może narodzenie
detale
raporty tomaszproblem
może narodzenie
podobne
„Może Narodzenie”
Na wstępie napomknę, iż nie bylem w stanie od pewnego momentu określać czasu.
Opowieść zacznę od decyzji o wyskoczeniu do centrum Rotterdamu autobusem aby w międzyczasie naładował się kwas , popodziwiać piękne widoki , wejść do kofa, skoro już wszystko uległo zrypaniu to niech chociaż coś przyjemnego, pomyślałem.
Pierwotnie mieliśmy udać się na euro maszt ale skoro niedokładnie znaliśmy drogę a błądzenie na kwasie 3,5km nie daje pomyślnych widoków na przyszłość wybraliśmy autobus i centrum. Po 20minutowej podróży, w której zdążył rozkręcić się kwas spożyty w około godziny 17 + niepotrzebne wyjście w kierunku euro masztu które po chwili marszu odrzuciliśmy. Daje nam około godziny 18 gdzie zaczyna się właściwy trip.
Pasmo poszukiwania cofee shopa The Reef który w moich oczach był tym czego potrzebowałem czyli ciepłem jako, iż był 25 grudzień i pospolicie było zimno co zabierało mi cały komfort tripa. Około godzinne błądzenie, cudowne widoki w centrum Rotterdamu, budynek z litera n, r bądź z który mienił się niczym gwiazdy, potęga wieżowców, ludzki pęd, holenderska ignorancja względem otoczenia, ogólny podziw, już wtedy wiedziałem ze będzie to niesamowity kwas, ten sam którego zamówiłem miesiąc temu i od miesiąca jem co 3 dni. Tak naprawdę wcześniej zdarzyło mi się jeść rzeczy podobne do kwasu typu 25i po czym oprócz tego spróbowałem może 5 różnych z czego definitywnie ten był najmocniejszym, w połączeniu z moim długo trwałym ćpaniem wszystkiego z niewielkimi pauzami i koszmarnymi realiami zaprezentował mi mojego pierwszego, ale to najbardziej wymownego odpowiadającego mi na wiele pytań i wyrzucający moje wszystkie leki i cały życiorys przed ryj. Taki po którym już nigdy nic nie będzie takie samo.
Usiedliśmy zmęczeni na ławce po dłuższym szukaniu kofa i długiej wizycie w mc donalds , z którego zdecydowanie trudniejsze od zjedzenia było wyciągnięcie hamburgera z torby zapaliliśmy lolka o którym mi się przypomniało że skręciłem go przed tripem na tripa. Paradoksalnie w międzyczasie pytając się ludzi okazało się ze palimy go jakieś 15m od cofeeshopa którego poszukiwaliśmy, tego z najlepszym jaraniem, dobrą ceną, pięknie wyremontowanym i dającym kwasowiczom to czego chcieli + ciepełko. +/- 19 godzina.
Wchodzimy legitymujemy się, kupujemy, z trudem bo z trudem, chyba z pomyłka pieniędzy palenie, kupujemy herbaty, przyjaciele moi zdarzyli już przejść przez bramki do środka palarni w The Reef i obserwują mnie jak stanąłem z 2 herbatami w ciężkim tripie, jakoś udało mi się przejść przez bramkę i finalnie spocząć w tym że kofie. Kof jak nazwa, jak na rafie koralowej muzyka dobiegająca jakby pod woda niezbyt przyjemna i nie w moim klimacie ale po części oddawała atmosferę tego miejsca, całkowicie nieswojo, jakby nie u siebie ale równocześnie niesamowity natłok bodźców, dźwięków, głosów, dialogów ludzi, różnych narodowości, spojrzenie w jedno miejsce widząc cale pomieszczenie, świadomość tego , że nie wiesz którędy się stąd wychodzi, łapanie się na tym że nie ruszało się bądź nawet nie oddychało przez jakiś czas, gdyby nie fakt ze było tam ciepło już dawno bym stamtąd uciekł. Dzięki przyjaciołom udało nam się stamtąd wyjść i tak drogą wejścia a nie wyjścia jak to jest w tym kofie. Ale udało się.
I wtedy dotarła do mnie świadomość, świadomość nieprawdziwa ale utrzymująca się przez następne 12h az do wypuszczenia mnie z pomieszczenia bez klamek. Że, tak naprawdę w kofie reef nie odzywałem się nic a mój przyjaciel po mojej prawej stronie wypowiadał to co ja właśnie chciałem powiedzieć, dosłownie w momencie gdy neuron wysyła impuls do wypowiedzenia wiadomości z tym ze dochodził nie do mych ust lecz mojego przyjaciela, to był moment w którym coś pękło. Mieliśmy telepatyczne połączenie naszych umysłów ,cały czas wypowiadał wszystko to co ja chciałem, tak jakby nawet tego nie chciał a wypowiadał,
(w tym momencie już najprawdopodobniej wszystko co widziałem to tylko i wyłącznie urojenie mojego mózgu + poplątanie autentycznych zdarzeń + wiedza dwojga ludzi którzy chcieli mi pomóc podczas tripa) Odwracam się, nie ma mojej wybranki, już nie wiedziałem o jej istnieniu, czas stanął, wszystkie auta przestały jechac i ludzie zniknęli i zostało uczucie braku czegoś, natomiast znacznie większej wiedzy na temat otaczającego mnie świata jak gdybym był równocześnie sobą i nią, i jedynym realnym czymś co mi zostało był mój przyjaciel, który sam nie wiedział jak dojść do domu, skąd wzięła się nieskończona pętla zimna, policji, próbowania wyjścia, z tego, nieskończony bad trip, nieskończenie wiele różnych finałów, którymi nie dało się dowolnie poruszać a wyrzucały mi mój każdy lek na wierzch, każdy strach ,od momentu zaczęcia się bad tripa i przed nim również, równocześnie kompletnie nie mając świadomości tego co tak naprawdę zaszło. Pomieszały się wszystkie zmysły , to już nie była synestezja tylko randomowa projekcja każdego zmysłu , rozebrałem się i biegałem nago po jednym z największych miast Europy, próbując się zabić, nie mając o tym pojęcia, próbując wyrwać komuś motorower, ratując się ludźmi jako jedyną realna istota gdyż z moich przyjaciół stałem się ja i istnieje tylko ja, Istota wszechwiedząca w 3 osobach która porusza się po czasoprzestrzeni z wiedzą co stanie się zaraz, co sprawiało wrażenie ostatecznego bezsensu gdyż co zostałoby nam gdybyśmy wiedzieli co dokładnie się stanie?
Po tym tripie wiem jedno, narkotyki nie bez kozery sa nielegalne, nawet marihuana potrafi doprowadzić i uwydatnić zaistniałe paranoje naszego mózgu o których nawet nie wiemy. Ćpałem intensywnie praktycznie wszystko co było pod ręka, zawsze chciałem więcej mocniej i dalej, mieć całkowitą wiedze o substancji, mieć doświadczenie i wiedze, ale nie każda wiedza i doświadczenie jest dobra i potrzebna w naszym życiu, (uznaje tego tripa za najcenniejsze doświadczenie mojego życia z racji, że udało mi się przeżyć i nie zostałem wiecznie nie odzywającym się kwasowym zwiechem, że moi ludzie żyją)że z niektórych rzeczy należy rezygnować na poczet innych.
Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, że udało mi się przeżyć to pomieszanie zmysłów nie odbierając przy tym zmysłów dwóm moim towarzyszom co się okazało jak wypuścili mnie z dołka holenderskiego bez klamek po około 12h i zadzwoniłem bo mieli moje rzeczy i moja partnerka odebrała. Oni żyli, nie zabiłem ani ich ani siebie, żyją i maja się dobrze, sam siebie tez nie zabiłem, a w tripie cały czas biegłem do światła przy rondzie i do klaksonu myśląc ze tak wyjdę stamtąd i ciągle się zatrzymywałem bo jednak miałem lek ze to nie tak działa. Jestem największym szczęśliwcem, że ci ludzie dalej są przy mnie, nie opuścili mnie nawet znając moje najskrytsze leki. Że państwo, w którym to się stało to Holandia w święta, gdzie nie dostałem za to nawet mandatu tylko po prostu mnie wypuścili i dali iść do domu, gdzie nie skopali mnie na dołku i nie wyciągali informacji skąd mam ten kwas, i że tak naprawdę jeszcze dzisiaj pójdę do pracy przez co jej nawet nie stracę.
Zabawne było uczucie lewitacji gdyż ktoś mnie wtedy niósł, natomiast obraz i to co się działo to była oddzielna projekcja mózgu, przeszedłem na nowo każdą sekundę mojego życia, narodziłem się na nowo, przeszedłem z fazy płodu, aż do momentu rozpoczęcia się bad tripa, obudziłem się w pokoju bez klamek w pozycji embrionalnej opierając się na samym mięśniu szyjnym w samym rogu pomieszczenia tak jakbym miał się zaraz narodzić. Ostrzegam z perspektywy człowieka który przez wiele lat ćpania tak naprawdę nigdy nie przeżył bad tripa, mimo wielokrotnego przećpania, wielokrotnego przedawkowania byłem zawsze chorym optymista który nawet nie dopuszczał do siebie złych myśli, nie balem się dragów, po raz pierwszy miałem drobny strach przed substancja i był to moment w którym aktywował się bad trip. Cenne doświadczenie, najprawdopodobniej najcenniejsze w moim życiu, natomiast cudem jest ze zostałem zdrowy na umyśle i nikogo nawet siebie przy tym nie zabiłem. A nie potrafili mnie opanować i gdyby nie fakt ze policja mnie zamknęła w pokoju bez klamek nagiego to bym się pewnie zabił. Ludzie ja nawet siadłem i srałem w imię miłości w samym centrum na rondzie ogromnego miasta, chciałem ukraść typowi skuter( tak naprawdę po prostu chciałem pomocy) Chciałem się nawet tam bzykać. Jedyne co mnie utrzymało przy życiu na całym bad tripie to to ze cały czas próbowałem wracać do momentu gdy moja wybranka mnie przytulała i mówiła, że będzie dobrze, cały czas pragnąłem tylko ciepełka i mojego skarbu. Dostałem ciepło w tym pomieszczeniu, a skarb rano. I żyje. Dla potomnych kwasowiczów. I pamiętajcie wszyscy Tabu jest czymś o czym się nie mówi.
Podczas pętli wielokrotnie stawałem przed decyzja czy wbiegnąć w to światło, tzn. wbiegnąć w drogę gdzie pewnie by mnie jakieś auto uderzyło, w psychice i obrazie było to tylko próba wyjścia a z fazy, wydawało mi się, że uda mi się w ten sposób wrócić do początku i cofnąć to wszystko, co miało się nie skończyć, jednak coś mnie cały czas jakimś cudem hamowało, albo ja sam ze strachu i wracałem do pętli albo ktoś mnie siłą. Cud, że żyje. Gdyby nie fakt , że holenderska policja to policja a nie kurwy bym skończył albo na zawsze zwieszony albo martwy pod kolami. Najgorszym odczuciem na Bad Tripie było to gdy stałem się jednością z trzema osobami, zniknęły one z mojego istnienia i wiedziałem co się stanie za moment. Dawało to efekt ostatecznego bezsensu.
Do tej pory znacie historie głównie z mojego punktu widzenia. A teraz poznacie skrócona wersje prawdziwych zdarzeń. Wychodzimy z The Reef orientuję się, że nie odzywałem się w kofie, połączenie myśli, umysłów, tabu, poszukiwanie drogi, włączenie się obłąkania w moich oczach, już wiedzieli, że mnie z nimi nie ma. Zaczynam biegać w koło krzycząc imię kolegi przez jakiś czas, siadam na ziemi przytulam się i oplątuje nogami wokół mojej kobiety po czym zjeżdżam na dupsko, kładę się na ziemi bo wiem ze dzięki temu zgarnie mnie policja i może tak będzie lepiej, ale nie, pętla znowu zaczynam biegnąć w stronę jadących samochodów i zatrzymuje się ponownie biegnę w drugą stronę, łapią mnie, wyrywam się szarpie, uciekam, policja nas spisuje, ja nagle wstaję i sobie idę jak gdyby nigdy nic, po czym znowu biegnę, w stronę jezdni ,już wiedzą że naćpani, nie chcą mnie brać, pytają się czy kwas pierwszy raz, oni, że nie, dalej na dołek, leże i stwierdzam, że będę srał, następnie twierdzę, że się rozbiorę i to robię, zaczynam biegać nago po centrum Rotterdamu, sram w imię miłości, wydaje mi się, że jestem ciągle ubrany, gdy mnie niosą do radiowozu to ja lewituje w moim tripie. A moich 2 przyjaciół zostało skwaszonych na peaku beze mnie gdy ja na dołku, oni myślący, że już nigdy nie wynormalnieję a ja na dołku myślący czy oni w ogóle żyją.
- 18618 odsłon
Odpowiedzi
nie każda wiedza i doświadczenie jest dobra i potrzebna w naszym
nie każda wiedza i doświadczenie jest dobra i potrzebna w naszym życiu, trafnie to ujales. zapamietam to sobie. tez chcialam zawsze doswiadczen i przygod bez konca i nie twierdze, ze zaluje, ale wiem dokladnie jak to jest miec o jedno przezycie za duzo. najwazniejsze, zeby wyciagnac wnioski i przezywac dalej
Wnioski sa takie, ze mamy
Wnioski sa takie, ze mamy cale zycie na to by nabierac doswiadczenia. Cpanie dzien w dzien, weekend w weekend. Nie prowadzi tak naprawde do niczego oprocz tego, ze w zbyt szybkim czasie nabieramy niepotrzebnego doswiadczenia i upadku zdrowia fizycznego, badz psychicznego tym kosztem. Grunt to odnalezc zloty srodek i siebie samego w nim odnalezc co niestety jest nielatwe.