.
T+1h:
Drapie mnie w gardle (wtf?).
Pobudzenie minęło. W głowie pojawiło się uczucie jak po wypiciu kilku piw, kiedy położymy się i zamkniemy oczy. Myślę sobie "zgodnie z opisem". Nie byłem zaskoczony, grałem jeszcze chwilę po czym zmieniłem muzykę na Desideri Marginis, wyłączyłem grę i postanowiłem położyć się z dziewczyną na łóżku.
Kiedy wstałem poczułem lekkie mdłości, ledwo wyczuwalne, które minęły po paru sekundach. Czuję że część zmetabolizowanej substancji już działa, dość wyraźnie. Czuję jakbym od pasa w dół był cięższy, przyciągany do podłogi nieco mocniej niż zwykle; od pasa w górę byłem zaś lżejszy.
Położyliśmy się, posłuchaliśmy trochę DM. Muzyka którą tworzą jest dość mroczna i nie był to dobry wybór przy moim nastroju. Wstałem (znów krótkie mdłości) i zmieniłem playlistę na spokojne fragmenty soundtracku z gry Elder Scrolls: Skyrim.
To był strzał w dziesiątkę.
Położyłem się z dziewczyną pod kołdrą, było nam chłodno. Uczucie "szumu" w głowie stawało się coraz silniejsze, ale nie na tyle by przeszkadzać czy sprawiać jakiś dyskomfort. Po prostu było odczuwalne. Skupiłem się na muzyce. Była inna.
Instrumenty smyczkowe wydawały się delikatnie głaskać mnie po policzkach, klawisze i struny były jak kropelki deszczu, delikatne, piękne. Dosłownie czułem jak muzyka lejąca się z głośników powoli wypełnia cały pokój, jak ciepło rozchodzące się z kominka. Pomyślałem sobie "120mg i czuję coś takiego? To jest niesamowite!" (Tutaj muszę zaznaczyć- jestem bardzo, BARDZO wrażliwy na muzykę. Nie będę się rozpisywać jak to działa, w każdym razie muzyka jest bardzo ważną częścią mojego życia.)
Pływałem w dźwiękach, czułem jakby muzyka opiekowała się mną, dbała o mnie. Cały czas jednak byłem całkowicie świadomy. Poczułem się bezpieczny, spokojny (to uczucie zdziwiło mnie jak spotkanie starego przyjaciela na drugim końcu świata), zaspokojony.
T+2h:
W tym momencie byłem szczęśliwy. Nie czułem tego bardzo długi czas. Miałem wszystko co chciałem. Swoją kochaną dziewczynę w ramionach, muzykę w uszach, to wszystko delikatnie "doprawione" niesławnym lekiem na kaszel. Czułem się pewnie i stabilnie. Dokładnie opowiadałem towarzyszce co czuję, co myślę. Formowanie zdań przychodziło mi bardzo łatwo i płynnie, nieustannie na usta wciskał mi się uśmiech, mimo że nie czułem wyraźnej euforii. Uśmiech był wynikiem satysfakcji- zaplanowałem coś, przygotowałem się i wykonałem to z rozsądkiem. To był mój pierwszy krok w krainę innych niż alkohol i nikotyna substancji psychoaktywnych.
Kolejna rzecz przywiodła na moją twarz jeszcze więcej uśmiechu. Nie czułem tego, czego się obawiałem. Nie chciałem "dosypać". Nie chciałem szybko przeżyć kolejnego tygodnia by minęła tolerancja w celu zażycia większej dawki. Nie potrzebowałem więcej. To było dokładnie to, czego chciałem.
T+2,5h
Każdy odczuwany efekt był tak cudownie delikatny, subtelny, nawet te z pozoru nieprzyjemne, jak mdłości czy "lekka głowa" były tak słabe, że wydawały się nieśmiałe, bawiło mnie to. Zatopiony w cudownym nastroju czułem się jakbym spotkał piękną, ciekawą dziewczynę i spędził z nią miłą chwilę. Porozmawiał, powygłupiał się. Nie ma to nic wspólnego z moim stanem "zajęcia", moja dziewczyna nigdzie się nie wybiera, po prostu nie potrafię wymyślić lepszego porównania do tego co czułem. Wyobraźcie sobie że czujecie do kogoś szczególną sympatię (nie pociąg seksualny a raczej potrzebę bliskości i kontaktu), kogoś kto was nie zna. I ten ktoś obdarowuje was pięknym uśmiechem, zapraszającym do kontynuowania waszej dopiero rozpoczynającej się relacji. Takie to było uczucie.
T+5h
Dziewczyna pojechała do domu w dobrym nastroju, ja zostałem sam pośród muzyki. Przez ostatnie 2 godziny efekty DXM powoli oddalały się, zanikały. Nie czułem jednak jakby ktoś zabrał mi pyszne danie sprzed nosa. Przeciwnie. Byłem najedzony, gotowy wstać od stołu.
Nagle poczułem gniew. Odrazę. Tak, do was mówię, jebane gimbusy. Poczułem się jakby moją wspomnianą piękną dziewczynę ktoś wykorzystywał, gwałcił.
Na imprezach, w klatkach, w ukryciu. Całymi paczkami, do wymiotów. Do nieprzytomności. Ku uciesze kolegów i koleżanek, przy akompaniamencie prostych dźwięków z telefonów komórkowych i dymie tanich papierosów. Muszę z tym żyć jak mniemam. Wytłumaczyłem sobie to tak, że sama pani DXM znalazła pewną ulgę i przyjemność w moim towarzystwie. Wiem też na pewno, że istnieje wiele innych osób, które, tak jak ja, darzą tego typu substancje należytym szacunkiem.
Jak tak mała dawka substancji pozwoliła mi przeżyć tyle przyjemności? Myślę że to proste- połowa pozytywnych odczuć wynikała z mojej własnej satysfakcji i uczucia odniesienia pewnego sukcesu, przekroczenia pewnej bariery.
Następnym razem zażyję koło 17 tabletek, aby osiągnąć II plateau. Z czystej ciekawości. Jeśli okaże się, że to więcej niż potrzebuję, pozostanę koneserem I plateau. Nie czuję "potrzeby" rychłego spotkania z DXM. Wolę poczekać, stęsknić się troszkę za tym, co poczułem, żeby jeszcze lepiej odebrać kolejną dawkę przeżyć.
PS. Dobry nastrój nie minął, nadal go czuję. To jest dla mnie skarbem większym niż cokolwiek innego co ostatnio przeżyłem.
- 9623 odsłony