magia teraźniejszości
detale
raporty 「𝕻𝖘𝖞𝖈𝖍𝖊𝖉𝖊𝖑𝖎𝖈」
magia teraźniejszości
podobne
Witam wszystkich podróżujących i tych, którzy chcą dopiero zacząć swoją przygodę z psychodelikami.
W tym raporcie opiszę wam wszystkie doznania, które pojawiły się podczas sesji z tą magiczną substancją, jaką jest LSD.
Wszystko zaczęło się około godziny 13. Ja oraz mój znajomy A. stwierdziliśmy, że dziś jest dzień, żeby trochę zjednoczyć się z naturą, dlatego rozłożyliśmy się wygodnie na swoich miejscach w mieszkaniu, zarzuciliśmy kartony (on 2, ja 1) i czekaliśmy na pierwsze efekty. Po niecałej godzinie obiekty w pokoju zaczęły falować. Mimo że znałem ten stan z wcześniej to i tak czułem ogromną ekscytację.
Gdy tylko energia skumulowała się w przestrzeni, zaczęliśmy z niej korzystać jak rośliny używające słońca do fotosyntezy. Do tego celu niezbędna była odpowiednia muzyka (Shpongle oraz inne utwory, które podkręcały nasz stan). Kompletnie straciliśmy rachubę czasu, ja nie byłem nawet w stanie stwierdzić, jaki mamy dzień tygodnia i jaka jest obecnie godzina. Czas w tym momencie był pojęciem tak abstrakcyjnym, że dotarło do mnie, że historia całej naszej ludzkości, a także ogólnie wszystkiego co istnieje, opiera się na teraźniejszości, danej chwili, drobnych i wielkich czynach, które mają wpływ na kształtowanie naszej rzeczywistości.
Dzisiaj większość ludzi martwi się o jutro zapominając o tym, że to gdzie są obecnie, jest o wiele ważniejsze. Właśnie dzięki takim przemyśleniom kocham ten psychodeliczny stan, który przeskakuje wszelkie bariery naszej świadomości i pozwala nam zobaczyć coś większego. Dlatego nastawiłem się na tego tripa, żeby rozwiązać wszystkie rozterki, które mnie dręczyły od pewnego czasu.
Ale zanim do tego przejdziemy, wspomnę o tych pięknych, kolorowych, tańczących, emanujących życiową energią fraktalach, falach i wzorach, które towarzyszyły muzyce niosącej się po pokoju. Zawsze byłem fanem mieszających się zmysłów (słuchu, wzroku i dotyku), bo dzięki temu czułem ogromne połączenie z naszą Matką Ziemią. Nie widzieć czemu, tylko wtedy rozumiałem naprawdę proste rzeczy, np. po co tu jesteśmy, dlaczego warto czynić dobro i czym tak naprawdę jest miłość. To ostatnie poczułem szczególnie w momencie, gdy głaskałem kota, który w dotyku był jak aksamit. Był tak niewyobrażalnie delikatny i przyjemny w dotyku, że zajęło mi kilka godzin, zanim znudziłem się strukturą jego sierści. Czułem też, że w moim domu jest szczęśliwy i jest ogromnie przywiązany do mojej osoby. Niestety na co dzień tego nie widziałem, przez co poczułem lekkiego doła, że nie doceniam tego co mam.
W międzyczasie mój kolega A. zachwycał się wszystkim dookoła, śmiejąc się cicho pod nosem. Zapytałem, dlaczego się śmieje, a on na to "bo czuję w sobie szczęście" i w tym momencie uderzyła we mnie psychodeliczna fala ekscytacji, która jakby słuchała naszej rozmowy i czekała na odpowiedni moment, żeby się ujawnić. Na ścianach i suficie rozbłysły po kolei: drobne fraktale, tunele, energiczne sfery i na koniec całe galaktyki. Widziałem, że to było odzwierciedlenie mojej psychiki, która stopniowo się rozrastała po to, abym mógł dostrzec najgłębsze tajemnice mojego umysłu. Było to dosłownie jakbym znalazł się w swojej głowie, jak w jakiejś wielkiej bibliotece, w kosmosie, w którym każda gwiazda odpowiadała konkretnej myśli. Było ich setki tysięcy a może nawet miliony, lecz każda z nich była na tyle klarowna, żebym mógł się na niej skupić i ją przeanalizować. Niewątpliwie wywarło to na mnie ogromne wrażenie, bo jak nigdy do tej pory czułem kontrolę nad własną osobą.
Dodatkowo ekscytację spotęgował fakt, że identyczne przeżycie w tym samym momencie miał mój kolega A. Znając już zasięg naszej podróży, zaczęliśmy szukać czegoś ciekawego w naszych umysłach. Gdy już spożytkowaliśmy całą naszą fazę i odczuliśmy, że powoli schodzi i nic ciekawszego się nie zdarzy, postanowiliśmy zakończyć sesję. Pożegnaliśmy się, podziękowaliśmy sobie za przeżycia i kolega A. wyszedł z domu. Tutaj wydawałoby się, że jest już koniec raportu, a to dopiero początek...
Sprzątając w domu, cieszyłem się jeszcze lekką magią, która tuliła moje zmysły. I nagle wpadłem na pewien pomysł. Zawsze byłem ciekaw, jak moje receptory zareagują na kolejną dawkę tej niesamowitej substancji po zejściu pierwszej fazy. Dlatego zarzuciłem kolejny karton i zniecierpliwiony czekałem na pierwsze efekty.
Po około 40min znowu wszystko nabrało kolorytu, wejście było łagodne a przez to bardzo przyjemne. Zacząłem oglądać streamy z lola i zauważyłem, że po tej substancji odpala się we mnie doświadczony taktyk. Doskonale rozumiałem każdy ruch wszystkich graczy, przez co skutecznie byłem w stanie przewidzieć wynik każdego meczu. Dosłownie byłem prorokiem, który obliczając wszystkie zmienne wie, jak gra się potoczy.
Następnie stwierdziłem, że warto obejrzeć jakiś film, który by podkręcił mój stan. Wziąłem się za znany serial Rick i Morty. Normalnie magia... Oglądając wcześniej ten serial nie widziałem, jak jest on inspirowany tematem substancji psychodelicznych. Każdy dialog był odzwierciedleniem tego, co przeżyłem tego dnia. Dokładne opisy stanu psychiki pod wpływem psychodelików różnych osób, w różnych okolicznościach. Mimo że byłem zafascynowany odwzorowaniem tego stanu przez twórców, szybko mi się to znudziło i przeszedłem do rzeczy, która na stałe zostawiła ślad w moim sercu.
Włączyłem sobie na YouTube muzykę do medytacji. (Wpisałem psychedelic meditation sound i wyskoczył taki filmik z żółtą linią, która zataczała pętlę do środka, a w środku była głowa człowieka złożona z różnych kolorowych kształtów.) To był moment, w którym kompletnie wymiękłem z powodu potencjału tej substancji. Zamknąłem oczy, pilnowałem regularnego oddechu, skupiłem się na tym, żeby rozluźnić swoje ciało (chociaż po całym dniu nie było z tym problemu) i rozpocząłem podróż po swoim umyśle.
Siedziałem w odpowiedniej pozycji i rozmyślałem na wszystkie możliwe tematy i co ciekawe na żadne z zadawanych sobie pytań nie musiałem czekać na odpowiedź. Tak jakby moja podświadomość czekała na rozmowę ze mną, żeby to wszystko wyjaśnić i poukładać. Było to podobne do poprzedniego przeżycia z kolegą A., lecz tym razem nie było tak pięknych wizualizacji w formie galaktyk, choć i tak fraktale nie ustępowały. Mimo wszystko, zapewne przez skupienie spowodowane odpowiednią akustyką i samotnością, dotarłem do takich miejsc w swojej podświadomości, o których nawet nie śniłem. Cały ten monolog był na tyle trafny, żeby rzucić wszystkie nałogi, które mi towarzyszyły przez dłuższy czas, bo dopiero teraz sobie uświadomiłem, co robię ze swoim ciałem i psychiką. To było trochę jak powrót syna marnotrawnego, który wcześniej nie wiedział, że czyni źle, ale później to dostrzegł.
Po medytacji spojrzałem na zegarek i ku mojemu zaskoczeniu minęła prawie godzina, gdzie dla mnie w odczuciu minęło max 20min. Największym efektem ubocznym był jednak mój wzrok. Wydawało mi się, że patrzę teraz na wszystkie przedmioty w moim domu "Trzecim Okiem" (dosłownie czułem się, jakbym patrzył z centralnego punktu z mojego czoła). Wyglądało to, jakbym strzelał laserem, zaginając przy tym każdy obiekt, na którym skupiałem wzrok, pozostawiając całą resztę zasięgu mojego wzroku w pięknej psychodelicznej harmonii.
Gdy tylko doszedłem do siebie, znowu skupiłem swoją uwagę na kocie, patrzyłem na jego sierść pod światło telewizora widząc, jak każdy włosek zaczyna rosnąć tak, jak trawa wyrasta z ziemi. Widziałem na jego boku zielone łąki, które rozrastały się coraz wyżej, tworząc przy tym piękny pejzaż, którego za nic nie mógłbym przerysować na kartkę.
Przytłoczony pięknem natury postanowiłem pójść spać, będąc jeszcze pod wpływem substancji z nadzieją, że sny będą równie kosmiczne, jak cały ten trip, lecz miałem problem z zaśnięciem, a gdy się w końcu udało, nic ze snów nie zapamiętałem.
Na koniec gorąco polecam trick z medytacją, bo przysporzyła mi wiele pozytywnych doświadczeń.
- 4470 odsłon