wyjście z cienia
detale
wyjście z cienia
podobne
Czas i miejsce miałem idealne. Wisienka na torcie - pełnia Księżyca. Grzybów całkiem sporo, ale chciałem je strzelić na raz, by już zakończyć przygodę z Goldenami (nigdy wcześniej tej klasycznej odmiany nie próbowałem). Wyciągam wagę: error error, hasło nieprawidłowe. Jak kurwa nieprawidłowe? Padła, sama z siebie, gdzie nawet baterie miała cały czas wyjęte. Kto wie, może moja druga połówka użyła jej w kuchni? Mniejsza, wyciągam mniej dokładną wagę kuchenną. Wyszło 8 gramów, pewnie ze sporym hakiem. Trochę sporo jak na raz, ale z drugiej strony dwa razy po 4 to trochę jakbym czytał elementarz. Summa summarum strzeliłem ponad 6, a reszta poszła na mikrodawki.
Wejście typowe dla wysokich dawek: szybkie i mocne, nikt się tu w tańcu nie pierdoli. Wchodzę w astral jak do siebie i zamawiam niczym w knajpie szota: "ego death raz, proszę!" Naprawdę chcesz? - pytają nieco zdziwieni. Tłumaczą, że to nie ma dzisiaj sensu, tak jak nie ma sensu brać prysznica co godzinę w naszym świecie. Odpuszczam zatem, choć dobrze wiedzą, że jest gotowy rzucić się w przepaść nawet zaraz. Pytam ich, dlaczego tak wiele po podróży umyka, tak mało człowiek jest w stanie zapamiętać? Mam jedynie wrażenie ogromu, bez możliwości powrotu do detali. Mówią, że to trochę jak z niewidomymi, którym jakimś cudem objawiłby się kolor czerwony. Ani nie byliby w stanie go opisać, ani też po czasie sobie go przypomnieć, ze względu na brak punktu odniesienia, na brak podobnych bodźców w życiu codziennym. Pozostałby tylko zachwyt.
Mówią, że skoro już tu jestem i tym razem nie umieram, to polecimy wyżej. Albo głębiej. Albo bardziej do wewnątrz niż na zewnątrz. Nagle wpadłem do jakiejś studni, czy innego szybu, choć wrażenie było takie, jakby to owy tunel się poruszał względem mnie, gdy ja pozostawałem w tym samym miejscu. Ogrom twarzy różnych istot, niektóre nieprzyjemne do oglądania, inne wręcz przeciwnie. Niby wiem, że to tylko kwestia mojej ziemskiej percepsji, ale nie chciałem oglądać pozszywanych ze sobą mord niczym z powieści o potworze doktora Frankensteina.
Twoje życzenie jest dla nas rozkazem. Mordy zniknęły, ja zaś znalazłem sie w jakimś sterylnym, ogromnym pomieszczeniu, po którym przechadzały się zaskoczone postacie. To ja byłem powodem ich konsternacji. Obudził się - rzekł jeden z nich. Szybko doskoczyli do mnie i zaczęli uspokajać, przez co odniosłem wrażenie, że coś nieprawdopodobnego się musiało stać. Może dostałem odpowiednik ziemskiego zastrzyku? Może wprowadzili mnie ponownie w jakiś trans? Zacząłem zadawać pytania, na które otrzymywałem błyskawiczną odpowiedź: to nie tak, że was tu trzymamy jak niewolników, jesteście niczym oczka w materiale, tak tworzycie swoją rzeczywistość, ty zaś jesteś zmarszczką na tej satynie, prawdziwie świadomą swej egzystencji. Baw się dobrze, bo to właśnie radość >>uświadamia<<. A teraz wracaj śnić dalej, jeszcze wiele sukna trzeba utkać.
Zszedłem na ziemię. Miałem wrażenie, że dosłownie wszystko, wszędzie dzieje się na raz. We wszystkie strony. Znów to samo, TERAZ PAMIĘTAM, świadomość w superpozycji. Doświadczyłem już tego kiedyś, teraz dostąpiłem tego zaszczytu ponownie, a co za tym idzie - doszło do archiwizacji w pamięci. I to "kiedyś" to tylko ludzki konstrukt, przecież istnieje tylko TERAZ, KTÓRE TRWA. Ok, za wiele tego, poczułem, że jeszcze trochę i dopadnie mnie kompletne dysmóżdże i w naszym świecie, może i zostanę wszechwiedzącym, ale jednak tylko warzywem.
Wstałem, otrzepałem się. Na ciele luz totalny, głowa jeszcze nie do końca dojeżdża, ma problemy z równowagą, więc wróciłem do pozycji horyzontalnej. Pod powiekami echo tamtego świata, tutaj zaś wszystko delikatnie pływa. Wędruję myślami we wszystkie strony, staram się powtórzyć materiał z ostatniej lekcji, by pracy domowej było jak najmniej. A wiecie co jest najlepsze? I tak niczego nie zadali ;)
- 67 odsłon