psychodeliczno-dysocjacyjny rozkład osobowści na czynniki pierwsze
detale
raporty pilleater
- Mahometowżylnoprzeciwkaszlak
- Jeden z najlepszych tekstów, jakie przeczytałem na [H]
- Grzybowy bad trip.
- W naturze mamy ciągły ruch / by Adam Selene
- Siły drzemiące w naturze
- Moja pierwsza salvia
- Pierwszy lot, bardziej ślizg
- Pani Salvia
- Horror!
- Psychodeliczno-dysocjacyjny rozkład osobowści na czynniki pierwsze
psychodeliczno-dysocjacyjny rozkład osobowści na czynniki pierwsze
podobne
Miejsce oraz nastawienie, którego chyba tłumaczyć nie muszę, znajduje się w reporcie.
Substancje: (zachowana kolejność) około 0.2g suszu Jej Dysocjacyjności, 3g P.Cubensis na dwie osoby, po dwa piwa na głowę, 6mg klona i 20mg zolpidemu. Ajajaj xD
Podróżnicy: ja oraz S.
Drogi NG ;)
Dobra, wena wróciła a i po piwie się chce pogadać. W ubiegłą środę razem z moim towarzyszem poszliśmy do lasu, w którym dość długo nas nie było i nawiedziła nas ochota tak rekreacyjnie go odwiedzić. Fajna, niedawno zrobiona leśna droga przeciwpożarowa, prowadząca do sąsiedniej miejscowości. Dystans, żeby nie skłamać, nieco ponad cztery kilometry. Plus jeszcze powrót już asfaltem późnym wieczorem.
W zanadrzu ok. 3g grzybów, nieco Szałwii, po dwa żubry na głowę albo i żywce – nieistotne. Górzyste te nasze tereny, więc w upalny dzień nieco mozolnie się wchodziło. Ja wiem? Może po dwóch lub trzech kwadransach dotarliśmy na miejsce. Miejscem naszym tymczasowym był betonowy murek, można by powiedzieć mostek, pod którym płynie sobie z wolna strumyk i świergolą świerszcze.
Kocyk rozłożony, muzyczna Nokia kolegi gra jakiś miły dla ucha Trance, a tu z samary pigułożerca wysypuje Magiczne Grzyby. Żujemy, gryziemy, co chwilkę zapijamy browarem. Ten kurwa S jak to on, zawsze narzeka na smak. Ja go chyba kiedyś pierdolnę przez czerep! Nóż czy to grzyb, czy to pixa, czy tam inna tryptamina... Ale wódę to by na litry pił. A co ja go będę słuchał? ;]
Doświadczony trochę niemiło gwałtownym wejściem Cubensisów, wolałem konsumować przysmaki powoli ;] O dziwo zaczęły ładować się szybko (~10min), ale o tym zaraz. S. poszedł gdzieś w krzaczydła załatwić sprawy czysto-żółto-fizjologiczne, a ja w pełnym skupieniu nabiłem solidnie cybuch mojej kochaniutkiej, czerwonej fajki [którą swoją drogą powinienem już ze sto razy umyć].
Do roboty! Siarczyste zaciągnięcie przy niegasnącym płomieniu zapalniczki, gryząco-gorący dym dość długo [wystarczająco] potrzymałem w płucach. Aż tak mocnego „kopa” nie spodziewałbym się po suszu... i wolałbym nie wiedzieć, cóż mógłby ze mną wyczynić ekstrakt co najmniej pięciokrotny :)
Ciężko to opisać, ale spróbuję, choć i tak wiem, że opis raczej mało zobrazuje, cóż to Ziele wyczyniało.
Gałęzie drzew około dwudziestu metrów ode mnie zaczęły się delikatnie unosić. Ich liście nabierały ostrych, niemal jaskrawych barw. Nawet trawy starały się „wyprostować”. Zbliżała się do mnie jakaś taka niewidzialna ściana, której nie sposób było mi zobaczyć, za to odczuć - jak najbardziej. Stan odrealnienia narastał, był euforyczny, mistyczny, tajemniczy, niecodzienny, i co już wcale mnie nie dziwi - bardzo odprężający. Nie sądzę, bym przysłowiowo udźwignął jeszcze jedno zaciągnięcie :D Naprawdę ten jeden buch całkiem bez intencji był wystarczający.
Zaczęły wjeżdżać na dobre Małe Istoty. Wszystko stało się groteskowe, śmieszne, dzikie... Albo brakuje mi słownictwa, albo po prostu takie słowa nie istnieją w języku polskim, bo nic mi innego do głowy nie chce przyjść poza powtarzaniem, że było cudownie, wręcz idealnie. Lekkość ciała, posmak, przejrzystość umysłu, radość z istnienia obok równie nagrzybionego towarzysza... i tej bajecznej transującej muzyki.
Skończyło się piwo, ale to dopiero jedno. Okulary na nos, Armin w tle, ćwierkające ptaszki i dwóch napsychodelizowanych, głodnych przeżyć podróżników, powoli spacerujących kamienistą drogą leśną. Gadać się nie chciało – rozumieliśmy się bez slów przecież! Pod nogami kamyki jakoś tak nietypowo majaczyły, układały się w kolorowe wzorki po to, by po chwili ułożyć się w inne, jeszcze lepsze, jeszcze bardziej skomplikowane, a końca zmian ich kształtu ni cholery nie było widać. Percepcja wyostrzona, woń leśnych roślin rozpierała nozdrza a banan z ust zejść nie chciał.
Prześwitujące niebo pomiędzy koronami drzew opatulone były zmieniającymi się, jakby renderowanymi komputerowo pajęczynami w kolorach pasteli i wszelkich odcieni błękitu. Dawka tych grzybów trochę trąciła malizną, ale w końcu jak się nie ma co się lubi, to się ćpa, co się ma, nieprawdaż czytelniku?
Po drodze minęliśmy jakiegoś starszego pana. Chyba nic nie skumał. Pogadaliśmy chwil kilka i rozeszliśmy się w swoje strony. Po jakiejś pół godzinie wyszliśmy z lasu na wyjebaną w przestrzeń międzygwiezdną polanę, skąd widoki na tereny rozległe nie chciały choć na chwilę zamknąć powiek, których zadaniem jest nawilżanie patrzałek. Wszystkie oddalone krzaczki, drzewka, domki, łąki, wszystek to się ruszało, przyjemnie falowało, a ja czułem się jak pilleater z krainy czarów.
Znów rozłożyliśmy kocyk, znów leciała muza, słońce układało się powoli do snu. Ach te niebo :) Zamknąłem oczy. Z głupiej perspektywy ledwo ponad tygodnia nie mogę sobie dokładnie przypomnieć com to widział, w każdym razie było to zjawisko bardzo interesujące, hahaha. Miałem serię rozkmin, z którymi wybaczcie, ale dzielić się nie chce.
Gdy browar dobiegł końca, trochę bezmyślnie nafaszerowałem się klonami i zolpi. Bo dobre kilka kilosów wracałem, jakbym co najmniej wypił pół litra. Ale cholera ten humor... No i wizuale nie chciały znikać, a to peszek ;)
Życzę każdemu takich pozytywnie wykręcających psychikę podróży psycho-znawczych.
Z krainy fraktali,
pilleater de pigułożerca (grzybożerca)
- 25634 odsłony
Odpowiedzi
Jak napisać trip raport????
Jak napisać trip raport???? gdzie mam to zrobic???? HELP!!!!!
Nie Wszystko Ganja co się pali;)
Dodaj zawartość.
Dodaj zawartość.
spoko
spoczko ale te klony niepotrzebne chyba były, co nie? Nie ma to jak zażreć wszystko naraz....eh